Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Natalka mogła żyć

Aldona Rusinek
Pogrzeb Natalki. Trumnę niesie ojciec dziecka.
Pogrzeb Natalki. Trumnę niesie ojciec dziecka.
Małgorzata i Jacek czekali na dziecko siedem lat. Ich upragniona córeczka żyła niespełna siedem godzin. Rodzice uważają, że miałaby dzisiaj już dwa miesiące, gdyby poród był sprawniej prowadzony. Czy ich pretensje są zasadne sprawdza prokuratura.

Małgorzata i Jacek pobrali się siedem lat temu. Mieszkają w Ostrowi Mazowieckiej. Początkowo, jak wszyscy młodzi niespecjalnie myśleli o prokreacji, czyli wydaniu potomstwa na ten świat, co powinno nastąpić naturalną koleją rzeczy. Ale kiedy z roku na rok Małgorzata nie zachodziła w ciążę, zaczęli się niepokoić.
- W 1997 roku rozpoczęliśmy leczenie u jednego z ostrowskich lekarzy, podobno najlepszego. Po roku kuracji badania laboratoryjne przeprowadzone w Warszawie wykazały, że raczej nie będziemy mieć dzieci. W pierwszej chwili załamaliśmy się, ale potem postanowiliśmy raz jeszcze spróbować. Tym razem w klinice w Białymstoku. Przez cały 1998 rok znowu przechodziliśmy żmudne badania, kosztowną terapię. Ale powiedziano nam o dziwo, że wszystko jest w porządku, że powinniśmy mieć potomstwo. Nie mogliśmy w to uwierzyć, kiedy nadal nie mogłam zajść w ciążę, zrezygnowaliśmy z leczenia. Staraliśmy się pogodzić ze świadomością, że będziemy bezdzietnym małżeństwem. Nawet już zaczęliśmy myśleć o adopcji. I nagle w ubiegłym roku zaszłam w ciążę. Cała rodzina oszalała z radości - opowiada Małgorzata.

Ciąża

Udała się pod opiekę do prywatnego gabinetu lekarskiego. Bardzo jej zależało na troskliwej opiece nad tak długo wyczekiwanym dzieckiem.
- Raz na miesiąc chodziłam na wizyty, cały czas wszystko było w porządku, kolejne badania przynosiły świetne wyniki. Czułam się dobrze. Lekarz wyliczył mi termin porodu na 21 lipca, zaznaczając, że mogą być kilkudniowe wahania. Termin porodu minął jednak spokojnie. Dwa dni później poszłam więc do "swojego" doktora, z wynikami najnowszych badań. Uspokoił mnie, że wszystko jest prawidłowo, trzeba spokojnie czekać. To był 41. tydzień ciąży. Następnego dnia jednak pojawiły się bóle - wspomina Małgorzata.

Poród

- Około 17.00 zgłosiłam się do szpitala w Ostrowi. Położna dała mi zastrzyki przeciwbólowe i rozkurczowe, pocieszyła, że przed 19.00 powinnam urodzić. Początkowo wszystko przebiegało normalnie, płód był pod kontrolą aparatu KTG, wskazującego tętno dziecka i skurcze. Po godz. 18.00 bicie serca dziecka i tętno zaczęło spadać. Położna to zauważyła. Powiedziała lekarzowi, że dzieje się coś niedobrego i że może potrzebna jest cesarka. Ale lekarz zignorował te uwagi. Położna mówiła mi, że powinnam zaraz urodzić. Ale dopiero o 19.20 przewieziono mnie na blok operacyjny - opowiada Małgorzata.
- Nie mogłam patrzeć, jak targali ją windami na blok operacyjny. Może te minuty transportu, niezależnie od spóźnionej decyzji lekarza, zaważyły właśnie na życiu dziecka. Dlaczego na położnictwie nie ma sali operacyjnej, jak w innych szpitalach, dlaczego lekarz podjął decyzję tak późno? - siostra Małgorzaty, która przez cały czas porodu była w szpitalu do dziś nie może mówić o tym bez wzburzenia. Oczy zachodzą jej łzami.
Rodziców, którzy chcieli w tych trudnych chwilach być jak najbliżej córki dyżurujący lekarz wyprosił z oddziału.
- Nie potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego nie możemy w korytarzu poczekać na urodziny wnuka czy wnuczki. Jesteśmy starszymi ludźmi, a ten młody człowiek nie okazał cienia współczucia czy zainteresowania. Proszę wyjść - powiedział. - Byliśmy w szoku - opowiada matka Małgorzaty.
Małgorzata o 19.20 została przewieziona na blok operacyjny. O 19.30 zostało wykonane cesarskie cięcie. O 20.50 wróciła z chirurgii na oddział położniczy w stanie dobrym - jak zapisano w karcie. Dziecko przewieziono na oddział noworodkowy. Kilka godzin później zmarło. Położna, która była przy porodzie na wspomnienie córeczki Małgorzaty, Natalki, płacze ale nie chce o tej sprawie rozmawiać.

Śmierć

Pogrzeb Natalki. Trumnę niesie ojciec dziecka.

Sekcja zwłok przeprowadzona w Katedrze Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie wykazała u dziecka niewydolność krążeniowo-oddechową i zamartwicę wewnątrzłonową z nieznanych przyczyn.
Dla Małgorzaty przyczyny śmierci dziecka były zupełnie niezrozumiałe. Jak mogło nagle umrzeć dziecko w donoszonej, zdrowej ciąży? Matka zgłosiła swe wątpliwości do Prokuratury Rejonowej w Ostrowi Mazowieckiej. Postępowanie wyjaśniające trwa.
- W tej chwili posiadamy pierwszą opinię z sekcji zwłok. Czekamy na wynik sekcji szczegółowej. Po zwolnieniu przez sąd z obowiązku zachowania tajemnicy lekarskiej przesłuchaliśmy związanych ze sprawą lekarzy: Macieja O., Henryka O., Władysława P., Irenę J. 17 września wystąpiliśmy do sądu o zwolnienie z obowiązku tajemnicy lekarskiej lekarza-chirurga Dariusza M. - informuje prokurator rejonowy w Ostrowi Maz., Krystyna Świderska. - Przesłuchaliśmy już właściwie obie strony - rodzinę i pracowników służby zdrowia. Kiedy zgromadzimy wszystkie materiały, powołamy biegłego, który na podstawie przedłożonych materiałów wypowie się na temat ewentualnego błędu w sztuce lekarskiej.

Lekarz

Lekarze w sposób dosyć nonszalancki odmawiają rozmowy o nieszczęśliwym porodzie Małgorzaty. Doktor prowadzący ciążę Małgorzaty, mówi, że może rozmawiać z pacjentką na temat jej ciąży, a nie z dziennikarką, choć chciałam go pytać tylko o to, dlaczego nie był przy swojej pacjentce w chwili porodu, wiedząc, że była to ciąża przez lata oczekiwana. Czy lekarz prowadzący prywatnie pacjentkę nie ma moralnego obowiązku być przy porodzie?
Henryk Olszewski ordynator oddziału położniczego szpitala w Ostrowi nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy pacjentka ma prawo życzyć sobie opieki lekarza prowadzącego ciążę przez dziewięć miesięcy. Nie chce też mówić o porodzie Małgorzaty. Odsyła mnie do dyrektora szpitala.
Dyrektor ostrowskiego szpitala dr Władysław Krzyżanowski oświadcza, że nigdy nie było przypadku, aby pacjentka życzyła sobie konkretnego lekarza.
- Gdyby była taka prośba, pewnie byśmy ją rozważyli, ale na porodówce na ogół jest mało czasu na rozmyślania, trzeba szybko podejmować decyzję. Panuje jednak zasada odpowiedzialności nad pracą oddziału lekarza dyżurującego, każde wchodzenie innego lekarza może zakłócać porządek pracy. Lekarz dyżurny także samodzielnie podejmuje decyzje o cesarskich cięciach, nie musi mieć na to zgody ordynatora. Nie znam sprawy Małgorzaty R., nie potrafię powiedzieć, czy lekarz w porę podjął decyzję o cesarskim cięciu, nie potrafię żadnej informacji na ten temat udzielić - mówi doktor Krzyżanowski.
Dodaje również, że już wiele lat temu była podjęta decyzja o organizacji sali operacyjnej przy oddziale położniczym, nigdy jednak nie starczało na to pieniędzy. W tym roku szpital otrzymał na ten cel symboliczne kwoty - na razie zresztą tylko na papierze.
Małgorzata miesiąc po porodzie dostała bardzo silnego krwotoku. Nie miała odwagi udać się do ostrowskiego szpitala.
- Straciłam zaufanie do tutejszych ginekologów. Pojechałam do innego szpitala, gdzie dotychczas leczę się po porodzie. Nie wiem, czy będę mogła mieć jeszcze dzieci, ale jeśli Bóg da, mam nadzieję, że urodzę szczęśliwie. Na pewno nie w ostrowskim szpitalu - mówi kobieta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki