MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pojechali do rodaków na Kresy (zdjęcia)

(awo)
Motocyklista chwalił swoją Yamahę; wytrzymała trudy podróży przez dziurawe drogi
Motocyklista chwalił swoją Yamahę; wytrzymała trudy podróży przez dziurawe drogi fot. arch. bohatera tekstu
Grzegorz Żochowski z Ostrołęki uczestniczył w XI Międzynarodowym Rajdzie Katyńskim. Opowiedział nam o spotkaniach z niesamowitymi ludźmi, wzruszeniu na miejscach pamięci narodowej i o fatalnych drogach.

Rajd Katyński

To jedna z najbardziej prestiżowych wypraw motocyklowych w Europie. Trasa wiodła przez Ukrainę, Rosję, Łotwę i Litwę. W planach była Białoruś, ale nie wpuszczono tam uczestników.

- Jeżdżę od dawna. O tym rajdzie myślałem od lat, od kiedy powstał. To niesamowity prestiż, ale też i trud. W zeszłym roku odważyłem się na tzw. mały rajd katyński, tylko do Katynia i do miejsc związanych z Adamem Mickiewiczem. W tym pojechałem na całą trasę. To ma dla mnie osobiste znaczenie, bo moja mama i prababcia były zesłane na Syberię a o Katyniu słyszałem od dziecka. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że tam będę. Tymczasem byłem już dwa razy!

W rajdzie uczestniczyło 80 osób, w tym księża, zakonnicy i panie: trzy jechały same, dwie z mężami. Rajd uchodzi za zadanie dla twardzieli, więc niezbędne jest przygotowanie, doświadczenie, dobry, niezawodny sprzęt. Oczywiście, na trasie zdarzają się awarie, zwłaszcza, że np. ukraińskie drogi to morderczynie motocykli.
- Przebita opona to było nic, na tamtejszych dziurach urywały się silniki - wspomina rajdowiec.

Trasa była zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Żeby zdążyć dojechać na czas do miejsc pamięci, gdzie przecież czekali miejscowi Polacy, trzeba było jechać dziennie 500 - 600 km, bez względu na pogodę. Na miejscu zawsze okazywało się, że warto zachować dyscyplinę czasu. W odwiedzanych miejscowościach zwykły dzień zamieniał się w święto. Na motocyklistów czekały wystrojone grupy rodaków, z kołaczami na powitanie, czasami z prawdziwym przyjęciem i wstępami artystycznymi. Na ogół nocowano w miasteczku namiotowym, ale czasem gospodarze zapraszali gdzieś do szkoły, na plebanię, nawet do ośrodka wczasowego czy do pałacu biskupiego.

Więcej: w papierowym wydaniu TO 11 października

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki