Zielonogórzanin nie mieszkał na terenie hotelu, tylko w małej wiosce rybackiej. Na Mauritiusie językiem urzędowym jest kreolski, czyli mieszanka francuskiego i angielskiego. Ale bez problemów można się również dogadać po angielsku (Daniel skończył zarządzanie w języku angielskim w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu).
- Mauritius to jeden z najbardziej rozwiniętych afrykańskich krajów. Jest stabilny ekonomicznie i politycznie, mimo różnic kulturowych nie dochodzi tam do konfliktów na tle religijnym. Ludzie żyją z rybołówstwa, sprzedaży owoców. Nie mają nic, ale są szczęśliwi i przyjaźni. Nie przywiązują takiej wagi do wartości materialnych. Europejczykowi na Mauritiusie mogą się otworzyć oczy na sprawy, o których wcześniej nie myślał. Warto coś takiego przeżyć - opowiada 23-latek.
W pobliżu wsi Chamarel, która na Mauritiusie słynie z produkcji rumów, swoją enklawę założyli rastafarianie. Daniel zaprzyjaźnił się z nimi.
Wyspa jest w 70 proc. pokryta polami trzciny cukrowej, nie ma warunków do hodowli bydła. Mięso jest przede wszystkim importowane i dlatego bardzo drogie. Miejscowa dieta składa się więc przede wszystkim z owoców morza, ryb, owoców, manioku. Dominuje dieta wegetariańska. Ulubionymi trunkami są piwo i rum.