- Zawsze marzyłem, żeby odbyć w sierpniu pielgrzymkę do Częstochowy: pieszą lub rowerową. Ale nigdy się jakoś nie składało: a to urlopu nie miałem, a to na urlopie nie miałem czasu. Postanowiłem więc, że sam sobie taką pielgrzymkę zorganizuję.
1 sierpnia Zdzisław Piotrowski wsiadł na rower i wyruszył. Pedałował 22 godziny, z krótkimi przerwami na odpoczynek!
- Moja podróż zaczęła się przed godz.11.00. Deszcze troszeczkę padał wtedy, ale to mnie nie zniechęciło. Pierwszy przystanek miałem w Pruszkowie. Późnej ze dwa razy odpocząłem po kilka minut i dojechałem na Jasną Górę we wtorek, ok. 13.00.
Przejechał 387 kilometrów w 22 godziny (plus czas na odpoczynek).
- Korzystałem z nawigacji. Raz zaprowadziła mnie do lasu. - Śmieje się na to wspomnienie. - Prowadziła na skróty i musiałem przez to pieszo się przemieszczać przez pewien odcinek, bo nie dało się jechać.
W Częstochowie poprosił jednego z turystów, by zrobił mu zdjęcie i wysłał je je żonie oraz synom.
- Jeden z synów od razu do mnie zadzwonił, zdziwiony, że jestem w Częstochowie. Bo synowie nie wiedzieli o tej wyprawie - zaznacza.
Wiedziała za to żona pana Zdzisława.
- Żona była przeciwna tej podróży - przyznaje ostrołęczanin.- Martwiła się bardzo, że będę podróżował sam, do tego w nocy. A syn, gdy do mnie zdzwonił, zapytał z troską, gdzie zamierzam nocować. Odparłem, że będę szukał jakiejś kwatery. Syn mnie w tym szybko wyręczył i pojechałem do hotelu, w którym zarezerwował mi pokój. Jak doprowadziłem się do porządku i zjadłem obiad, padłem ze zmęczenia. Następnego dnia obudziłem się przed 5.00, poszedłem na odsłonięcie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej i zrobiłem jeszcze 16 km po Częstochowie.
Ale zanim ponownie wsiadł na rower, postanowił go wyczyścić. Poszedł więc do myjni. Samochodowej, oczywiście.
- Tam powstał problem: urządzenia nie były przystosowane do tak małego pojazdu - śmieje się rowerzysta. - Ale w końcu rower mi umyli. Jak go wyprowadziłem, kierownik myjni spytał kto mi ten rower mył. Wskazałem odpowiednią osobę, a szef zawołał tego pana i mówi: „ten rower nie jest dobrze umyty. Trzeba go jeszcze wytrzeć do sucha”. I tak zrobili. Zażyczyli sobie za usługę 5 zł, zapłaciłem dychę. Późnej odwiedziłem serwis rowerowy, gdzie nasmarowali mi łańcuch, sprawdzili ciśnienie w kołach i podciągnęli tylny hamulec.
I tak przygotowany, Zdzisław Piotrowski ruszył w drogę powrotną (po dwóch dniach pobytu w Częstochowie).
- W czwartek, 4 sierpnia, o godz. 11.00 wyruszyłem do Ostrołęki, a w piątek o 11.00 byłem w domu. Wracając, jechałem przez Most Siekierkowski w Warszawie. Widziałem tam… dziki. W drodze powrotnej dwa razy się zatrzymałem. Kryzys mnie dopadł przed Wyszkowem. Ale do Wyszkowa dojechałem, zjadłem cztery małe bułeczki i kontynuowałem podróż do Ostrołęki. W całej tej wyprawie ucierpiał mój tyłek - śmieje się sympatyczny mężczyzna.
Uniknął też, na szczęście, awarii.
Zdzisław Piotrowski ma 59 lat. Jest dyspozytorem w Miejskim Zakładzie Komunikacji w Ostrołęce, ponadto instruktorem nauki jazdy (przyznaje, że bardzo to lubi - red.). Lubi jeździć rowerem, ale jeździ turystycznie a nie wyczynowo i jakoś szczególnie się do wyprawy na Jasną Górę nie przygotowywał.
Wypad do Częstochowy to dla niego…
- Przygoda życia - mówi z przekonaniem. - Nie wiem, czy wielu ludzi w moim wieku odważyłoby się na taką wyprawę. Zresztą znajomi mnie pytają: nie bałeś się tak jechać w nocy? Może i się trochę bałem, ale strach mnie nie paraliżował. Jechałem, także przez las. Spokojnie, własnym tempem. To był dla mnie czas na rozmyślania. W towarzystwie jest raźniej i pewnie bezpieczniej, ale tu miałem całkowitą swobodę. Choć rozumiem, że żona się bała o mnie.
Pan Zdzisław ma kolejne „rowerowe marzenia”.
- Pojechałbym sobie dalej, gdzieś w Polskę, np. do Zakopanego. Niebawem jedziemy na wesele właśnie do stolicy Tatr. Pomyślałem, że mógłbym się tam wybrać rowerem, a pozostali członkowie rodziny pojechaliby samochodem, z bagażnikiem rowerowym. Ale żona ostro zaoponowała. A ja już nawet sprawdziłem, że trasa rowerowa do Zakopanego wynosi 524 km samochodem, czyli ok. 600 rowerem. Chętnie bym się w taką podróż wybrał. Nawet jestem gotów zainstalować żonie w telefonie taką specjalną aplikację, żeby w każdej chwili widziała, gdzie jestem - uśmiecha się Zdzisław Piotrowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?