Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

30 salowych zwolnionych! W szpitalu w Ostrołęce będzie brudno?

Redakcja
Trzydzieści pań, które dbały o czystość w ostrołęckim szpitalu i pomagały chorym, straciło po Nowym Roku zatrudnienie. Za pracę podziękowała im Spółdzielnia Inwalidów „Naprzód” z Krakowa, firma zewnętrzna, która została wyłoniona w przetargu do świadczenia „usługi kompleksowego utrzymania czystości w szpitalu”.

Czy panie w tak okrojonym składzie wywiążą się teraz należycie ze swoich obowiązków? Czy nie ucierpią na tym pacjenci?

Dyrekcja szpitala, słysząc te pytania, bezradnie rozkłada ręce, tłumacząc, że to nie oni zwolnili salowe, tylko świadcząca usługi na rzecz szpitala firma „Naprzód”.

- Wszelkie zmiany organizacyjne dotyczące pracowników firmy „Naprzód” świadczących usługi utrzymania czystości w szpitalu w Ostrołęce wynikają ze zmiany przepisów prawnych i nastąpiły w związku z ustaleniem wysokości minimalnej stawki godzinowej za każdą godzinę wykonania zlecenia lub świadczenia usług. Jednocześnie informujemy, że firma „Naprzód” zamierza w roku 2017 zwiększyć zatrudnienie pracowników dedykowanych do realizacji usługi utrzymania czystości w szpitalu - takie oświadczenie przysłał nam Andrzej Różański z firmy „Naprzód”.

Zamiast podwyżki, obcięli nam godziny

- Firma myśli wyłącznie o swoim zysku, nie o pracownikach - skarży się jedna z salowych (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), zatrudnionych przez firmę „Naprzód” w ostrołęckim szpitalu. - Pracujemy za najniższe pieniądze, bardzo ciężko, bo obowiązków jest dużo. Nie mamy żadnych premii, nadgodzin, stawek za pracę w nocy i święta. Nie ma jakichkolwiek świadczeń socjalnych. Teraz, żeby nie płacić wyższych pensji, które zagwarantował rząd podwyżką płacy minimalnej, zostały obcięte nam godziny, o 8 tygodniowo. Przeorganizowano obsadę - mówi zdenerwowana kobieta.

Z bloku operacyjnego, gdzie powinien być najwyższy reżim sanitarny, zostało przeniesione salowe do obsady innych oddziałów, z których pozwalniano pracowników. Podobnie na izbie przyjęć.

- Jest tylko jedna osoba na dyżurze od 19.00 do 7.00 rano i od 15.00 do 23.00 kolejna - mówi nasza rozmówczyni. - Dziwnie obsadzone są weekendy, normalnie dyżury były 12-godzinne. Teraz jedna osoba przychodzi na 12 godzin, druga na 9. A trzeba pamiętać, że salowe nie zajmują się tylko sprzątaniem czy zmianą pościeli. Ale też wykonują obowiązki, które mogłyby wykonywać pielęgniarki. Zawożą pacjentów na badania, chodzą po wyniki, albo z wynikami. Poza tym roznoszą posiłki, zbierają naczynia po nich.

Salowa podkreśla, że już w starym szpitalu brakowało personelu. „Nowy” szpital jest dużo większy. A tymczasem - jakby na przekór logice - pracowników ubywa.

- Bywają sytuacje, że salowa rozdaje np. obiad czy kolację i jest w tym czasie przyjęcie czy przyjęcia chorych na oddział. Trzeba przygotować łóżko i nie ma drugiej osoby, która się tym zajmie. Zostawia więc posiłki i zajmuje się przyjęciem, łóżkiem. Wydanie obiadu czeka - opowiada kobieta i dodaje z rozgoryczeniem:

Pielęgniarki swoje wywalczyły. O nas nikt nie dba, nikt się nie upomina. Zwłaszcza o oddanych, etatowych pracowników. Bywa że osoby, które są na umowach, po prostu nie przychodzą do pracy. Nie można wobec nich wyciągnąć konsekwencji, po prostu rezygnują z dnia na dzień. Nie opłaca im się dojeżdżać do pracy z terenu, bo dojazdy pochłaniają dużą część tego co zarobią. Nie mają czym dojechać, bo godziny pracy nie pokrywają się z autobusami, albo rezygnują, bo to ciężka praca, a mają pieniądze z 500 plus. Ostatni raz mieliśmy godziwe warunki zatrudnienia, kiedy należeliśmy do szpitala. W tej chwili jest dramat. Firma robi wszystko, żeby uniknąć wypłacenia większych pieniędzy. Teraz też nie dostaliśmy pieniędzy za noce. Na zebraniach, gdy upominamy się o swoje, słyszymy, że na nasze miejsca chętnie przyjdą obcokrajowcy. Wynajdują jakieś prawne kruczki, żeby tylko nie dać ludziom więcej pieniędzy.... Jakby mieli je dawać za darmo, a nie za naprawdę ciężką pracę.

Mniejsza obsada na bloku operacyjnym

Sławomir Gronowski, kierownik bloku operacyjnego w ostrołęckim szpitalu, podkreśla:

- Nie zgadzam się z takimi decyzjami, zwolnieniami ludzi - mówi. - Ale niestety tak jest. Nie mamy na to wpływu. Decyzja o podwyższeniu stawek godzinowych nie została odpowiednio przygotowana. Konsekwencje są właśnie takie. Życie przynosi nam nieustannie niespodzianki. Nie zawsze są one przyjemne i korzystne.

A jak zwolnienia salowych przełożyły się na czystość na bloku operacyjnym i na pracę chirurgów?

- Trzy salowe zostały przeniesione na oddziały łóżkowe. Zmiany zaistniały od 1 stycznia, Za wcześnie jeszcze oceniać jak to się przełoży na działalność bloku operacyjnego - mówi nam doktor Sławomir Gronowski. - Organizacja pracy tych pań została zmieniona. Mam nadzieję, że będzie dobrze...

Nie mieliśmy dodatkowego miliona

Dyrekcja szpitala w Ostrołęce zdaje się odsuwać od siebie problem.

- Zwolnienia salowych nie zależały od nas - podkreśla Włodzimierz Kucharski, zastępca dyrektora ds. medycznych. - Nie jesteśmy pracodawcami salowych. Na dziś nie mamy skarg, ani informacji, żeby panie nie wyrabiały się ze swoimi obowiązkami i żeby w szpitalu nie było należytego porządku.

Zanim dyrekcja firmy „Naprzód” podjęła decyzję o rozwiązaniu umów z trzydziestoma paniami, toczyły się rozmowy pomiędzy spółdzielnią a szpitalem.

- Firma wygrała przetarg na świadczenie usług w naszym szpitalu na określoną kwotę - wyjaśnia dyrektor Kucharski. - Próbowano wynegocjować więcej pieniędzy na działalność w roku 2017, ale my niestety nie mieliśmy dodatkowego miliona złotych. Nie stać było na zmianę warunków umowy. Zostaliśmy przy tych warunkach, które zostały uzgodnione wcześniej.

Cały artykuł przeczytasz w papierowym wydaniu TO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki