MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gorący temat. Tajemnicze morderstwa w Ostrołęce i Różanie

Piotr Ossowski
Fot. sxc.hu
Są takie sprawy, które nie dają spać spokojnie ostrołęckim śledczym. Są historie, które mrożą krew w żyłach. Są rodziny, które do dziś opłakują bliskich. I są mordercy, którzy bezkarnie żyją wśród nas…

Przedstawiamy Wam historie morderstw, czekających na rozwiązanie. Spraw, czekających na świadka, który pomoże śledczym złapać zabójców, a sądowi wsadzić ich do więzienia. Przeczytajcie je dokładnie. Może pamięć podpowie Wam rozwiązanie którejś z tych zagadek?

Ciało zawinęli w siatkę i wrzucili do Narwi

W lutym 1996 roku, mieszkańcy pewnego domu w Różanie, stojącego nieopodal mostu na Narwi, usłyszeli późnym wieczorem głośny plusk. Jakby coś ciężkiego wpadło do wody. Zaciekawieni wyjrzeli przez okno. Na moście stał samochód dostawczy. Chwilę potem, kierowca, nie włączając świateł, odjechał w kierunku Ostrowi.

Kilka miesięcy później, pewien wędkarz w podróżańskim Kaszewcu - kilka kilometrów w dół rzeki - zauważył w Narwi coś dziwnego, jakby duży pakunek. Po przyciągnięciu do brzegu, z przerażaniem zorientował się, że to ludzkie zwłoki owinięte w ogrodzeniową siatkę. Do dziś, w policyjnych i prokuratorskich aktach, wyłowiony z Narwi mężczyzna funkcjonuje jako NN (z łaciny nomen nescio - imienia nie znam).

To jedna z najbardziej tajemniczych, niewyjaśnionych do dziś zbrodni, które miały miejsce w naszym regionie. Przede wszystkim dlatego, że mimo wielu prób i ogromu pracy policyjnych kryminologów nie udało się znaleźć żadnego tropu, który pozwoliłby na ustalenie tożsamości mężczyzny. A bez tego nie ma nawet mowy o ustaleniu sprawców mordu - bo, że był to mord, nie ma wątpliwości.

Zwłoki były skrępowane i zawinięte w siatkę. Sekcja zwłok nie wykazała poważniejszych obrażeń - denat miał jedynie złamane dwa żebra. Wiadomo tylko, że miał około 35­ - 40 lat. Ustalono, że ciało, do chwili znalezienia, leżało w wodzie od dwóch do czterech miesięcy. Jako najbardziej prawdopodobną przyczynę śmierci przyjęto uduszenie.

To była egzekucja!

Wszystko wyglądało na zaplanowaną i wykonaną z bezwzględną precyzją, egzekucję. Ofiara miała na sobie dobre, markowe (kilkanaście lat temu to nie było takie powszechne) ubranie i japoński zegarek.

Zakładano wiele wersji: że mogła to być ofiara jakiegoś uprowadzenia, albo ofiara gangsterskich porachunków. Ale przecież nawet gangsterzy nie giną bez śladu. A tu nic. Pół roku po znalezieniu zwłok, prokuratura postanowiła dokonać ekshumacji. Po to, żeby fachowcy postarali się zrekonstruować - na podstawie czaszki - wygląd mężczyzny.

I tak się stało. W Akademii Medycznej w Poznaniu odtworzono jego przypuszczalny wygląd. Portret rozesłano do wszystkich komend policji w Polsce - porównywano go tam z wizerunkami osób zaginionych i notowanych. Bez rezultatów. Podjęto międzynarodową współpracę. Także nic z tego nie wyszło. Bezimienne zwłoki spoczywają na cmentarzu.

Mordercy ze Wschodu?

Czy mieszkańcy Różana, którzy słyszeli nocą plusk i widzieli na moście na Narwi dostawczy samochód, byli świadkami pozbycia się przez morderców zwłok? Tego też nie udało się ustalić.

Być może tropów do tej zagadkowej śmierci należałoby szukać za naszą wschodnią granicą. Koniec lat 90. to okres, kiedy w Polsce notowano sporą liczbę przestępstw, których ofiarami byli obywatele państw byłego ZSRR. Przyjeżdżali tu robić - nie zawsze legalne - interesy. Za interesami i pieniędzmi ciągnęli bandyci.

Zabili nożem i młotkiem

Kolejna z niewykrytych zbrodni, których akta spoczywają w archiwum ostrołęckiej prokuratury, dotyczy właśnie obywatela Ukrainy.

7 września 1997 roku, pewien ostrołęcki biznesmen jechał - w okolicach Laskowca - leśną drogą odchodzącą od trasy Ostrołęka-Łomża. Dwa metry od leśnego duktu zauważył ciało mężczyzny.
Okazał się nim Igor D., Trzydziestoparoletni Ukrainiec nie miał lekkiej śmierci. Ktoś jakimś ostrym narzędziem, najprawdopodobniej nożem, zadał mi wiele ciosów - te w obrębie klatki piersiowej mogły być śmiertelne. Podobnie jak rozległe rany głowy - od uderzenia młotkiem.

Policjanci znaleźli przy zmasakrowanym ciele portfel - było w nim trochę pieniędzy i dokumenty. Nie było więc problemu z ustaleniem kim jest ofiara - tu też żadnych wątpliwości - mordu. Ustalono, że sprawców było przynajmniej dwóch.
I
gor D., z kilkoma wpólnikami, zajmował się handlem samochodami. Wynajmowali mieszkanie w Katowicach. Auta kupowane na Śląsku - a czasem w Czechach - dostarczali pod wschodnią granicę. Tu, na przygranicznych giełdach, najczęściej w Ogrodnikach, sprzedawali.

Policja szybko dotarła do wspólników Igora D. Według ich relacji, Ukrainiec, ostatniego dnia swojego życia, pojechał właśnie ze Śląska pod wschodnią granicę. Sam. Tu miał sprzedać auto i wrócić ze znajomym.

Policja początkowo założyła trzy wersje zabójstwa. Według pierwszej Igor D. miał być ofiarą wspólników, według drugiej - zabił go ktoś z kim robił interesy i być może się nie rozliczył. Trzecia wersja zakładała, że był to zwykły napad rabunkowy - ktoś zabił Igora D. i zrabował mu samochód, którym jechał by go sprzedać.

Żadnej z nich nie udało się jednak potwierdzić. Policji nie pomogło dość hermetyczne środowisko handlarzy aut zza wschodniej granicy, którzy nie byli skorzy do opowiadania zbyt wielu detali o swoich interesach i ludziach, z którymi je robili. Rodzina Igora D. odebrała z Polski zwłoki. Do dziś żyją ze świadomością, że ci, którzy zabili Ukraińca, nie odpowiedzieli za to.

Obszerny tekst na temat tajemniczych i niewyjaśnionych zbrodni w naszym regionie znajdziecie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki