Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sklepom z dopalaczami tak niewiele można zrobić

Robert Majkowski
sxc.hu
Ostrołęcki sanepid wykrył kolejną próbę rozprowadzania tak zwanych dopalaczy w jednej z placówek handlowych na terenie naszego miasta

Sklep prowadzony przez zarejestrowaną w Pabianicach spółkę został zamknięty po kontroli - taka informacja ukazała się niedawno na stronie internetowej urzędu miasta.

Prawda jest jednak inna. Gorsza i bardziej bulwersująca. Sklepu nikt nie zamknął, jest nadal czynny, dopalacze można w nim kupić. Trudno też mówić, że sanepid cokolwiek w ostatnim czasie wykrył. O sklepie z dopalaczami sanepid doskonale wie od zeszłego roku. I robi co może. Tyle, że tak naprawdę nie może nic...

W kółko to samo

- O sklepie z dopalaczami w Ostrołęce dowiedzieliśmy się jeszcze w zeszłym roku, ktoś przekazał nam taką informację telefonicznie - mówi Małgorzata Bednarska, dyrektorka ostrołęckiego sanepidu.

Kontrolerzy odwiedzili sklep mieszczący się w jednym z lokali na ostrołęckim deptaku i rzeczywiście znaleźli tam dopalacze. I zrobili co mogli - towar zabrali i wszczęli postępowanie administracyjne. W jego efekcie nałożyli karę. A potem... dwa razy powtarzali całą procedurę.

- Nasza ostatnia decyzja, wydana w marcu, o nakazie wstrzymania wprowadzania do obrotu dopalaczy była już trzecią nałożoną na ten sklep - mówi Bednarska. - Mówię sklep w skrócie. Problem polega na tym, że za każdym razem wydajemy decyzję na określony podmiot i decyzję dotyczącą określonego produktu. Te decyzje, jak wszystkie decyzje administracyjne, podlegają zaskarżeniu do wyższych instancji, z Naczelnym Sądem Administracyjnym włącznie.

W praktyce wygląda to tak. Sanepid wchodzi do sklepu, zabezpiecza podejrzane substancje i wydaje decyzje o wstrzymaniu ich wprowadzania do obrotu, czyli sprzedawania. W międzyczasie substancje te trafić muszą do laboratorium. Jeśli badania wykażą, że to rzeczywiście dopalacze, sanepid nakłada karę finansową - od 20 tys. zł do miliona.

Następnego dnia dopalacze znów pojawiają się sklepie. Wszystko jest legalnie, bo nie są to już te substancje, których wprowadzania do obrotu zabronił sanepid. Dla przykładu: podczas ostatniej wizyty inspektorów sanepidu w sklepie na deptaku zabezpieczyli oni produkty pod nazwami: dodatek do piasku koloru białego, dodatek do piasku koloru czarnego, rozpałka do pieca koloru białego, rozpałka do pieca koloru czarnego.

Kiedy w zeszłym tygodniu odwiedziliśmy ostrołęcki sklep z dopalaczami znaleźliśmy tam rozpałkę do pieca... koloru niebieskiego! Nie ma żadnej decyzji administracyjnej zakazującej handlu czymś takim. A nawet jak się pojawi po kolejnej wizycie inspektorów sanepidu, to przecież paleta barw jest ogromna - następnego dnia w ofercie sklepu pojawi się rozpałka do pieca jakiegoś innego koloru...

Sklepu nie zamkną

To może jednak kary finansowe pomogą? Dyrektor Bednarska nie ma złudzeń.

- Tu problem polega na tym, że my za każdym razem nakładamy karę na inny podmiot. Osoby zajmujące się tym procederem po prostu zmieniają nazwy firm, zmieniają się też prezesi tych spółek. Niespecjalnie się przy tym kryjąc, że to tylko wybieg. Często nazwy tych spółek są bardzo podobne, wystarczy jednak zmienić nieco brzmienie nazwy spółki czy dopisać jakieś słowo i mamy nowy podmiot - tłumaczy dyrektor Bednarska.

A kiedy nie ma już firmy, na którą sanepid nałoży karę, postępowanie trzeba umorzyć.
To może chociaż można zamknąć sklep? Teoretycznie tak, ale i na to handlujący dopalaczami znaleźli sposób. Bardzo prosty.

- Wprowadzają do wydzielonej części sklepu innego przedsiębiorcę, co uniemożliwia nam zamknięcie lokalu - mówi szefowa ostrołęckiego sanepidu.

Tak jest też w Ostrołęce, choć na pierwszy rzut oka niełatwo się o tym przekonać. W sklepie z dopalaczami na deptaku nie ma żadnego szyldu czy informacji, że działa tam jeszcze coś innego niż sklep. W tym przypadku jest to - o ile udało nam się dobrze ustalić - jakaś firma doradcza.

Nie ma szyldu, nie ma nawet biurka. Na papierze jednak firma działa, w sklepie jest jej pracownik. Wszystko jest więc legalnie...

Śmierć za 20 zł

Jak wygląda sam sklep? Dość osobliwie. Witryny są dokładnie oklejone, nie sposób zajrzeć do środka z ulicy. Z napisów na szybie też niewiele dowiemy się o tym co jest w środku - głównie, że można tu kupić jakieś "zapachy". W środku kilka szklanych gablotek, zamkniętych na klucz, asortyment bardzo ubogi - jakieś świeczki zapachowe, kadzidełka, lampki. Same drobiazgi.

W jednej z witryn dwie saszetki z proszkiem - wspomniane już "rozpałki do pieca". Przy nich kartka z informacją, że to towar tylko dla osób pełnoletnich i używanie go w inny sposób niż podany na ulotce może zagrażać zdrowiu. Logiczne - jak ktoś będzie nim rozpalał w piecu nic mu się nie stanie. Cena: 20 i 30 zł.
Sprzedawcy nie widać, w kącie sklepu drzwi z niewielkim zakratowanym otworem. Za nimi kantorek, w nim dwie młode kobiety. Rozmawiać można tylko przez kratę.

- Jakie dopalacze? - odpowiada pytaniem na nasze pytanie o możliwość zakupu.
- A to co? - pytamy o "rozpałkę".
- To co widać - młoda kobieta, dziewczyna właściwie, szybko orientuje się, że nie jesteśmy potencjalnymi klientami.

Rozmowna nie jest, żadnych informacji o właścicielu firmy nie poda. Nie ma też, przynajmniej tak zapewnia, żadnych oporów przed sprzedawaniem dopalaczy.

- Praca jak każda inna. Każdy chce pracować - ucina krótko rozmowę na ten temat.

Jeden ukarany

Czy sklep na ostrołęckim deptaku jest jedynym w Ostrołęce? Tego nie wiemy. Nie wie także sanepid.
- Nie mieliśmy żadnych innych sygnałów, że gdzieś jeszcze są sprzedawane dopalacze - mówi dyrektor Bednarska.

Co ciekawe, jakiś sukces w walce z handlującymi dopalaczami sanepid ma na swoim koncie. Tyle, że nie dotyczy on tych, którzy na tym interesie zarabiają naprawdę duże pieniądze. W zeszłym roku sanepid nałożył karę na pewnego ostrołęczanina - 20 tys. zł. Za handel dopalaczami. Bo warto wiedzieć, że z taką odpowiedzialnością - niestety tylko administracyjną - może się liczyć także każda osoba prywatna.

Ostrołęczanin został zatrzymany przez policję, znaleziono przy nim narkotyki i dopalacze. Za handel narkotykami odpowiadał karnie, sprawa dopalaczy została wyłączona z postępowania karnego i przekazana sanepidowi. Ten nałożył karę - 20 tys. zł. Jest ona spłacana.
A sklepowi nic nie można zrobić...

Jedna osoba ukarana i jeden sklep "nękany". To na razie efekt walki z dopalaczami w Ostrołęce. Niewiele. Pocieszające jest jedynie to, że w naszym mieście nie było jeszcze śmiertelnego zatrucia dopalaczami. A środki te w całym kraju regularnie już zbierają śmiertelne żniwo.

Małgorzata Bednarska ma nadzieję, że już niedługo.
- Nie ma wątpliwości, że jedyną skuteczną drogą jest uznanie takich substancji za narkotyki. Jako sanepid wielokrotnie o to apelowaliśmy. Wtedy będzie możliwe prowadzenie karnego, a nie administracyjnego postępowania wobec osób posiadających i handlujących tymi środkami - mówi szefowa sanepidu.
Obecnie trwają przygotowania do wprowadzenia stosownych zmian w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Kiedy mogłoby się to stać? Nie wiadomo...

Policja monitoruje

Póki co niewiele może też zrobić policja. Choć zapewnia, że robi:
- Ostrołęccy policjanci w celu przeciwdziałania dystrybucji dopalaczy cały czas monitorują to zjawisko. Polega to, m.in. na gromadzeniu informacji operacyjnych co do miejsc i osób, które mogą sprzedawać takie substancje, na ścisłej współpracy w tym zakresie z inspektorami ostrołęckiego sanepidu, a także na działaniach profilaktycznych skierowanych zarówno do młodzieży, jak i rodziców oraz nauczycieli placówek oświatowych działających na terenie miasta i powiatu ostrołęckiego - informuje Tomasz Żerański z Komendy Miejskiej Policji w Ostrołęce. - Punkt handlowy mieszczący się przy ul. Głowackiego ostrołęccy funkcjonariusze wspólnie z inspektorami ostrołęckiego sanepidu kontrolowali już kilkukrotnie. Placówka ta jest monitorowana już od połowy czerwca ubiegłego roku. Praca operacyjna ma to do siebie, że nie może być podawana do publicznej wiadomości .

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki