Beata Modzelewska

Ostrołęka/Gnaty: Z nimi można dotknąć chmur

Ostrołęka/Gnaty: Z nimi można dotknąć chmur
Beata Modzelewska

Realizują swoje marzenia, a przy okazji zabierają chętnych na podniebne spacery.

- To jak, lecimy? - Zaskoczyli mnie bracia Żyznowscy, podczas rozmowy o moto- i paralotniarstwie - ich wielkiej pasji. Zamierzałam tylko zajrzeć na chwilę na lądowisko, by porozmawiać z nimi o lataniu. Ale, przyznam szczerze, oczy mi się zaświeciły. Co mnie zaskoczyło: nie czułam strachu, „dosiadając” motoparalotni, a jedynie ciekawość.

Mateusz Żyznowski zabrał mnie na podniebny spacer po Ostrołęce i części gminy Lelis. Miasto jest z lotu ptaka nieduże, za to wyraźnie widać, jak istotną jego część zajmują… ogródki działkowe. Pięknie wyglądają zakola Narwi. Generalnie - jest bardzo zielono. Ameryki nie odkrywam, bo przecież nie od dziś wiadomo, że tereny leśne zajmują 1/3 powierzchni Kurpi, natomiast z niskiego pułapu aż tak tego nie widać. A może przestajemy już to dostrzegać, mieszkając tu?

- Osiągnęliśmy wysokość 320 metrów, możemy trochę poszybować - oznajmił nagle pilot, troszkę mnie tym stresując (ale to chyba ma do siebie nowość, że stresuje).

Pofruwaliśmy sobie jeszcze troszkę (z drobnymi tylko turbulencjami) i bez problemów wróciliśmy na ziemię. Spodziewałam się, że to posadzenie maszyny na łące może być trochę dokuczliwe, ale Mateusz Żyznowski pokazał klasę!

Poczuć się jak Ikar

Bracia Żyznowscy - Mateusz i Marcin - są ostrołęczanami. Wraz z Angeliką Piersą z Gnatów (gm. Lelis) tworzą Kurpsie Flying Team. Motoparalotnię kupili (z dofinansowaniem z LGD Kurpsie Razem), by realizować swoją wielką pasję.

- To jest takie odwieczne dążenie człowieka do wolności. Bo latając moto- czy paralotnią można poczuć się jak mityczny Ikar. - Dzieli się refleksją Marcin Żyznowski, starszy z braci, 34-letni. - Jest takie powiedzenie: Żyję, żeby latać, latam, żeby żyć. I ono świetnie obrazuje moje odczucia - uzupełnia.

- Lot daje poczucie wolności i wielką przyjemność - dorzuca 25-letni Mateusz.

Realizować tę pasję zaczęli ponad dwa lata temu, od przygotowania formalnego, czyli uzyskania uprawnień - państwowych licencji, których zdobycie wymaga czasu i niemałej wiedzy z kilku dziedzin. Ma je cała trójka. Plus dodatkowe kursy, egzaminy, badania lekarskie konieczne przy lotach z pasażerem.

- Już jako dziecko marzyłem, żeby rozstać pilotem. Ale myśliwca. O paralotniarstwie jeszcze wtedy nie myślałem - śmieje się Mateusz. - Ale że ten sport stał się w ostatnich latach popularny w Polsce, to łatwiej mi było pójść w tym kierunku - dodaje.

- To łatwy sport - przekonuje Marcin Żyznowski. - Jeśli ktoś chce, na pewno jest w stanie się nauczyć. Należy przede wszystkim odrzucić przekonanie, że człowiek ma lęk wysokości. Tak naprawdę na sto osób może jedna czy dwie mają lęk wysokości. A pozostali po prostu się boją. I to jest normalne uczucie. A na kursie, o którym tu wspominamy, człowiek poznaje samego siebie: swoje motoryczne zachowania, przy tym, jak uczy się stawiania skrzydła, kontrolowania go. Potem instruktor, krok po kroku wprowadza kolejne elementy, tak jak na kursie na prawo jazdy. I gdy w normalnym tempie przez to wszystko się przejdzie, okazuje się, że wzniesienie się na wysokość 200-300 metrów, to żaden problem.

Maksymalnie można polecieć do trzech kilometrów w górę, na wyższych pułapach trzeba mieć pozwolenie.

- Zazwyczaj latamy na wysokości ok. 500 metrów - mówi Mateusz Żyznowski. - Ale to zależy od dnia i od chmur. Dzisiaj np. są dosyć nisko, właśnie gdzieś ok. 500 metrów nad nami.

Skakać z chmurki na chmurkę

Obaj zaczynali od paralotni.

- Paralotniarstwo swobodne, czyli lot bez silnika, jest dla mnie fajniejsze - mówi Mateusz. - Bo nie słychać warkotu silnika, jak w mo-toparalotni. Korzystamy tylko z sił natury, żeby unosić się w powietrzu. I możemy skakać z chmurki na chmurkę. W Polsce jest rekord ponad 300 km w locie swobodnym, za jednym przelotem. Na Kurpiach byłoby trudno latać paralotnią, ze względu na ukształtowanie terenu - jest po prostu zbyt płasko. Na naszych nizinach za bardzo nie można poszaleć.

- Ale będziemy dążyć do tego, żeby kupić wyciągarkę, która umożliwi start paralotni - dodaje Marcin.

Kurpsie Flying Team to projekt, jak mówią bracia, dalekosiężny. Na razie w fazie raczkowania.

- Mamy kilka różnych pomysłów, ale na razie nie chcielibyśmy jeszcze o nich mówić - tajemniczo podkreśla Marcin.

Jak wywnioskowałam z rozmowy, bracia chcą miedzy innymi startować w zawodach, przy okazji promując region.

Mała wielka metropolia

Paralotniarstwo to niezbyt tani sport. Skrzydło i uprząż, spadochron ratunkowy, kaski, itp. to wydatek około piętnastu tysiecy zł.

- I nie polecałbym używanego sprzętu - zaznacza Marcin.

- No i bez kawałka ziemi trudno startować - dopowiada Mateusz.

Oni mają do dyspozycji łąkę w Gnatach.

- My startujemy z kół. Ale jest też możliwość startu z nóg, z silnikiem na plecach - uzupełnia Marcin.

Co słyszą, gdy lecą z pasażerem?

- Przy pierwszych metrach po oderwaniu się od ziemi, zwykle słyszymy: ale to jest fajne, nie wiedziałem, że tak może być. Na górze często pada: Ale na nasza Ostrołęka jest mała - opowiada Mateusz. - Ja wtedy tłumaczę, że latałem nad Warszawą i miałem podobne odczucia. Mówię, że to jest nasza mała wielka metropolia. - śmieje się. - A gdy lądujemy, często pada pytanie: kiedy umawiamy się na następny raz?

- Albo na wyższe loty, żeby dotknąć chmur - uzupełnia Angelika. - Żeby poczuć smak adrenaliny w chmurach. I wówczas nie przeszkadza nawet chłód na większej wysokości. Każdy by chciał dotknąć chmur. - uśmiecha się.

I doskonale to rozumiem już po pierwszym locie.

- A wschód słońca nad Ostrołęką jest tak piękny, że chce się wstać o trzeciej trzydzieści, a nawet wcześniej, żeby o czwartej polecieć, jeszcze we mgle. Widoki są niesamowite, gdy Narew paruje i wstaje nowy dzień.

Beata Modzelewska

W zawodzie dziennikarza od ponad 25 lat: najpierw z radiowym mikrofonem, potem z telewizyjną kamerą, w ostatnich latach - "z piórem".


 


Moja przygoda z "Tygodnikiem Ostrołęckim" zaczęła się w 2004 roku.


 


Od lipca 2017 roku jestem redaktor naczelną "Tygodnika Ostrołęckiego" i www.to.com.pl.


Dziennikarstwo to nie tylko mój zawód - to moja wielka pasja.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.