Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa zabójstwa - dwa wyroki. Czy obydwa są sprawiedliwe?

(as)
Fot. sxc.hu / Archiwum
Morderca Teresy J. usłyszał wyrok 25 lat więzienia. Sprawczyni śmierci Wiesława D. została skazana na dwa lata w zawieszeniu na pięć.

Zapadły wyroki (obydwa są nieprawomocne) w dwóch sprawach, które zbulwersowały w ostatnim czasie przasnyszan - w sprawie morderstwa Teresy J. - właścicielki sklepu na Zawodziu oraz w sprawie spowodowania śmierci Wiesława D. - muzyka i instruktora kultury.

Obie sprawy, poza tragicznym finałem, łączy także alkohol - w obu bowiem przypadkach sprawcy byli pijani. Ale wszystko inne sprawy te różni. Jedna zbrodnia została zaplanowana i popełniona z pełną premedytacją, druga śmierć - była, w pewnym sensie - dziełem przypadku.

KOPAŁ, AŻ KOBIETA DOSTAŁA DRGAWEK

Elżbieta J. zginęła z rąk Roberta K. - siedemnastoletniego chłopaka, którego znała od dzieciństwa. Znała i wiedząc, że w domu mu się nie przelewa, często dawała mu za darmo jakieś jedzenie.

Do zbrodni doszło w niedzielę, 5 października, minionego roku. Robert K. i jego dwaj koledzy (Daniel J. i Sebastian W.) spędzali wieczór pijąc alkohol na klatce schodowej bloku przy ulicy Szpitalnej. Nie mieli dużo pieniędzy. Starczyło zaledwie na dwie tanie nalewki i po piwie na osobę. Trunki szybko się skończyły. Wtedy Robert zaproponował, że kupi jeszcze jedno wino.

Swój zamiar chciał zrealizować w sklepie na Zawodziu. Wiedział bowiem, że nawet mimo późnej pory, jeśli właścicielka rozpozna znajomego klienta, otworzy drzwi. A akurat twarz Roberta znała dobrze. Po alkohol pojechał rowerem. Zanim jednak zapukał do okna sklepu spożywczego na Zawodziu, zajechał do swojego mieszkania skąd wziął worek i drewniany wałek do ciasta.

Do sklepu dotarł około północy. Zapukał w okno. Kobieta go rozpoznała, wyszła z zaplecza i otworzyła drzwi. Między właścicielką sklepu i Robertem doszło do sprzeczki. Gdy Elżbieta chciała zadzwonić po syna, Robert podszedł do niej od tyłu, wyjął wałek i uderzył. Cios był tak silny, że wałek pękł. Elżbieta leżała na podłodze, a Robert zaczął upychać do worka łupy. Zabrał bilon (nie mniej niż 64 zł), cztery kartony papierosów Marlboro i jeden LM, pięć czteropaków piwa Specjal oraz butelkę taniego wina (chwilę później zbiło mu się ono na tarasie sklepu).

Był tak zajęty pakowaniem łupów, że nawet nie zauważył, że kobieta odzyskała przytomność, wyczołgała się przed sklep i zaczęła wzywać pomocy. Zareagował dopiero gdy usłyszał krzyk. Wybiegł na zewnątrz i swoim "amuletem", z którym nigdy się nie rozstawał - nożem w kształcie grota strzały - zadał cios w szyję kobiety. Gdy ta przewróciła się na ziemię, podszedł do niej, wyciągnął nóż i zadał nim jeszcze pięć ciosów.

Uderzał metalowym przedmiotem i kopał Elżbietę w twarz. Gdy kobieta dostała drgawek, Robert wrócił do sklepu po wałek i łupy. Wałek wyrzucił przez płot na sąsiednią posesję, worek przytroczył do roweru i odjechał. Po drodze wyrzucił zakrwawioną bluzę na tyłach bloku przy ulicy Szpitalnej. Worek z łupami pozostawił na jednej z klatek schodowych budynku, a sam poszedł do mieszkania żeby się przebrać. Zakrwawione ubranie (spodenki i koszulę) spalił w piecu a narzędzie zbrodni ukrył w popielniku...

NAWET NIE WIEDZIAŁA, ŻE ZABIŁA

Wiesław D. podniósł śmierć z rąk kobiety, z którą od lat żył pod jednym dachem przy ulicy Sportowej w Przasnyszu, i z którą miał dwójkę dzieci.

Lekarz, który został wezwany do nieprzytomnego Wiesława wstępnie uznał, że okoliczności śmieci wskazują na naturalną przyczynę. Dopiero podczas rutynowych działań policji na miejscu zdarzenia, na lewym boku ciała denata ujawniono ranę kłutą, co wzbudziło podejrzenie, że śmierć może być wynikiem przestępstwa.

Tajemnica zaczęła się wyjaśniać wraz z trzeźwieniem 55-letniej Jolanty D., żony Wiesława. Śledztwo pozwoliło odtworzyć wydarzenia, które poprzedziły i spowodowały śmierć Wiesława D. Okazało się, że 21 lutego tego roku małżonkowie postanowili zrobić sobie małą, "rodzinną" imprezę.

Kupili na tę okazję trochę owocowych nalewek i zaczęli pić. Bacznie przy tym patrzyli, czy alkohol jest równo rozdzielany bo fundusze mieli na wyczerpaniu. W pewnym momencie Wiesław wyszedł do kuchni. Jolanta szybko napełniła swoją szklaneczkę i zaczęła pić. Wiesław to zauważył i mocno się zdenerwował. Najpierw zaczął żonę wyzywać a potem nią potrząsać. Kobieta zaczęła się od natarczywości męża opędzać - sięgnęła przy tym po coś, co leżało w zasięgu jej ręki na ławie. Owe "coś" okazało się nożem kuchennym o dziesięciocentymetrowym ostrzu. I opędzała się nadal…

Nawet nie zdała sobie sprawy, że zadał mężowi cios, który w konsekwencji okazał się śmiertelny! Jej mąż zresztą też się nie zorientował. Poszedł do łazienki, obmył rankę…

Kobieta w tym czasie zasnęła. Gdy się obudziła, ok. godz. 21.00, zobaczyła nieprzytomnego męża leżącego w przejściu miedzy dwoma pokojami. Mąż nie dawał oznak życia. Jolanta pobiegła do sąsiada i poprosiła go o wezwanie pogotowia. Karetka przyjechała, ale było już za późno. Mężczyzna nie żył.

Jak się później okazało, przyczyną zgonu była mała ranka na klatce piersiowej Wiesława. Potwierdziła to sekcja zwłok. Biegli ponadto ustalili, że po ciosie, przez godzinę lub dwie, mężczyzna mógł normalnie funkcjonować. Życie Wiesława D. wyciekało wraz z krwawieniem wewnętrznym, ale szybka interwencja medyczna prawdopodobnie uratowałaby mu życie.

Może gdyby był trzeźwy jego odporność na ból i nonszalancki stosunek do rany byłyby mniejsze. Ale miał 1,6 promila alkoholu w organizmie, co spowodowało, że niespecjalnie przejął się "niegroźną raną"...

Więcej na ten tema przeczytacie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego (wyd. przasnyskie).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki