- W Wielkanoc mieliśmy rodzinną kłótnię. 6 kwietnia wyjechałem. Wydawało mi się, że jak wyjadę, wszyscy ochłoną, emocje opadną i sytuacja wróci do normy. Gdy wróciłem w piątek, 10 kwietnia, zastałem drzwi zamknięte na cztery spusty i zmieniony zamek. Od tego czasu nie mogę dostać się do domu, w którym jestem zameldowany - relacjonował nam w sobotę, 11 kwietnia, Sławomir Nowosada.
Teraz mieszka w pojeździe dostawczym, którego tylne koła ustawiono na cegłach. Pierzyna na fotelach, kilka foliowych worków z ubraniami i drobne sprzęty AGD (kubek z grzałką etc.) w bagażniku - to wnętrze jego aktualnego "lokum".
- Z wody korzystam na podwórku, myję się w tunelu foliowym. Złożyłem na policji zawiadomienie, że zostałem w święta pobity przez syna. Zrobiłem to dopiero teraz, bo wcześniej nie mogłem opuścić posesji, bałem się, że nie będę mógł wrócić, ze zablokują mi możliwość dostępu do samochodu, w którym mieszkam. W środę, 15 kwietnia, byli u mnie policjanci.
Zupełnie inaczej brzmi opowieść żony Sławomira. Jej zdaniem za cały konflikt odpowiedzialny jest mąż, który stwarzał zagrożenie dla rodziny. A jego zachowanie to "taki teatrzyk, cyrk dla znajomych i klientów".
- Mógł rano skorzystać z łazienki i z ciepłej wody, nie chciał - stwierdziła w sobotę, 11 kwietnia. - Ani ja ani synowie nie chcemy mu zrobić krzywdy - dodała zrezygnowana. - Choć on się z jakaś wyimaginowaną krzywdą obnosi. I to nie pierwszy raz. My się go po prostu boimy, dlatego zmieniliśmy zamki.
W środę, 15 kwietnia, Sławomir Nowosada wysłał do sądu pozew o "przywrócenie naruszonego prawa posiadania lokalu".
Więcej na ten temat w aktualnym TO.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?