Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Komornik ośmieszył nas przed ludźmi - twierdzi Mirosław Milewski

Robert Majkowski
Kiedy znajomi i rodzina dowiedzieli się o licytacji gospodarstwa należącego do Emilii Milewskiej z Gumowa za kwotę niespełna 1 mln zł, nie mogli uwierzyć, że nic wielkiego się nie stało, że to po prostu komornik zrobił im taki numer

- Nie wierzyli mi, kiedy tłumaczyłem, że wcale nie zbankrutowaliśmy - Mirosław Milewski, ojciec Emilii, denerwuje się, gdy do tego wraca. - Nie wierzyli, gdy wyjaśniałem, że mamy tylko 17 tysięcy złotych długu, a nie milion. To się nikomu w głowie nie mieści!

Kiepski biznes z Sokołowem

Milewscy mają w Gumowie gospodarstwo rolne składające się z ponad 20 ha gruntów i zabudowań. W 2009 roku Mirosław Milewski podpisał umowę z Zakładami Mięsnymi Sokołów Podlaski na odchów 22 sztuk bydła. Przywieźli im 22 cielęta, które miały być odchowane w ich gospodarstwie do odpowiedniej wagi, a potem sprzedane zakładom. W umowie zapisane była cena 11 zł za kg.

Cielaki przywieźli za darmo, zabezpieczeniem transakcji był zastaw kaucyjny na ich gospodarstwie na kwotę 30 tys. zł sporządzony u notariusza.

W 2010 roku samochód z Sokołowa zabrał pierwsze 11 jałówek odchowanych do około 500 kg każda w oborze Milewskich. Zawieźli je aż do Tarnowa, po drodze jedna jałówka połamała się i trzeba było ją dobić. Gdy Milewski dostał fakturę, okazało się, że ceny za kilogram były niższe od umówionych 11 zł. Instruktor, z którym załatwiał te sprawy, wyjaśniał potem, że jałówki miały wysokie pH, czyli były w dużym stresie, stąd niższe ceny ("A jak miały nie być, jak wieziono je przez 300 km?" - pyta Milewski).

Ponadto jeszcze mniej zapłacili za tę jałówkę, która się w transporcie połamała, przecież nie z winy hodowcy. Milewscy nie byli zadowoleni, ale wzięli to, co im zapłacili. ("Na każdej sztuce straciliśmy po kilkaset złotych, w sumie było to ok. 6000 złotych" - mówi Milewski).

Postawił warunek

Kiedy do odpowiedniej wagi doszły pozostałe sztuki, czyli ostatnie 11 jałówek, Milewski postawił warunek, że odda je zakładom, jeśli oni uczciwie rozliczą pierwszą transakcję. Tak się - jego zdaniem - nie stało, więc sprzedał odchowane jałówki na rynku.

- Zrobiłem to także dlatego, że wtedy poważnie zachorowała żona i potrzebne były pieniądze - tłumaczy Mirosław Milewski.

W następnym 2012 roku kupił jednak na rynku 11 jałówek, żeby rozliczyć się z zakładami w Sokołowie. Gdy doszły w 2013 roku do odpowiedniej wagi, rozmawiał z instruktorem z Sokołowa o odbiorze. Spytał, czy dadzą gwarancję, bo znowu któraś z jałówek może połamać się w transporcie. Odpowiedział, że gwarancji nie da.

W tej sytuacji, ponieważ korespondencja z zakładami też nic nie pomogła, Milewski zacielił jałówki. Wkrótce potem zakłady w Sokołowi upomniały się jednak o swoje pieniądze.

Wszedł komornik

Doszło do rozprawy sądowej w Węgrowie, na której Milewski i jego żona zostali ukarani grzywnami po 10 tys. zł za to, że nie wywiązali się z umowy. Nie udało się dogadać z zakładami w sprawie spłaty na raty. Wkrótce potem do akcji ruszył komornik z Ostrowi Mazowieckiej, bo na hipotece gospodarstwa był dług w wysokości 30 tys. zł. Wtedy właścicielką gospodarstwa była już Emilia Milewska - córka, która przebywa w Niemczech.

- To ja w jej imieniu zajmowałem się tą sprawą - mówi Mirosław Milewski. - Najpierw ustaliłem u komornika, że łączny dług wraz z kosztami wynosi 35-36 tysięcy złotych.

Po rozmowie z komornikiem, w sierpniu ub. roku wpłacili w sumie 8000 zł. 8 września zjawił się jednak u nich rzeczoznawca, aby wycenić gospodarstwo.

- Wiedziałem, że w grę wchodzić może licytacja, bo wspominał o tym komornik, dlatego powiedziałem, żeby wycenił część gospodarstwa, np. jedną działkę, bo przecież chodzi tylko o 30 tys. zł - wspomina Milewski. - On jednak mówił, że musi wycenić całe.

We wrześniu Milewscy wpłacają 13 tys. zł, a z komornikiem uzgodnili, że resztę wpłacą w listopadzie.

Licytacja w gazecie

Kiedy otrzymują od komornika pismo w wyceną gospodarstwa na 967 tys. zł, mają więc już wpłacone 21 tys. zł.

- Nie mogę się zgodzić z taką wyceną gospodarstwa - mówi Milewski. - Jest ono warte co najmniej 1,2 mln zł. Jak się potem okazało, mogłem się odwołać od tej wyceny do sądu, ale to było napisane drobnym druczkiem na końcu i ja tego nie doczytałem.

W listopadzie Milewscy dopłacają komornikowi 4000 zł, spłacili więc już w sumie 25 tys. zł. W grudniu Milewski rozmawia z komornikiem, że resztę dopłacą do końca stycznia, bo wtedy będą dopłaty unijne.

- Odpowiedział, że zaczeka - twierdzi Mirosław Milewski.

Dopłaty się jednak spóźniły. 26 stycznia Milewski pojechał do komornika z pytaniem, ile ma jeszcze dopłacić. Usłyszał, że 17.500 zł, ale usłyszał też, że już za późno, bo gospodarstwo wystawione zostaje do licytacji i ogłoszenie ukaże się niebawem w "Tygodniku Ostrołęckim".

Zrobił z nas szmaty

Tak też się stało. W lutym, po ukazaniu się TO z ogłoszeniem, Milewski odebrał kilka telefonów od znajomych i rodziny, z pytaniem, co takiego się stało, że ich gospodarstwo jest licytowane.

- Nie chcieli uwierzyć, że chodzi o zapłatę tylko 17.500 zł - mówi. - Każdy myślał, że pewnie zbankrutowałem, albo mam kilkaset tysięcy długów.

Od razu po ukazaniu się ogłoszenia Milewski pożyczył od szwagra brakującą kwotę (doszedł jeszcze rachunek za ogłoszenie w prasie) i zawiózł do komornika. Zanim to się stało, komornik poinformował go, że licytacja obejmie jednak tylko część gospodarstwa, a nie całe. Licytacja nie doszła jednak w ogóle do skutku, a wkrótce potem komornik przysłał pismo o zakończeniu postępowania egzekucyjnego.

- Komornik ośmieszył nas przed ludźmi - twierdzi Mirosław Milewski. - On po prostu szmatę z nas zrobił. Nikt nie wierzy, że chodziło w sumie o niewielką kwotę. Do tej pory ludzie myślą, że wpadłem w jakieś poważne kłopoty. A komornik po prostu zamknął sprawę, jakby nic się nie stało. Jak on mógł dopuścić się czegoś takiego?

Komornik zawsze ma rację?

Komornik z Ostrowi, który zajmował się tym postępowaniem egzekucyjnym, nie chciał z nami rozmawiać. Skierował nas do rzecznika prasowego Rady Izby Komorniczej w Białymstoku. Zrelacjonowaliśmy więc rzecznikowi Sebastianowi Dunajowi całą sprawę i zadaliśmy kilka pytań. Szybko nadesłał nam obszerną odpowiedź, z której wynika, że dłużnik nie ma w niczym racji, a postępowanie komornika było w pełni prawidłowe. Oto główne tezy odpowiedzi.

Po pierwsze: dłużniczka miała dość czasu, aby spłacić wymagane zobowiązanie.

Po drugie: komornik mógł zarządzić licytację całej nieruchomości, zwłaszcza że tego domagał się wierzyciel, a komornik "jest związany wnioskami wierzyciela".

Po trzecie: licytacja odbywa się pod nadzorem sędziego; sąd sprawuje także nadzór nad całym postępowaniem egzekucyjnym i nie stwierdził w tej sprawie uchybień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki