Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagadkowa kolizja w Łysych. Co się tak naprawdę tam zdarzyło?

Robert Majkowski
sxc.hu
Zderzyli się, nie zderzyli? Jedno spotkanie na drodze w Łysych, pow. ostrołęcki, i dwie całkowicie odmienne relacje. Aż trudno w to uwierzyć…

Państwo Marianna i Stanisław Szablakowie z Łysych razem z dwiema córkami, 5 października 2013 roku wracali do domu z pracy w lesie w Serafinie. Była godz. 19.

- Twierdził, że w niego uderzyłem. Chciał 2 tys. zł

- Za kierownicą tico, którym jechaliśmy, siedziała córka - mówi mężczyzna. - W Łysych, w kierunku Lipnik, bardzo szybko środkiem drogi jechał samochód. Córka aż musiała zjechać na pobocze, kierowca tamtego auta odbił w przeciwną stronę i uderzył w metalowy słupek ogrodzeniowy. I on, i my zatrzymaliśmy się. Wyszedłem z samochodu, aby sprawdzić, czy tamtemu kierowcy nic się nie stało.

Jak twierdzi małżeństwo, za kierownicą siedział Władysław Talkowski z Łysych.
- W ogóle nie można się było z nim dogadać - tłumaczy pan Stanisław. - Był pod wpływem alkoholu. Wróciłem więc do tico i odjechaliśmy do domu.

Państwo Szablakowie mieszkają niedaleko miejsca zdarzenia, jakieś 200 - 300 metrów. Pan Stanisław z tarasu swojego domu przyglądał się więc, co dalej zrobi Władysław Talkowski. Ten, według niego, stał na światłach jakieś 10-15 minut, później podjechał do niego samochodem ktoś jeszcze i po upływie kilku minut oba auta odjechały.

- Dzień później przyjechał do mnie Talkowski na posesję i zażądał 2 tys. zł za naprawę szkód w aucie - mówi Stanisław Szablak. - Twierdził, że w niego uderzyłem. I mówił, że jechałem swoim audi, a nie tico. I że jechałem sam. Powiedziałem, że możemy jechać na miejsce zdarzenia i wzywać policję. Tak się nie stało. Na drugi dzień znów przyszedł, ale zszedł na 1,5 tys. zł. Powiedziałem, że żadnych pieniędzy nie dam i niech wzywa policję.

- Ulitowałem się nad nim

Relacja Szablaków z relacją Władysława Talkowskiego ma niewiele wspólnego. Pan Władysław wyjaśnia, że zdarzenie miało miejsce około godz. 20.

- Jechałem swoją hondą, na środku drogi stało audi - opowiada nam Władysław Talkowski. - Widziałem, że za kierownicą siedzi ze spuszczoną głową kierowca. Trąbiłem, zmieniałem światła z krótkich na długie, bo nie mogłem przejechać. Nagle ruszył w moim kierunku i przejechał po drzwiach, błotniku, zderzaku mojej hondy.

Po chwili, według jego relacji, tamten kierowca zatrzymał się. Miał nim być Stanisław Szablak.

- Spytałem się go: co ty robisz? - tłumaczy mężczyzna. - Był pijany. W samochodzie było niedopite piwo, które mu się przewróciło. Powiedziałem mu, że dzwonię na policję. On na to, że zapłaci za szkody, żeby nie zgłaszać na policję, bo żona go zabije. Spytał się, ile według mnie może to kosztować. Według mojej oceny 2 tys. zł, odpowiedziałem. Obiecywał, że zapłaci jutro. Ulitowałem się nad nim, znam go od kilkunastu lat. Szkoda mi go było, że straci prawo jazdy, wlepią mu grzywnę i obciążą kosztami.

Mniej więcej w tym czasie zadzwoniła do pana Władysława znajoma. Ponieważ miał problem z odpaleniem auta i obawiał się, że bez holowania się nie obejdzie, poprosił ją o podjechanie i o pomoc.

- Poza tym chciałem, żeby była świadkiem - dodaje pan Władysław. - Następnego dnia czekałem na Stanisława Szablaka. Nie przyjechał. Może coś źle zrozumiał mnie, myślałem, więc pojechałem do niego. Wyszedł na podwórko i mówi do mnie: słuchaj, nie wchodź do domu, bo będzie wojna, ja kombinuje te pieniądze, pożyczę czy coś, jutro ci je przywiozę.

Na obietnicy się skończyło. Pan Władysław kolejny raz podjechał do pana Stanisława, ale wówczas ich rozmowa wyglądała zgoła inaczej.

- Twierdził, że nic nie zrobił a ja chce od niego wyłudzić pieniądze - opowiada mężczyzna. - Powiedziałem: skoro tak, to ja zgłaszam to na policję.

Sprawie przyjrzał się sąd

I tak zrobił. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Ostrołęce. 7 października 2014 roku ten orzekł: Stanisław Szablak został uznany winnym kolizji. W uzasadnieniu wyroku czytamy:

Strony są zgodne jedynie co do tego, że w ogóle taka sytuacja miała miejsce. Szczegóły zdarzenia są jednak w taki sposób podane, jakby jego uczestnicy brali udział w dwóch różnych sytuacjach (…)
Według sądu zachowanie Władysława Talkowskiego polegające na zgłoszeniu kolizji na policję po kilku dniach stanowi konsekwencję tego, że obwiniony (Stanisław Szablak - red.) najpierw obiecywał pokrycie szkody w samochodzie pokrzywdzonego, a potem odmówił tego (…)
W ocenie sądu, gdyby w istocie obwiniony był przekonany do swoich racji, że nie uczestniczył w kolizji, nie było kontaktu między pojazdami, to nie proponowałby W. Talkowskiemu, że pojadą na miejsce zdarzenia, żeby udowodnić mu, że nieprawdą jest to, co mówił Władysław Talkowski.

Dodać należy też, że zdaniem sądu zeznania żony Stanisława Szablaka i ich córek różniły się. Nie zgadzały się m.in. podawana godzina zdarzenia, a także relacja z powrotu tego dnia do domu. Sąd nie dał wiary zeznaniom świadków - czytamy w uzasadnieniu - W ocenie sądu zeznania świadków osób najbliższych obwinionemu były podporządkowane wykazaniu okoliczności korzystnych z punktu widzenia obrony obwinionego.

Więcej na ten temat w aktualnym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki