Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to w ulu bywa

Aldona Rusinek
Zbigniew Szymański i fascynujący "szklany ul”
Zbigniew Szymański i fascynujący "szklany ul” Aldona Rusinek
Zbigniew Szymański z Ostrowi Mazowieckiej, inżynier elektronik z zawodu, o pszczołach może rozprawiać godzinami. Odziedziczył pszczelarską pasję chyba po wuju Janie Szabłowskim, który przed wojną był zapalonym pszczelarzem. Wuj zginął w 1944 roku pod Pecynką. Pozostała po nim, prócz pamiątkowych fotografii w rodzinnym albumie, butelka z resztką miodu czarnego jak smoła - rocznik 1944. I jeszcze stara wirówka do miodu, na korbkę, która zdobi dziś pasiekę Szymańskich. Stoi, lekko już zardzewiała, obok lśniącej, nowoczesnej radialnej kupionej ostatnio, która jednorazowo wiruje 18 ramek z miodowym plastrem.

Żyją dla roju

Obserwujemy woskowy plaster z pszczelą rodziną w oszklonej ramce. Setki owadów rusza się, krząta na pierwszy rzut oka w bezładnej panice. - Ale one nigdy niczego nie robią bezładnie, są niesamowicie zorganizowane, są niedoścignionymi strategami. Każdy najmniejszy ruch podporządkowany jest utrzymaniu rodziny - zapewnia pszczelarz. Wśród owadów wypatrujemy królową w niebieskiej "koronie" - oznaczoną błękitną plamką. Matkę czystej krwi, jak mówi hodowca: - Dzisiaj pszczoły kupuje się jak arabskie konie, genetycznie wyselekcjonowane, z najlepszych krzyżówek, by tworzyły roje o wysokim wigorze genetycznym, bardziej wydajne. Każdy doświadczony pszczelarz musi znać się na genetyce. W dzisiejszym, zagrożonym ekologicznie środowisku pszczoły bez pomocy człowieka, bez krzyżówek genetycznych po prostu by wyginęły. Królowa podczas najlepszego okresu, czyli w kwietniu - maju składa około 2500 jaj w ciągu doby. Ich waga dwukrotnie przewyższa jej wagę. Z jajek złożonych w poszczególnych komórkach po czterech dniach wyrasta larwa. Dorosłe pszczoły pracowicie je karmią. Kiedy larwa wypełni całą komórkę, pszczoły zasklepiają ją w komórce woskiem. W zamknięciu pszczoła, można powiedzieć dojrzewa, do stadium owada doskonałego. Kiedy dojrzeje wygryza wosk i wyfruwa w "dorosłe" życie. Trwa to 16 dni. - Dorosłe życie trwa niewiele dłużej. Pszczoły żyją najwyżej pięć tygodni. Przychodzą na świat po to, by zapracować się na śmierć. Ciekawe jest to, że mogą swoje życie rozłożyć na dwa etapy, mogą na przykład zapaść w "letarg" na zimowe miesiące, by wiosną przed wyrojeniem powrócić do ciężkiej pracy. Ale i tak żywot ich jest kilkutygodniowy. Za to niezwykle intensywny. Od pierwszego dnia dorosła pszczoła wykonuje określone przez społeczność kolejne zadania - od czyszczenia ula, przez karmienie larw i matki, po budowanie plastrów. Na "starość" zostają strażniczkami - strzegą ula, dostarczają wodę, pyłki i nektar. Bo pszczoły stanowią niesamowitą wspólnotę - tu nie liczy się pojedynczy owad, jedność tworzy rój. Podtrzymanie roju, rozwój genetyczny jest dla pszczół najważniejszy. Dla tego celu pracują, dla tego celu giną - opowiada z fascynacją Zbigniew Szymański. Tak samo opowiada dzieciom w szkole, prezentując "szklany ul" gdy go zaproszą na lekcje biologii. Z przyjemnością patrzy na buzie rozdziawione ciekawością, a potem do miodowego poczęstunku. Ma 120 uli w ośmiu pasiekach w gminie Wąsewo. Żyje w nich około czterech milionów pszczół. W czasie sezonu potrafią wyprodukować kilka ton miodu różnego smaku i gatunku. Każda pszczela rodzina, licząca 30-40 tysięcy owadów potrzebuje w ciągu roku 100 kg miodu na przeżycie - by mieć siłę do rozmnażania się i do pracy. Pszczelarzowi pozostaje reszta - ile, zależy od wydajności rodziny, od jej życiowego wigoru właśnie. Zbigniew Szymański w tym sezonie zbierze około trzech ton miodu.

Wielokwiatowy bukiet smaków

- Każdy miód jest zdrowy i dobry - pani Barbara pokazuje słoiki z gryczanym, lipowym, wielokwiatowym. Złote, złotobrązowe słodkie delicje. Gryczany (podobno świetny na prostatę i inne męskie dolegliwości) kiedyś był najbardziej popularny, bo uprawiano dużo gryki. Teraz jest coraz rzadszy, więc poszukiwany. Zbigniew Szymański wozi ule na gryczane pole znajomego pod Wyszków. Przez miesiąc pszczoły pracowicie "obrabiają" kwiaty gryki. W tym roku jednak jest zbyt sucho, gryki prawie nie ma. Klienci poszukują także miodu spadziowego, też dosyć rzadkiego. Mało kto pewnie wie, że pszczoły produkują go z... odchodów mszyc i czerwców, które żywią się sokiem komórkowym roślin. Stąd miód ten, zwany papieskim, ma znacznie więcej składników odżywczych niż produkowany z nektaru kwiatów. - W naszym rejonie bardzo trudno o miód spadziowy, przywożę go z południa Polski. Ale dla mnie najbardziej wartościowy wydaje się pierwszy, wiosenny miód wielokwiatowy, który tworzy bukiet smaków i odżywczych składników czerpanych z wszelkich ziół i kwiatów polnych. Jedno przy tym wszystkim jest ważne - prawdziwy, naturalny miód ma konsystencję stałą, skrystalizowaną, z białymi "wykwitami" na wierzchu. Ludzie nie bardzo się na tym znają i chętniej kupują płynny miód, który jest już termicznie przerobiony, a więc nieco mniej wartościowy. Miód po wyjęciu z ula płynny jest najwyżej przez miesiąc. Więc teraz naturalnie płynny może być tylko miód z gryki. Jeżeli kupimy w tej chwili wielokwiatowy płynny, to znaczy, że był on rozpuszczany w wysokiej temperaturze, która zabija pewne walory - tłumaczy "miodowe" sekrety producent. Szczególnym specjałem z pasieki Szymańskich jest miód malinowy. - Właściwie nie jest to prawdziwy miód, bo nie robiony z nektaru kwiatów, ale z soku malinowego i cukru. Ale mamy na ten syrop miodowy wielu chętnych, bo jest pyszny i do chleba, i zimą do herbaty. Zrobiliśmy go dwa lata temu na specjalne zamówienie znajomej z zagranicy. Dziś mamy coraz więcej amatorów malinowego "miodu" - mówi pani Barbara, prezentując słoiczki z czerwonym gęstym syropem. Szymańscy rozprowadzają miodowe wyroby pośród stałych klientów, sprzedają także na jarmarkach. Nie oddają do skupu, bo jest to zupełnie nieopłacalne. W tej chwili przygotowują się do urządzenia pracowni produkcji miodu, zgodnej z wymogami Unii Europejskiej. Wiąże się to z ogromnymi kosztami, ale wiedzą, że do sprzedaży na większą skalę niezbędny jest odpowiedni certyfikat.

Groźne, ale wspaniałe

Zbigniew Szymański, jak każdy pszczelarz produkuje miód na sprzedaż. Ale niezależnie od ekonomicznych względów, pasieka jest dla niego wielką radością. Jaką przyjemność można czerpać z życia wśród owadów, których ludzie najczęściej się boją? - Pszczoły mogą być groźne, ale nie prowokowane nie atakują. Poza tym obecne pszczoły są genetycznie selekcjonowane, są łagodniejsze. Oczywiście, rozdrażnione potrafią wyżyć się także na hodowcy. Nie lubią na przykład braku zdecydowania, nie lubią fuszerki. Trzeba być na spotkanie z rojem dobrze przygotowanym. Wykazywać się nie tylko wiedzą, ale siłą spokoju. Pszczoły nieraz mi dały nieźle w kość, czy raczej w skórę, ale też dostarczają mnóstwo radości. Kiedy wiosną, po zimie zaczynają wychodzić z ula, jaka to wielka przyjemność patrzeć, że dzielnie przeżyły. Pierwszy wiosenny oblot, to szalony rwetes, jedna wielka brzęcząca chmura - też wspaniałe wrażenie pędu do życia. Albo "taniec wywijany", którym pszczoły zwiadowczynie informują, gdzie znalazły pokarm, kwitnące drzewo czy kwiecistą łąkę. Ale najwspanialsze jest poczucie doskonałości przyrody, kiedy obserwuje się tę fascynującą owadzią "organizację" - ład, precyzję, instynkt, wytrwałość - opowiada pszczelarz z nieopisanym zapałem, którym zaraził Piotra Pędzicha, młodego pomocnika. Piotr przeżył ciężkie chwile w pasiece Zbigniewa Szymańskiego dwa lata temu, ale teraz, mówi, też trudno by mu było bez pszczół wytrzymać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki