Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nam było w 2010 roku. Przeczytaj kolejny odcinek naszego złośliwego przeglądu wydarzeń minionych 12 miesięcy

possowski
Zapraszamy do lektury

Poniżej nasze złośliwe podsumowanie lipca, sierpnia i września 2010 roku. Podsumowanie całego drugiego półrocza w papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Lipiec, czyli letnia ofensywa
Takiej policyjnej fety jeszcze w mieście nie było. Ostrołęccy policjanci otrzymali sztandar. Każdy z fundatorów, których była niezliczona ilość, wbił stosowny gwóźdź i złożył naszym policjantom stosowne gratulacje i równie stosowne życzenia. Powiało nudą, bo wszyscy, jak jeden mąż, życzyli naszym funkcjonariuszom, żeby jak najszybciej wynieśli się z rozpadających się i zapadających budynków komendy przy Kościuszki. Szefostwo w Radomiu doszło chyba do wniosku, że nie można pozwolić na to, żeby taki piękny sztandar się zakurzył i popchnęło, stojącą w miejscu od lat, sprawę budowy nowej komendy - pod koniec roku na plac przy Goworowskiej wjechały koparki. Najpóźniej za trzy lata policjanci nie będą musieli wstydzić się przed złodziejami miejsca, w którym pracują.

Policyjne przyspieszenie, i zbliżające się wielkimi krokami wybory, natchnęły też do działania władze miasta - ruszyła letnia ofensywa budowlana, szał budowy chodników i parkingów na wszystkich ostrołęckich osiedlach.
Miasto postanowiło też ulżyć ostrołęckim kierowcom i rozpoczęło przygotowania do przejścia naszego miasta z epoki parkingowych w epokę parkomatów. Zamiar zrealizowano ostatecznie w listopadzie. Eksperyment zakończył się sukcesem - kierowcy wprawdzie są równie skołowani i zagubieni jak w epoce parkingowych, ale pretensje i żale kierują już do prywatnej firmy obsługującej parkomaty, a nie do miasta.

W lipcowym numerze Playboya ukazały się zdjęcia Sylwii Kobylińskiej - pięknej dziewczyny z jednej z podmakowskich wsi. Sylwia nie tylko rozsławiła cały region, ale także zapisała się w historii - jej zdjęcia, po raz pierwszy w Polsce, zostały wydrukowane w technice 3D. Założywszy specjalne okulary dołączone do pisma, każdy czytelnik Playboya mógł sobie pooglądać Sylwię nie tylko jak ją Pan Bóg stworzył, ale także w trzech wymiarach.

Sierpień, czyli ciche otwarcie
Skromność, skromność i jeszcze raz skromność - tak najlepiej scharakteryzować oficjalne zakończenie największej inwestycji w powiatowej historii Ostrołęki. Jakby ktoś nie pamiętał - przypominamy. Miasto za ponad 120 milionów zmodernizowało kanalizację i wodociągi w całym mieście. W tym na prawym brzegu rzeki, gdzie jeszcze do niedawna nie mieściło się ludziom w głowach, że ludzkość wypracowała już system, dzięki któremu gówienko z kibelka trafia za pomocą skomplikowanego systemu rur do oczyszczalni a nie do dołka na podwórku potocznie zwanego szambem, którego to - jak mawiał klasyk - w żadnym wypadku nie można nazywać perfumerią. Przy okazji wyremontowano też oczyszczalnię. Uroczyste zakończenie inwestycji ze stosownym przecięciem wstęgi odbyło się właśnie na terenie oczyszczalni i było, jako się rzekło, niezwykle skromne. Z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, podczas uroczystości śmierdziało, bo inwestycja, choć ogromna, nie zlikwidowała problemu smrodów z oczyszczalni. Po drugie, swoich ambicji powrotu na fotel prezydenta Ostrołęki nie krył już Ryszard Załuska. Niespecjalnie więc władze chciały się chwalić inwestycją, którą to Załuska właśnie zapoczątkował.

Równie skromnie i po cichu księgarnia Domu Książki wyniosła się z pawilonu przy ul. Piłsudskiego (dawniej Świerczewskiego), by ulokować się w dużo skromniejszym lokaliku przy deptaku. Taki znak czasów, że księgarni w byłym mieście wojewódzkim starczy malutka klitka. Niejeden starszy ostrołęczanin uronił łzę, wspominając złote czasy księgarni. A piękne to były czasy! Młodzi ostrołęczanie pewnie nawet nie uwierzą, że ich rodzice zmagali się z takim na przykład problemem. Żeby móc kupić nowe wydanie dzieł Mickiewicza trzeba było dostarczyć do księgarni zaświadczenie o oddaniu w punkcie skupu określonej ilości cennego surowca wtórnego w postaci makulatury. I nie było by może w tym nic heroicznego, gdyby nie to, że takie zaświadczenie mogło ułatwić także zakup towaru równie deficytowego jak dzieła Mickiewicza - papieru toaletowego! Wybór między "Panem Tadeuszem" a higieną odbytu - to dopiero było coś!

Pożegnanie księgarni z pawilonem przy Piłsudskiego nie było jedynym pożegnaniem minionego sierpnia. Ostatecznie i niedwołalnie z demokracją i zdrowym rozsądkiem pożegnał się też samorząd Rzekunia. Dyskusje na tamtejszych sesjach zawsze były gorące, ale tym razem przesadzono. Wójt Bogusław Tyszka na jednej z sesji poprosił o interwencję policji - bo już nie tylko metaforyczne kłody, ale całkiem realne krzesła rzucano mu pod nogi.

Wrzesień, czyli Kania nie czyta
Jaki poseł taka afera - można by złośliwie powiedzieć. Na początku września wyszła na jaw "afera listowa", jaka miała miejsce w ostatnią niedzielę sierpnia podczas Miodobrania Kurpiowskiego. Oto ostrołęcki poseł, Andrzej Kania, przybył na imprezę z listem od samego prezydenta Bronisława Komo_rowskiego. Co napisał do Kurpiów prezydent pozostanie jednak słodką tajemnicą jego i posła Kani. Burmistrz Myszyńca Bogdan Glinka dopuścił się bowiem niesłychanej rzeczy: nie zaprosił na scenę posła Kani, mimo że doskonale widział, że ten dzierży dumnie w dłoni teczkę z godłem państwowym. Poseł Kania, nie zaproszony na scenę, wyjechał z Miodobrania obrażony i wściekły jak, nomen omen, osa.

Wrzesień to także oczywiście pierwszy dzwonek. Rzecz to jest oczywista, że powrót do szkoły po dwumiesięcznej, wakacyjnej labie, wiąże się z ogromnym stresem. Boimy się nawet domyślać, jak ów stres rozładowują uczniowie, wiemy natomiast jak poradziła z nim sobie pani ze świetlicy Szkoły Podstawowej nr 5 w Ostrołęce. 0,3 promila - niby nie dużo, ale wystarczyło, żeby oburzeni rodzice, poczuwszy od pani w świetlicy "zdenerwowanie" zaalarmowali policję.

Żeby być obiektywnymi, musimy dodać, że alkohol nie zawsze szkodzi. Wręcz przeciwnie - czasem nawet ratuje życie. Tę tezę, od dłuższego czasu, bo już od końcówki 2009 roku lansował ostrołęcki radny Marek Sutnik, który pewne polowanie na kaczki zakończył w mroźnych odmętach Narwi. Kiedy jakimś cudem dotarł na brzeg, okazało się, że jest pod wpływem. Radny wpływowi nie zaprzeczał, wręcz przeciwnie - utrzymywał, że zmoczywszy się sięgnął po koło ratunkowe w postaci flaszki wiśniówki, którą to przezornie zabrał na polowanie. Prokuratura była innego zdania i utrzymywała, że po wiśniówkę radny sięgnął wcześniej - w związku z czym powinien zostać skazany za pływanie łodzią pod wpływem. We wrześniu ubiegłego roku niezawisły sąd ostatecznie uznał argumentację radnego, uniewinniając go. Kolejne polowania pana Sutnika nie będą już jednak interesować opinii publicznej. W jesiennych wyborach nie wziął udziału, zastąpiła go żona. Wyborcy uznali jednak najwyraźniej, że nazwisko to nie wszystko i w obecnej radzie nie ma ani pani ani pana Sutnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki