Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To bestia! Za papierosa skatował jej psa

Redakcja
- Zabił go, bo wiedział, że go lubię

Misiek pojawił się w Błędnicy trzy lata temu, prawdopodobnie ktoś go wyrzucił. Wszedł na podwórko, na którym stoi dom Piotra R., bo na ogrodzonej tylko częściowo posesji biegały psy. Nowy został z nimi, nadano mu imię najbardziej popularne czyli Misiek.

Po sąsiedzku mieszka pani Helena, która bardzo lubi psy. Ma dwa swoje, ale Miśka też polubiła. Był największy z trójki psów sąsiadów. Zazwyczaj był wiązany na łańcuchu przy drewnianej stodole, w której ścianie zrobiono otwór. Pani Helena często karmiła Miśka. Wchodziła na podwórko sąsiadów od tyłu, gdzie nie ma ogrodzenia.

- Tak się przyjęło, że ja dawałam mu jeść - mówi pani Helena. - Starałam się o tym nie zapominać, Misiek na to zawsze czekał. Ostatnio, gdy czasem są upały, nalewałam mu też wody.

Kopnął i wylał

Chociaż Miśka karmiła najczęściej pani Helena, to jednak prawo do spuszczania go z łańcucha miał Piotr R. To był jego pan. Gdyby Misiek umiał mówić, to pewnie nie miałby nic dobrego do powiedzenia na jego temat.

- Niedawno nalałam Miśkowi wody w czasie upału, to kopnął miskę i wylał ją, co widziałam na własne oczy - opowiada nam pani Helena.

Piotr R. na pewno nie lubi zwierząt. Z opowieści jednej z sąsiadek wynika, że kiedyś miał konia i źle go traktował, co było widać, gdy wypuścił go na podwórko. Zwierzę zostało w końcu sprzedane na drugi koniec Błędnicy, ale podobno, gdy w pobliżu pojawia się Piotr R., kobyła na dźwięk jego głosu nerwowo wali kopytami w ścianę stajni.

Piotr R. rzadko jest trzeźwy. Często jeździ na rowerze do sąsiedniej wsi i spędza czas u jednego z gospodarzy. Pomaga mu w obejściu i w polu, ale - jak mówią w Błędnicy - zapłatą za pracę jest najczęściej alkohol produkowany domowym sposobem. Bimber po prostu.

Przeraźliwy skowyt

W czwartek 16 lipca Piotr R. też był nietrzeźwy.

- Byłam na swoim podwórku, kiedy go zobaczyłam - wspomina pani Helena. - Chciał, żeby ojciec dał mu na papierosy. Nie dostał, więc chciał, żebym to ja dała mu papierosa. Nie zareagowałam, więc prawdopodobnie żeby się na mnie odegrać, chwycił za metalowy łom, który wisi na ścianie chlewa, owinął jeszcze wokół dłoni metalowy łańcuch i zaczął okładać nim uwiązanego na łańcuchu Miśka, bo wie, że ja go lubię. Widziałam to, słyszałam przeraźliwy skowyt tego zwierzęcia. Krzyczałam, ale on nic sobie z tego nie robił. Nawet podszedł do płotu i wygrażał mi tym łomem. Pobiegłam po telefon, zadzwoniłam na policję.
Policjanci przyjechali dość szybko. Niestety, psa nie było, sam łańcuch leżał na ziemi. Piotr R. powiedział, że pies uciekł.

- Kiedy telefonowałam, on musiał zamknąć go w stodole - mówi pani Helena. - Teraz to wiem, a wtedy pomyślałam sobie, że Misiek był jeszcze w stanie zerwać się z łańcucha i po prostu uciekł, albo on sam go spuścił. Byłam jednak w błędzie.

Kiedy odjechali policjanci, pijany Piotr R. stanął w otwartym oknie swej chałupy i na widok sąsiadki obnażył się i oddał mocz na jej działkę. Tego popołudnia pani Helena szukała jeszcze Miśka, ale bezskutecznie. Usłyszała też jednak, jak sąsiad głośno przechwala się, że oszukał policjantów. Z tego, co mówił, wynikało, że pies jednak nie żyje.

- Postanowiłam sprawę doprowadzić do końca - mówi nam pani Helena. - Do późnej nocy siedziałam na werandzie, bez zapalonych świateł, żeby ten drań mnie nie zauważył. Widziałam, jak wchodzi do stodoły, a potem wywozi coś na taczce gdzieś za stodołę. Bałam się iść za nim, dopiero w dzień poszłam w tamtym kierunku i szukałam świeżo wykopanego dołka. Nic nie znalazłam.

Wyłowili Miśka

Sprawa wyjaśniła się w następnego dnia, czyli w sobotę. Właściciel uprawy kwiatów i innych krzewów, która znajduje się za stodołą Piotra R., zauważył, że po powierzchni jednego z trzech stawów, które wykopał, pływa martwy pies.

- To był bez wątpienia Misiek - mówi pani Helena. - Znów zatelefonowałam na policję, przyjechał ten sam policjant, co w czwartek.

Piotr R. mieszka na skraju Błędnicy, więc mało kto wiedział, co się stało dwa dni wcześniej. Ludzie byli więc zdziwieni, kiedy zobaczyli radiowóz policyjny oraz wozy strażackie ze sprzętem do wyławiania topielców.
Policjanci zatrzymali Piotra R. Był pijany, alkomat wykazał w jego wydechu 1,8 promila alkoholu. Na policyjnym "dołku" spędził prawie dwie doby.

Czuje się zastraszona

Dzień po wypuszczeniu go nie zastaliśmy go w domu. Ojciec - staruszek - powiedział, że syn jest w sąsiedniej wsi u człowieka, któremu stale pomaga w gospodarstwie. Gospodarz jednak oznajmił, że Piotra nie ma, bo niedawno wsiadł na rower i gdzieś pojechał, chyba raczej nie do domu. U niego będzie dopiero w przyszłym tygodniu. Kiedy usłyszał, że chodzi nam o psa, którego zakatował, na jego twarzy pojawił się drwiący uśmiech.

- To po prostu debil! - a tak o Piotrze R. mówi jedna z sąsiadek.

- Chcę, żeby to nagłośnić - mówi pani Helena. - On nie nadaje się do życia wśród ludzi, kilka lat temu miał wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad matką. Dokucza nam bez przerwy, nachodzi nas i wyzywa. Czuję się zastraszona. To bestia, nie człowiek, on na moich oczach zakatował biedne zwierzę. Do dziś mam to przed oczami. Jeśli z taką łatwością zabił psa, to czy nie może zabić człowieka? On jest po prostu nienormalny. Mieszkam sama z niepełnosprawnym synem i po prostu się boję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki