O jakim szoku mówiła Aleksandra? Oczywiście kulturowym.
- Ludzie są tam strasznie mili. Zagadywali do nas na ulicy, nawet bez jakiegoś konkretnego powodu – mówi uczennica III LO.
- Nie traktowali nas jak „obcych”. Czuliśmy się, jakbyśmy mieszkali tu od lat – dodaje jej koleżanka Wiktoria Rodzeń.
Na początek „spanglish”
Co ciekawe, pierwsze chwile w Hiszpanii nie były wcale takie łatwe. Uczniowie do rodzin, u których zamieszkali, stawili się o godz. 1.00 w nocy.
- Pani, do której trafiłyśmy, słabo mówiła po angielsku, a my w dodatku jesteśmy w grupie początkującej z języka hiszpańskiego – opowiada Oliwia Włodarczyk. - Nie mogłyśmy się więc z nią dogadać. Nasza rozmowa to była więc takie „spanglish” (z uproszczoną gramatyką hiszpańską i dużą liczbą zapożyczeń z angielskiego – red.).
- Pierwszego dnia byłam załamana, bo niczego nie rozumiałam – opowiada jedna z uczennic. - Ale pod koniec pobytu rozmawialiśmy już po hiszpańsku o polityce, historii.
Rano uczniowie uczestniczyli w czterogodzinnym kursie języka hiszpańskiego w szkole Ail Madrit. Po południu uczyli się m.in. tańca flamenco i gotowania.
- Robiliśmy tortillę de patatas, czyli ziemniaki usmażone z cebulą, coś a’la omlet – mówi Wiktoria. - Przygotowałam to później już w domu, nawet mi wyszło. Gotowaliśmy też zupę gazpacho i „pan tumaca” (chleb z wtartym pomidorem, doprawiony solą i pokropiony oliwą – red.).
Lasagna i pizza po 21.00
Hiszpańskie posiłki w ogóle zaskoczyły nasze rozmówczynie.
- Tam jedzą strasznie ciężkie kolacje: o 21.30 jedzą lasagne czy pizzę – mówi Luiza Zalewska. - A na śniadanie mają… płatki z mlekiem, tosty, którymi nie dało się najeść.
- Polacy są przyzwyczajeni do bardziej treściwych śniadań, a Hiszpanie jedzą śniadania bardziej na słodko – wyjaśnia nauczycielka Anna Orłowska. - Poważniejszym posiłkiem, przy którym siada cała rodzina i składa się z dwóch, trzech dań, jest dopiero kolacja.
Uczniów zaskoczyło też to, że wszyscy tam zwracają się do siebie po imieniu.
- Dziwne było też to, że piesi przechodzili przez ulicę na czerwonym świetle – dodaje Oliwia.
- Oni prowadzą inny styl życia, nie śpieszą się tak, jak my – mówi Luiza.
Uczniowie po zajęciach mieli wolne. Dosłownie, bo po stolicy Hiszpanii chodzili sami.
- Dziennie robiliśmy ponad 20 km, więc WF powinniśmy mieć z góry zaliczony w tym semestrze – śmieją się dziewczyny. - Każda uliczka była inna, nie było takiej samej – mówią, szczególnie miło wspominając grę miejską w Parku Retiro.
Nasz ksiądz zabrał je na stadion Realu Madryt
W Madrycie nauczycielki wzięły udział w mszy odprawianej przez księdza Tomasza Gralę. Duchowny z Kadzidła poleciał właśnie do stolicy Hiszpanii, gdzie studiuje psychologię.
- Byłyśmy na mszy w środę popielcową i, co nas zaskoczyło, podczas nabożeństwa głowy nie były posypywane popiołem. Zamiast tego robiony był znak krzyża na czole – mówi Anna Orłowska. - Poza tym komunii nie daje ksiądz, a świecka osoba.
Tomasz Grala przygotował coś extra dla gości z Polski. Zabrał ich na stadion Realu Madryt, Santiago Bernabeu.
Nauczyciele i młodzież już planują kolejną wycieczkę. Tym razem za cel obrali Malagę:
- Mam nadzieję, że te wyjazdy staną się taką naszą szkolną tradycją – mówi Anna Orłowska.
- I tym razem wyjazd będzie tańszy, bo ja lecę tylko w jedną stronę! - żartuje Luiza.
Uczniowie prowadzą też profil na Facebooku "Viva España". Audycje z ich udziałem można również usłyszeć w Radiu Oko:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?