Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożegnaliśmy przyjaciół

A. Rusinek
Ewę Szymańską z głębokim smutkiem 20 marca żegnała rodzina, przyjaciele i koledzy z pracy
Ewę Szymańską z głębokim smutkiem 20 marca żegnała rodzina, przyjaciele i koledzy z pracy A. Rusinek
Byli małżeństwem wiele lat. Odeszli jedno po drugim w ciągu kilku dni. W wieku, który pozwalał jeszcze cieszyć się życiem. Jerzy Szymański zmarł 10 marca. Jego żona Ewa sześć dni później.

On był kiedyś nauczycielem, a potem wiceprezesem Spółdzielni Inwalidów "Narew". Ewa Szymańska też byłą nauczycielką, uczyła fizyki w Technikum Radiowym w Pułtusku. W 1978 roku również trafiła do Spółdzielni "Narew". Od 1989 roku była jej świetnym, jak zapewniają pracownicy, prezesem. Jerzy Szymański kilka lat temu odszedł ze spółdzielni na rentę. Ona do ostatniej chwili była ogromnie zaangażowana w sprawy "Narwi". Oboje zmarli nagle. On na zawał, w fotelu przed telewizorem. Ona w szpitalu, po drugiej operacji guza mózgu. W dniu, w którym miała właśnie wyjść do domu. Oboje spoczęli na cmentarzu parafialnym w Różanie, skąd pochodziła Ewa Szymańska, z domu Wasilewska.
Każda śmierć jest tragedią. Tragedią dla najbliższych przede wszystkim. Trudno znieść, gdy odchodzi kochany człowiek. Gdy odchodzi dwoje bliskich ludzi prawie równocześnie, rodzinie niezwykle ciężko to przetrzymać. Leszek Wasilewski, brat Ewy Szymańskiej nie chce rozmawiać o zmarłych.
- Co mogę powiedzieć - wzrusza bezradnie ramionami. - Że byli dobrym małżeństwem? Że ona była wspaniałą siostrą i kobietą? Ewę Szymańską z głębokim smutkiem 20 marca żegnała rodzina, przyjaciele i koledzy z pracy.
- Mieliśmy szczęście, że spotkaliśmy na drodze Twoją osobę - mówił nad grobem w imieniu pracowników "Narwi" Krzysztof Głażewski. - Wielu spośród nas cieszyło się Twoją przyjaźnią od lat, wspólnie pracowaliśmy na rzecz Spółdzielni, która była Ci tak droga. Każdy z nas był dla Ciebie kimś ważnym, niezależnie od zajmowanego stanowiska. Interesował Cię los każdego z nas. Krzysztof Gałażewski przypomniał, jak Ewa Szymańska była kierownikiem zakładu chemii gospodarczej, potem jako wiceprezes do spraw rehabilitacji angażowała się całym sercem w sprawy inwalidów, jak wreszcie została prezesem "Narwi". Dzięki jej zaangażowaniu i umiejętnościom menedżerskim "Narew", jako jedyna ze spółdzielni inwalidów w dawnym województwie ostrołęckim, nie została na początku lat 90. zlikwidowana.
- Byłaś pionierką w zatrudnianiu osób niepełnosprawnych - przypominał Krzysztof Gałażewski. - Miałaś ogromny wkład w utworzeniu jednego z pierwszych w Polsce warsztatów terapii zajęciowej przy Spółdzielni. Dbałaś o losy niepełnosprawnych jako radna miejska. Byłaś bardzo wymagającą przełożoną i wspaniałą koleżanką. Prezes Szymańska była także inicjatorką przekształcenia spółdzielni w spółkę. Wiele miesięcy ciężkiej pracy zaowocowało tym, że członkowie spółdzielni stali się udziałowcami, współwłaścicielami nowej spółki, własnego zakładu.
- Zabrakło jej jednak kilku miesięcy do całkowitego sfinlizownia przekształcenia. Zostawiła nas w trudnym okresie, ale musimy sobie bez niej poradzić - mówią pracownicy "Narwi". Równo tydzień przed pogrzebem Ewy Szymańskiej pracownicy Narwi żegnali także jej męża, byłego wiceprezesa. Jerzy Szymański ukończył w 1967 roku wydział technologii drewna ze specjalizacją chemiczną w Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu.
- Postanowiliśmy podjąć pracę po studiach w ostrołęckiej "Celulozie" - wspomina Józef Groda, emerytowany nauczyciel, kolega ze studiów. - Ale namówiono nas na pracę w Technikum Papierniczym, które wówczas prężnie się rozwijało.
- Byliśmy dumni, że dwóch młodych, zdolnych absolwentów trafiło do naszej szkoły - wspominał nad grobem byłego nauczyciela Henryk Maćkowiak, w tamtych latach dyrektor ds. pedagogicznych technikum. - Jurek Szymański uczył chemii. Był współorganizatorem pracowni chemiczno-technologicznej. Sympatycznym, lubianym przez wszystkich kolegą. Angażował się także bardzo w pracę z młodzieżą. Był komendantem szczepu harcerskiego. Pracował w szkole około 10 lat. Potem, kiedy zaczęło spadać zapotrzebowanie na kadry pracownicze dla "Celulozy", brakowało godzin z przedmiotów zawodowych i chemii, Jurek przeszedł do pracy w Spółdzielni Inwalidów "Narew".
- Obaj dostaliśmy ostatnio zaproszenie na zjazd absolwentów naszej uczelni z okazji 40-lecia ukończenia studiów, który ma się odbyć w maju - mówi Józef Groda. - Zastanawialiśmy się, czy pojechać. Za Jurka los podjął decyzję. Ja też raczej nie pojadę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki