Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kokosów nie ma, ale ile radości z pracy tych pszczół

Robert Majkowski
Po koniec lipca wielu z nas będzie wracało wypoczętych po urlopie. A pszczelarze wówczas dopiero odejdą od ciężkiej pracy, którą wykonywali przez kilka ostatnich miesięcy.
Kokosów nie ma, ale ile radości z pracy tych pszczół

I rozpoczną wakacje. Ich "żniwa" zaczynają się w marcu. I choć mówią, że zbieranie miodu z ekonomicznego punktu widzenia to koszmar, to pierwszy oblot pszczół zapowiadający sezon, czyli po prostu harówę, jest dla nich najpiękniejszą chwilą.

Wystarczy tylko raz spróbować

No, z tym ekonomicznym koszmarem może odrobinę przesadziliśmy. Wprawdzie kokosów z pszczelego interesu nie ma, w porównaniu z nakładem pracy nie jest specjalnie opłacalny, a wielu traktuje go jako dodatkowe zajęcie czy hobby, ale popyt na miód jest. Bo naturalny, bez ulepszaczy, prosto od producenta, czyli pszczelarza. A teraz panuje moda na to, co zdrowe i zgodne z naturą. Ale według prezesa Kurpiowsko Mazowieckiego Związku Pszczelarzy w Ostrołęce Zbigniewa Szymańskiego, nie tylko moda maczała palce w gustach konsumentów.

- Jeszcze 10 lat temu rzeczywiście był problem co zrobić z tym miodem - opowiada. - Bo nie było go gdzie sprzedać. Podjęliśmy jednak starania o to, aby miód kurpiowski był produktem chronionym.

Pięć lat temu Komisja Europejska zarejestrowała go jako Chronione Oznaczenie Geograficzne. Oznacza to, że jest on produktem regionalnym o wyjątkowej jakości, certyfikowanym. Tylko 15 producentów z naszego regionu może używać nazwy "miód kurpiowski". Jeśli zrobią to inni, grozi im kara zaczynająca się od 50 tys. zł.

- I teraz jest olbrzymi popyt na miód kurpiowski - nie kryje Zbigniew Szymański. - Konsumenci szybko go docenili. Tak szybka zmiana ich świadomości co do wartości produktu zaskoczyła nas. Zresztą wystarczy raz spróbować tego miodu i już klient będzie nasz - żartuje pan Zbigniew.

Bez maków, chabrów - beton

Ale nie ma pszczelarstwa bez łyżki dziegciu w beczce miodu. A nawet nie łyżki, a łychy. Na pierwszy rzut oka statystyki są obiecujące: z roku na rok pszczelarzy zrzeszonych w związku przybywa. Jednak…

- Bardzo wiele rodzin pszczelich jest niepełnowartościowych - tłumaczy Zbigniew Szymański. - Są cherlawe, nie osiągają właściwego rozwoju, a przez to nie są dostatecznie efektywne w produkcji miodu i trzeba przy nich więcej pracować.

Wie co mówi, ponieważ specjalizuje się w tworzeniu nowych rodzin pszczelich. Mieszka w Wą_sewie, pow. ostrowski, ale posiada 12 pasiek w powiatach ostrowskim i ostrołęckim (łącznie 200 rodzin pszczelich).

- Pszczelarz musi mieć bardzo dużą wiedzę. A niektórzy nie chcą zmieniać swojego postępowania z pszczołami, twierdząc, że tak postępował mój dziadek i tata, więc ja też. A to nieprawda. Dochodzi do tego chemizacja rolnictwa, która jest nie do uniknięcia. Opryskiwać roślin nie można w ciągu dnia, a wyłącznie po zmroku, żeby nie zabijać pszczół. Powinno to być ścigane przez policję, ARiMR.

Opryski bezpośrednio pszczole nie szkodzą. Ale zmieniają jej zapach. Gdy wróci ona do ula, jej koleżanki nie poznają jej, potraktują jako wroga i po prostu zabiją. Niesprzyjające dla pszczół są też uprawy tylko jednego gatunku roślin na dużym obszarze.

- To dla pszczół jest jak beton - wyjaśnia pan Zbigniew. - Kiedyś wśród upraw rosły kwiaty, chabry, maki, kąkole. To była świetna pożywka dla nich. Teraz tego nie ma na polach.

Był dziki ul, zamarzył się miód

Na współczesne monokulturowe uprawy narzeka również pszczelarz Adam Karamuz z Pokrzywnicy, gm. Goworowo. Ma pięć pasiek (łącznie ok. 70 rodzin pszczelich). Prowadzi gospodarstwo rolne. Pszczelarstwo to jego dodatkowe zajęcie, któremu w maju i czerwcu oddaje się bez reszty (nawet 14-16 godzin dziennie, nie ma, że po 8 jest fajrant - mówi).

- To dodatkowe źródło zarobku - opowiada. - Żeby utrzymać się, trzeba mieć 200 rodzin produkcyjnych. Teraz z pszczelarstwa są mniejsze zyski, kiedyś to był spory zastrzyk pieniędzy, z który kupiłem choćby glazurę na ścianę. Teraz sobie myślę: te glazury to pszczoły mi przyniosły. W mojej rodzinie nie ma tradycji pszczelarskich. Ja sam pszczelarzem zostałem przypadkiem. Był dziki ul niedaleko mojego domu, więc postanowiłem mieć własny miód. Terminowałem u pszczelarza w czasie wakacji, więc coś tam o tej pracy wiedziałem.

Wiedzę najwyraźniej czerpie też z książek. Ma całkiem sporą kolekcję publikacji poświęconych pszczelarstwu, bo liczącą ok. 200 pozycji - najstarsza z 1887 roku. Chce je w końcu zebrać i zmieścić w specjalnej gablotce. Teraz swoją wiedzą dzieli się niejednokrotnie na spotkaniach z dziećmi i młodzieżą w Gminnym Ośrodku Kultury Sportu i Rekreacji w Goworowie. Wiele rzeczy potrzebnych do pracy, m.in. ramki, ule, węze sam tworzy. Ma do tego smykałkę, sprawa mu to sporo przyjemności i pozwala nieco grosza jednak zaoszczędzić (kupno nowej węzy to przykładowo koszt rzędu 100 zł).

- To czasochłonna praca, ale gdy pszczoły dokonują pierwszego oblotu, to dla mnie jest to najpiękniejsza chwila - wyznaje pan Adam. - Wtedy widzę jak się zachowują, jak się czują, czy witają słońce. To prawdziwa zapłata za tę pracę.

Ale takiej nie oczekują młodzi.
- Biznes, biznes, biznes - śmieje się pan Adam. - To dla nich najważniejsze. Nie garną się do pszczelarstwa, gdy widzą ile pracy, pieniędzy trzeba zainwestować, aby później mieć jakieś zyski. A jeszcze żądlą!

Ale pan Adam walczy o dobre imię pszczół: to spokojne owady, tylko ludzie swoim krzykiem i nerwowym zachowaniem prowokują je do obrony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki