Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz rolnik poszukuje normalnej dziewczyny, do tańca i do różańca

Robert Majkowski
W wielkanocną niedzielę TVP1 wyemitowała pilotażowy odcinek drugiej edycji popularnego reality show "Rolnik szuka żony"

W cieszącym się dużym "wzięciem" widzów programie, pośród dziesięciorga kandydatów (bo tym razem dodatkową atrakcją była też rolniczka szukająca męża) z całej Polski, znalazł się Robert, trzydziestodwuletni rolnik z Mazowsza. Odnaleźliśmy go w jednej z podostrołęckich gmin. W Troszynie.

Czeka na listy

Robert z rodzicami prowadzi spore gospodarstwo w niewielkiej wiosce. Bardzo zadbana posesja przy głównej drodze jest jedną z trzech, czy czterech najładniejszych w tej wsi. Zwracają uwagę duży dom, okazałe zabudowania gospodarcze, wyłożone kostką rozległe podwórko.

W domu, budowanym dwadzieścia lat temu, ale już wyraźnie nowoczesnym, rozmawiam z Robertem i jego mamą Haliną, przy długim, rodzinnym stole.

Dlaczego szuka żony w telewizyjnym programie? - pytam Roberta.

- Obejrzałem kilka odcinków w pierwszej edycji. Spodobał mi się sam pomysł, bo dotyka rzeczywistego problemu społecznego. I spodobała mi się forma realizacji, bardziej realistyczna niż w innych reality show. Pomyślałem sobie, czemu nie spróbować. Zimą tego roku wysłałem swoje zgłoszenie. Jedno z prawie półtora tysiąca, jak się okazało. Byłem więc bardzo zdziwiony, gdy otrzymałem zaproszenie do wstępnych eliminacji. Zostałem jednym z dziesięciu wybrańców w drugiej edycji - mówi Robert.

W wielkanocny wieczór zaprezentował się w zwiastunie programu. Teraz czeka na listy. Ich liczba zdecyduje, czy przejdzie do dalszego etapu.

Magister na roli

Robert ma 32 lata. Wykształcenie wyższe - magister inżynier rolnictwa.

- Skończyłem najpierw technikum mechanizacji rolnictwa w Lubiejewie. Nie tkwię w gospodarstwie z przymusu. Od dziecka mnie to "kręciło". Ciągniki, maszyny, zwierzęta - jak każdego chłopaka. Zawsze lubiłem pomagać tacie. I tak zostało, bo razem prowadzimy pięćdziesięciohektarowe gospodarstwo. Hodujemy 75 krów mlecznych, mamy też w oborze 40 sztuk "młodzieży". Nasze krowy dają średnio 8 tys. litrów mleka rocznie od sztuki, około 600 tys. litrów razem - szacuje młody gospodarz.

To już znaczące gospodarstwo produkcyjne.

- Dzisiaj do pracy mobilizuje mnie świadomość także tego, że jestem producentem żywności, która jest podstawą życia, a także to, że moja praca daje zatrudnienie wielu innym ludziom - pracownikom mleczarni, innych zakładów, z którymi współpracuję. To takie czysto ludzkie, budujące przekonanie o wspólnym łańcuchu współtworzenia, utrzymywania zatrudnienia - mówi Robert.

Dodaje, że ostatnich dziesięć lat było bardzo pomyślnych dla rozwoju rolnictwa. Kto się nie bał, kto składał wnioski, mógł garściami czerpać ze środków unijnych. Fakt, było przy tym mnóstwo obwarowań, papierowej roboty, uciążliwej księgowości. Ale dzięki unijnym dotacjom obora w gospodarstwie Roberta jest nowocześnie wyposażona, w obszernym garażu nie brakuje rolniczych maszyn wysokiej jakości.
Dzięki temu znacznie łatwiej uprawiać te pięćdziesiąt hektarów, z których 70 procent zajmuje kukurydza, jako podstawowa pasza dla krów, a pozostałą część zboża i łąki.

Utrzymaniu standardu gospodarstwa sprzyja także mleczarnia w Piątnicy, która oferuje dobre ceny na mleko, na czym okoliczni rolnicy na pewno korzystają.

Robert prowadzi gospodarstwo z rodzicami, którzy jeszcze nie osiągnęli emerytalnego pułapu. Czy wymaga to ciężkiej pracy? Pytam w trosce o ewentualną przyszłą żonę, której Robert szuka poprzez telewizję.

- W porównaniu z tym, co pamiętam sprzed lat, kiedy zaczynaliśmy z mężem gospodarzyć, to naprawdę niewielki wysiłek. Mężczyźni obsługują maszyny, a ja dwa razy dziennie mechaniczną dojarkę. I trzeba krowom podrzucić paszę. Oborę sprząta robot, kilka razy dziennie. Mnie więc pozostaje pucowanie domu. No i oczywiście wszystko, co się wiąże z jego prowadzeniem. Ale tak ma każda kobieta - mówi pani Halina.

Piękny dom z historią w tle

Ponad trzysta metrów domu wygląda rzeczywiście na wypucowane, wypielęgnowane. Z nowoczesnymi sprzętami łączą się gustownie stare, odziedziczone meble. Na ścianach pamiątkowe rodzinne fotografie, sięgające ubiegłych wieków. Rodzina Roberta zasiedziała jest tutaj, jak zaświadczają różne księgi od kilkunastu pokoleń. Na archiwalnych fotografiach członkowie rodziny z okresu przedwojennego, z armii gen. Andersa. Na kominku z kolei na kolorowych zdjęciach najmłodsze pokolenie - córka pani Haliny z mężem (superzięciem, jak mówi gospodyni) i syn z żoną (wspaniałą synową, zapewnia teściowa). Dwoje ukochanych wnucząt.

- Ale są daleko, w Warszawie. Przydałoby się mi tutaj trochę gwaru i radości na co dzień, nie tylko od święta, gdy wszyscy się spotykamy. Samotność w pewnym wieku coraz bardziej zaczyna dokuczać - wyznaje mama Roberta.

Jakiej kobiety oczekiwałaby dla młodszego syna? Po prostu dobrej, odpowiada.
- Robert jest pracowity, spokojny. Lubi ład i porządek - mówi matka. - Jest ciepły i wesoły - dodaje.

Szuka życzliwej duszy

A Robert oczekuje normalnej dziewczyny, do tańca i do różańca.

- W szkole, na studiach, także potem miałem bliższe sympatie, ale jakoś trudno było je przekuć w stały związek. Nie wiem, dlaczego. Może działa stereotyp, że żona rolnika to ogrom pracy w polu i zagrodzie. Ale to już nie te czasy przecież. Moja mama nieraz umiera z nudów - żartuje Robert. - Myślę, że mógłbym swojej żonie zaproponować ciekawe życie. Bo jednak na wsi jest mnóstwo przestrzeni, którą można wykorzystać dla zdrowia. Zacząłem właśnie uczyć się jazdy konnej. Uważam, że to niezła frajda. Mamy też przecież dostęp do internetu, samochody, wszystko inne, co ułatwia kontakt ze światem. Mamy także sympatyczną atmosferę we wsi. Ludzi życzliwych sobie nawzajem, pomocnych w razie potrzeby, pośród których można czuć się bezpiecznym - zapewnia młody człowiek, który od osiemnastego roku życia jest też członkiem prężnie działającej ochotniczej straży pożarnej, integrującej wieś. - Nie wiem, dlaczego trudno skusić na to kobiety. Nie ja jeden jestem samotnym, choćby w tej gminie, choć mam do zaoferowania fajny związek, oparty na wzajemnym wspieraniu, zaufaniu. I miłości, mam nadzieję.

Robert interesuje się, jak większość młodych mężczyzn, sportem. Lubi muzykę - od disco polo po klasyczną, i taniec (bez gwiazd - zaznacza).

- Nie jestem niewolnikiem pracy - zapewnia, choć można by tak sądzić po wyglądzie gospodarstwa. - To raczej efekt szczęścia, umiejętności organizacji, dobrych pomysłów i życzliwych ludzi.
Teraz szuka życzliwej duszy wyłącznie dla siebie. Czy mu się uda?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki