Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje z duchami

Jarosław Sender

Pięć długich nocy nasi reporterzy spędzili w domu, który w okolicy zyskał sławę nawiedzonego. Przygotowani na tajemnicze przeciągi, upiorne głosy i gasnące latarki, czekali na spotkanie z duchami. Przed nimi nie jeden śmiałek miał uciekać z nawiedzonego domu gdzie pieprz rośnie.

Jest w gminie Olszewo-Borki dom, w którym podobno straszy. Nawiedzone domostwo stoi kilka kilometrów od Ostrołęki, tuż przy drodze do Warszawy i jeszcze do niedawna wisiała na nim tablica z informacją "Do sprzedania". O domu krążą przedziwne opowieści. Podobno już podczas budowy działy się tam rzeczy mrożące krew w żyłach. Pracownicy jak nigdzie indziej mieli ulegać wypadkom, a betoniarka przestawała beż żadnych wyraźnych przyczyn działać. W końcu jeden z budowlańców miał zginąć, spadając z rusztowania. Ponoć każda następna ekipa, którą wzywano żeby dokończyła budowę, rezygnowała już po kilku dniach.

Wywiał ich wiatr

Opowieści głoszą również, że dom stoi na jakimś starym cmentarzysku i stąd biorą się te wszystkie niesamowite zdarzenia. Inna wersja jest taka, że w niewykończonym budynku miał się powiesić jakiś mężczyzna, a jego dusza błąka się od tamtej pory po okolicy.

- Pamiętam jak ten dom budowano, nic tam się niepokojącego wtedy nie działo. Nikt nie zginął, nikt się nie powiesił. Żadnego cmentarza też tam nie było, tylko pole. Przynajmniej odkąd ja pamiętam, a młody już nie jestem - opowiada pan Hieronim, mieszkaniec pobliskiego Grabowa. - A co do duchów, to owszem, słyszałem, ale żadnego nigdy nie widziałem i trudno mi cokolwiek na ten temat powiedzieć - dodaje. - Są jednak tacy, którzy dom odwiedzili i podobno "coś" się działo.

Niedawno na forum jednego z lokalnych portali internetowych można było poczytać o wyprawach do nawiedzonego domu, które urządzają sobie żądni wrażeń młodzi ludzie: "Kumple ze 2 lata temu zrobili sobie wypad do tego domu. Po licznych opowieściach chcieli się tam wybrać… pojechali na 2 samochody wyposażeni w latarki i telefony z aparatami… wchodząc do domu mieli dosyć wesołe miny (wszyscy byli trzeźwi) i tak sobie chodzili, chodzili, aż nagle zaczęły im przerywać latarki, telefony niby robiły zdjęcia, ale żadne nie wyszło. W pewnym momencie zaczęło wiać, a najlepsze jest to, że tam są okna zabite deskami! Więc wszyscy zaczęli krzyczeć i wybiegli…".
Spróbujesz, pożałujesz...

Równie ciekawe historie opowiadają ludzie, mieszkający nieopodal nawiedzonego domu.

- Wielokrotnie słyszałam, że tam straszy, ale nigdy do głowy mi nie przyszło, żeby iść w nocy i przekonać się na własnej skórze, czy to prawda. Wiem jednak, że byli tacy odważni, którzy się na to zdecydowali i podobno żałowali. Od dawna krążą niesamowite opowieści na temat tego domu - powiedziała nam pani Irena.

Wtórował jej pan Zygmunt.

- Tak, tak. Podobno każdy, kto kupi ten dom, albo pojawi się w nim o północy, skończy źle. Tam jest jakaś klątwa, czy coś takiego - mówił, ściszając głos.

O domu i krążących wokół niego plotkach słyszał również Krzysztof Szewczyk, wójt gminy Olszewo-Borki.

- Docierały do mnie opowieści o tym, że dom jest jakoby nawiedzony, ale nikt, ani mieszkańcy, ani ksiądz, nie zgłaszali się z tą sprawą oficjalnie - mówi Szewczyk.

Całej sprawie niesamowitości dodaje fakt, że telewizja TVN przygotowała program poświęcony temu domowi i związanymi z nim opowieściami.

TO godzina duchów

Zła sława domu zaintrygowała nas na tyle, że postanowiliśmy sami sprawdzić wiarygodność tych wszystkich niesamowitych historii. Po skontaktowaniu się z jego właścicielami, otrzymaliśmy zgodę na odwiedzenie zabudowań w "godzinę duchów".

- Proszę nie spodziewać się jednak niczego niesamowitego, to są zwykłe ludzkie bajdurzenia. Co najwyżej, można natknąć się tam na pijaków, którzy w pustym domu urządzili sobie melinę, młodych ludzi poszukujących wrażeń albo na bezpańskie zwierzęta. Kupiliśmy ten dom kilkanaście lat temu i żyjemy tak my, jak i pan, który go nam sprzedał. Znamy oczywiście te wszystkie plotki o duchach, ale wiemy również, że być może rozpuszcza je osoba, która po prostu chce nam zaszkodzić. Natomiast telewizja, która przygotowała program o domu, zrobiła to bez naszej wiedzy i zgody, ale podobno próbowano tam udowodnić, że wymysły o duchach są prawdziwe - powiedziała właścicielka domu.

Nie zamierzaliśmy jednak tak łatwo rezygnować, wsparci powiedzeniem, że w każdej plotce jest zazwyczaj odrobina prawdy. Wyposażeni w aparaty, latarki i z duszą, nomen omen, na ramieniu, pojawiliśmy się przed nawiedzonym domem około północy. Ciemność, wiejący wiatr i chaszcze, rosnące wokół zabudowań, zapowiadały noc pełną wrażeń. Sam dom także nie zachęcał do odwiedzenia go o tej porze. Pozabijane okna, trzeszczące deski, puste pomieszczenia o ciemnych kątach, w których czai się niewiadomo co, mnożyły w naszych głowach najprzeróżniejsze nieprzyjemne skojarzenia. Kto oglądał film Blair Witch Project, ten mniej więcej wie, o jakiej scenerii mowa. Dodatkowo, aurę niesamowitość potęgowały zasłyszane wcześniej historie, bo jeżeli tylko część z nich była prawdziwa, to czekało nas sporo wrażeń. Ale skoro decyzja już zapadła, głupio było wycofywać się wpół drogi. Usadowiliśmy się w jednym z mrocznych pokoi, cierpliwie czekając na rozwój wydarzeń.

Duchy prosto z palca

Otuchy dodawaliśmy sobie opowiadając historie, a jakże by inaczej, o duchach. Tuż przed północą jeszcze raz postanowiliśmy upewnić się, czy oby dobrze robimy, jeszcze raz omówiliśmy plan ewakuacji w wypadku pojawienia się ducha i czekaliśmy dalej… I tak przez pięć kolejnych nocy, i za każdym razem nic. Żadnych duchów, zjaw, niewytłumaczalnych zjawisk. Pięć nieprzespanych nocy bez żadnych efektów. Najwyraźniej rację mieli właściciele, kiedy mówili, że w ich domu prędzej można się natknąć na bezdomne zwierzęta, niż na duchy.

- Nie spodziewałam się, że spotkacie tam jakiegokolwiek ducha. Tak jak już mówiłam, to są bzdury wyssane z palca - powiedziała po wszystkim właścicielka domu, który okazał się zwykłym pustostanem, bez duchów wychodzących ze ścian. Chyba, że te właśnie zrobiły sobie wakacje i straszyły w jakimś nadmorskim kurorcie...

PaweŁ Krajewski, Konrad Krawczyk

Straszny młyn

Kolejnym budynkiem w Ostrołęce, o którym krążą opowieści z dreszczykiem jest stary młyn przy ul. Słowackiego. Podobno nocami słychać tam jęki potępionych dusz, głośne kroki i jakieś dziwne odgłosy (o nawiedzonym młynie pisaliśmy już w TO w 2000 roku). Młyn stoi od 80 lat. Wybudował go Władysław Kandybowicz w 1927 roku, od tego czasu młyn miał wielu właścicieli. W latach 90 po raz ostatni zmielił mąkę dla młynarza z Dylewa. Od tego czasu budynek nie był w ogóle remontowany. Stare spróchniałe zadaszenie, tuż nad wejściem, wygląda jakby się miało zaraz zawalić. Ze ścian budynku tynk odpada dużymi "płatami". Dach również wygląda jak by miał zaraz gruchnąć o ziemię. Przy wejściu leży szkło z powybijanych szyby, gdzie niegdzie nie ma w ogóle okien. W środku czuć zapach stęchlizny, widać olbrzymie dziury w suficie, przez które można zerknąć na wyższą kondygnacje. Po podłodze walają się różne śmieci i kawały metalu. Wejścia do młyna "strzeże" równie stare, betonowe ogrodzenie, które również zaczyna się rozpadać. Wieczorową porą młyn może rzeczywiście sprawiać wrażenie nawiedzonego. Otwory okienne pozbawione szyb wyglądają jak ciemne oczodoły wpatrzone w przechodniów. Na wietrze słychać łopotanie starej papy dachowej.

Właściciel sklepu znajdującego się nieopodal zrujnowanego młyna zapewnia, że nie spotkał się z żadnymi paranormalnymi zjawiskami, których źródło było by w opuszczonym budynku.

- Jedyne, co w tym młynie jest strasznego to tylko jego wygląd - mówi Henryk Kowalczyk. - Wiele razy przechodziłem obok młyna w bardzo późnych porach i nikt na mnie nie wyskoczył z workiem. Jedynie, kto w środku może straszyć to złodzieje, kradnący złom. Sam budynek nie jest wiele już wart, ale miejsce, w którym stoi jest bardzo atrakcyjne. Dobrze by mi służył jako magazyn - śmieje się Henryk Kowalczyk. n (kk)

Strachy koło Przasnysza
Do niezwykłych miejsc: ruin, wzniesień, bagien bardzo często dorabiana jest mniej lub bardziej prawdopodobna historia z kategorii "niesamowitych". W powiecie przasnyskim są przynajmniej trzy takie miejsca.

Droga Chorzele - Jednorożec przed wsią Małowidz. Stoi tu fantastycznie poskręcana sucha sosna, na której wisi kapliczka. Według informacji ludzi mieszkających w pobliskich wsiach, drzewo to miało służyć za szubienicę wojskom niemieckim i rosyjskim podczas I wojny światowej - z tego powodu uschło. Drzewa nie można także ściąć, gdyż broni go tajemnicza siła. Bartnik, który chciał ściąć sam czub drzewa, spadł z niego i zabił się.

Droga krajowa nr 57 Chorzele - Przasnysz, na odcinku od Mchowa do Przasnysza. Licząca 5 km trasa jest miejscem częstych wypadków samochodowych, w tym wielu śmiertelnych. Na przełomie lat 80. i 90. zaczęto opowiadać o niezwykłej białej damie, pojawiającej się zwykle przed autem, które później ulegało wypadkowi. To ona miała zwodzić kierowcę jadącego za nią i powodować wypadek. Niektórzy opowiadali również, że zwodniczy był biały samochód z ciemnymi szybami, przez które nie można było dojrzeć kierowcy. Istniała także jeszcze inna wersja tej opowieść, mówiąca, że na drodze pojawia się duch osoby, która kiedyś zginęła w wypadku. Jednak w przeciwieństwie do białej damy, starał się on pomóc kierowcom jadącym pechową trasą.

Okolice Zdziwója Starego i Nowego, gmina Chorzele - tu bije niewielkie źródło, będące celem wypraw dzieci i młodzieży, mieszkającej w okolicy. Według podań przed wielu laty miał stać tam kościół, który z niewiadomych przyczyn zapadł się pod ziemię.
Podobno są osoby, które w pobliżu źródełka nadal słyszą bicie dzwonów z zapadniętego kościoła. n

MichaŁ Wiśnicki

Czy wierzysz w duchy?

Maciek Mik: - Nie wierzę w duchy. Lubię oglądać filmy o nich, ale duchy to tylko fikcja lub zwidy. Nigdy żadnego ducha nie spotkałem i pewnie nie spotkam. Nie znam również nikogo, kto by miał kontakt z takim zjawiskiem.
Emila Dąbrowska

- Ciężko mi jest powiedzieć czy wierzę w zjawiska paranormalne czy nie. Gdybym się uparła to mogłabym twierdzić, że raz coś widziałam. Był to mężczyzna. Postać ta ukazała się na kilka sekund, po czym zdematerializowała się w drobne kryształki unosząc się w górę. "Widzenie" miałam tuż przed zaśnięciem, więc rozum podpowiada, że jednak mi się to śniło, choć irracjonalny lęk pozostaje i jakiś niepoprawny zwój mózgowy podpowiada - "nie spałaś, nie spałaś, przecież wiesz, że nie spałaś". I dlatego nie wiem, co o tych sprawach myśleć.
Beata Romanowska

- Nie wierzę w duchy i nigdy żadnego nie spotkałam. Słyszałam za to wiele opowieści o duchach - niektóre były… hm, dosyć dziwne. Istnieje na przykład taki przesąd, który mówi, że po śmierci duch zmarłego odwiedza swój dom przez trzy kolejne noce od pogrzebu. Jednak można się przed tymi niecodziennymi odwiedzinami obronić, stawiając do góry nogami stołki, na których stała trumna ze zwłokami. Moim zdaniem ta opowieść brzmi głupio.
Magdalena Majkowska

- Zawsze stąpałam twardo po ziemi i duchów się nie boję. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie - czy duchy istnieją? Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Moim zdaniem nie, ale może myślę tak dlatego, że na ducha się jeszcze nie natknęłam? Za to bardzo lubię oglądać horrory. Podczas oglądania mam niezły ubaw. n (kk, pk)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki