Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jaka to dziewczyna

Rozmawiała Aldona Rusinek
Katarzyna Zecer
Katarzyna Zecer Aldona Rusinek
Z Katarzyną Zecer z Ostrowi rozmawiałam trzy lata temu tuż przed maturą. Miała już wówczas za sobą debiut w programie "Jaka to melodia". Grała wtedy o trzy samochody. Nie udało się. Ale teraz wygrała renault megane oraz 26 tys. złotych, nie licząc koguta. W dodatku studiuje na dwóch kierunkach. Jest, można powiedzieć, dziewczyną sukcesu.

Kilka tygodni temu można było podziwiać Cię Kasiu na ekranie telewizora. Byłaś niesamowita, kosiłaś wszystkich, zgadując każdą melodię w sekundę. Siedem melodii w siedem sekund! Chociaż miałaś 30-sekundowy limit. - Tak, to był rekord teleturnieju, choć sporo ryzykowałam. Ale trochę podpuścił mnie Robert Janowski, o czym dowiedziałam się później. Chciał podgrzać temperaturę finału. Na szczęście udało się, mnie także. Jakie umiejętności są przydatne w tym teleturnieju muzycznym? Słuch absolutny? - Niekoniecznie. Ja na pewno nie mam absolutnego słuchu. Myślę, że trzeba po prostu kochać muzykę i opanować umiejętność koncentracji. To jest chyba najważniejsze. Trzy lata temu grałaś o trzy samochody, bo nikt w kolejnych miesięcznych edycjach nie zwyciężył. Nagrody się skumulowały - to była pierwsza w dziejach telewizji tak wysoka stawka. Pamiętasz jeszcze tamte wrażenia? - Szczerze mówiąc było to dosyć koszmarne przeżycie. Zestresowano nas maksymalnie: jakieś wywiady, jakieś osobistości nas oglądały. Każdy nas chciał dotknąć, zobaczyć, porozmawiać. Sześciogodzinne nagranie w temperaturze 30 stopni. Nie bardzo mi się podobało. Odpadłam wtedy. Byli ludzie lepsi psychicznie. Samochody wygrał jakiś pan, a ja zostałam zawieszona na dwa lata. Zgodnie z regulaminem teleturnieju, ktoś kto gra o samochód, musi mieć dwuletnią przerwę. Postanowiłam wtedy, że zagram jeszcze raz, że przez te dwa lata poćwiczę koncentrację i psychiczną odporność. Okazja ku temu była świetna: matura i egzaminy na studia. - Właśnie - tuż po teleturnieju zdawałam na upragnione studia - polonistykę na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. To była też niezła konkurencja. Całe moje życie przeniosło się do Olsztyna. Jestem teraz na trzecim roku polonistyki, a od października rozpocznę drugi fakultet - dziennikarstwo. Dlaczego dziennikarstwo? - Lubię kontakty z ludźmi. Filologia polska, choć piękna, troszeczkę mnie rozczarowała. To jest przede wszystkim drążenie literatury, ślęczenie w książkach. A ja lubię życie, które toczy się wokół. Jestem osobą bardzo medialną. Dlatego pewnie tak swobodnie czujesz się przed kamerami telewizji. Powiedz, jak tam trafiłaś po raz pierwszy? - To dosyć szczególna historia. Moja mama z upodobaniem oglądała program "Jaka to melodia". Podśmiewałam się z niej, czego ty słuchasz, takich staroci! Ale raz i drugi obejrzałam z mamą teleturniej. Ona była niesamowita, wszystko zgadywała. Zdecydowałyśmy, że musi spróbować szczęścia przed kamerą. Pojechałam z nią na eliminacje. Dostała się i dotarła nawet do finału, ale w finale miesiąca zabrakło jej jednej melodii do tego, by wygrać samochód. Myślę zresztą, że w telewizji na mamie się nie poznali. Zirytowało nas to trochę, więc kiedy skończyłam 18 lat postanowiłam sama wystartować. Zresztą, bardzo mnie do tego dopingowali rodzice. Przeżyłam w tym czasie wypadek samochodowy - dachowanie "malucha". Po urazie głowy miałam kłopoty z pamięcią. Rodzice chcieli zmobilizować moją pamięć i sprawdzić moje umiejętności. Wypchnęli mnie szczerze mówiąc do tej telewizji. Jak wyglądała ta terapeutyczna sesja telewizyjna? - Od razu się zakwalifikowałam. Potrzebowali tam po prostu wygadanych, spontanicznych młodych ludzi. Ale, jak już wiadomo, wtedy mi się nie udało. Było to jednak znaczące doświadczenie, choćby dlatego, że rodzice się uspokoili. Okazało się, że potrafię znakomicie zmobilizować pamięć. Powiedz nam coś o kulisach telewizji. Czy Robert Janowski jest taki słodki tylko przed kamerą? - Skąd! Jest fantastycznym człowiekiem, całą duszą tego programu. To co widzimy na ekranie, jest tylko maleńką cząstką tego, co on robi. Jest bardzo serdeczny, życzliwy i bezpośredni. Nie stwarza wokół siebie aury gwiazdora, chętniej rozmawia o swoich dzieciach niż o telewizyjnych rautach. Myślę, że jest dobrym duchem dla wszystkich uczestników i pomaga im jak tylko może. Ale samo nagranie jest nieco męczące. Te minuty, które oglądamy później na ekranie, to kilka godzin wcześniejszej pracy przed kamerami. Mnie najbardziej męczyły światła kamer i ciągłe powtórki. Potem oglądam w telewizji - wszystko takie wyczyszczone, śliczne. A tyle pracy tylu ludzi to kosztowało. W jeden dzień przez wiele godzin nagrywa się to, co potem jest emitowane w kilku odcinkach w ciągu miesiąca. Trzeba mieć ze sobą trzy stroje, na trzy programy. Trzeba uzbroić się w nieziemską cierpliwość. Podczas finału było bardzo ciężko? - To był spory stres. O ten samochód grało nas troje studentów. Ścigaliśmy się ostro. Przed programem Robert spytał żartem: kto nie ma prawa jazdy? Dwóch kolegów nie miało. Kaśka, to chyba ty musisz wygrać tę renówkę - powiedział. I tak śmiesznie się stało. Ale napięcie było niesamowite. Podczas gry finałowej na sali nie ma nikogo poza obsługą techniczną i panią mecenas, która czuwa nad fair play. Wszystko musi być zgodne z regulaminem konkursu. Atmosfera nieco odbiega od tej zabawy, którą potem oglądamy na ekranie telewizorów. Czy startowałaś w innych programach telewizyjnych? - Raz, trzy lata temu. Zwerbowano mnie do teleturnieju "Szalony bieg" - o wydarzeniach i znanych postaciach XX wieku. Startowałam wtedy właśnie do teleturnieju "Jaka to melodia". Ten sam producent realizował "Szalony bieg". Nie zgłosiły się do tego programu żadne kobiety. Zaproponowano mi, żebym spróbowała. Co mi szkodziło? Odpadłam, oczywiście, bo przecież poszłam z marszu. Nie boisz się ryzyka, jak widzę? - Całe życie to jedne wielkie ryzyko. Ja lubię grać va banque, bo wtedy najlepiej się sprawdzam i w pełni realizuję. Mam w życiu dużo szczęścia, ale to jest szczęście bardzo przeze mnie wypracowane. Nigdy nic nie kapnęło mi z nieba. Niebawem odbierzesz swoje teleturniejowe trofea: samochód i 26 tysięcy złotych. To niemało dla tak młodej osoby. Co z tym zrobisz? - Samochód oddam rodzicom. Jeżdżą wciąż starym maluchem, więc dobry samochód im się przyda. A pieniądze pójdą na moje studia i na budowę domu. Chciałabym sobie także kupić telefon komórkowy. Gdybym natomiast kiedyś wygrała jakieś naprawdę duże pieniądze, otworzyłabym ogromne schronisko dla zwierząt. I co byś tam robiła jako polonistka i dziennikarka? - Po prostu troszczyłabym się o zwierzaki. A oprócz tego chciałabym chyba pracować w szkole, bo kocham dzieci. I pisywać do gazet. Byle nie o polityce, bo to okropne brudy. O ludziach, o kulturze. O życiu. O tym, co nam bliskie i ważne. Życzę Ci spełnienia marzeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jaka to dziewczyna - Tygodnik Ostrołęcki

Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki