To on pobiegł na pomoc poszkodowanym w wypadku na DK nr 53
Podbiegł do drzwi. Chciał jak najszybciej wyciągnąć kobietę z auta. - Poprosiłem kolegę i jeszcze jednego pana o pomoc. Mówili, żeby zostawić ją i czekać na przyjazd karetki. Odpowiedziałem, że nie: może nas potrzebuje. Gdy otworzył drzwi, zobaczył młodą kobietę leżącą wzdłuż siedzenia. Twarz miała zasłoniętą włosami. - Odgarnąłem je i sprawdziłem tętno - mówi pan Jarosław. - Nie było wyczuwalne ani na dłoni, ani na szyi. Uznałem, że szybko trzeba przystąpić do reanimacji. Powiedziałem chłopakom, że na moją odpowiedzialność wyciągamy ją z auta. W końcu każda minuta zwłoki mogła być bardzo kosztowna. Dziewczynka płakała, wołała matki. Mąż chodził z boku, prosząc o ratowanie żony. Kolega z OSP i ten drugi pan, którego nie znam, pomogli mi. Zaczęła się walka ze śmiercią. - Rozpoczęliśmy resuscytację. Jak już byłem zmęczony uciskaniem klatki piersiowej, zmienił mnie kolega z OSP. I tak do przyjazdu karetki pogotowia. Wtedy kobietą zajęli się ratownicy medyczni. Niestety lekarz stwierdził zgon.