Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tamara Arciuch płakała, czytając list przasnyszanki

Robert Majkowski
sxc.hu
Droga Haniu! Piszę do Ciebie po wielu latach z wiarą, że przeczytasz moje słowa. Chcę żebyś wiedziała, że nasza przyjaźń została mi zabrana, tak jak godność oraz wszystkie inne wartości, w które wierzyłam i które miałam

Tak zaczyna się list przasnyszanki, zgłoszony do ogólnopolskiego konkursu "Miłość z podbitym okiem? Listy nadziei. Twoja historia może uratować komuś życie". W tym wyjątkowym konkursie, nad którym honorowy patronat sprawuje marszałek Radosław Sikorski, bardziej niż umiejętności literackie, liczy się odwaga i siła.

Nie była w stanie ukryć łez

Na galę trzeciego finału zaproszono dwadzieścia pań, autorek wzruszających listów. Ale to właśnie list przasnyszanki najbardziej wzruszył serca jurorów i ...aktorów. Aktorka Tamara Arciuch, która czytała zwierzenia mieszkanki Przasnysza, nie była w stanie ukryć łez.

W jedną z wigilii, w obecności naszych dzieci, wywrócił stół do góry nogami. Już wtedy nie ubierałyśmy choinki. Nie śpiewałyśmy kolęd i nie piekłyśmy pierniczków. Byłam sama z dwojgiem małych dzieci. Zaczęłam bać się świata i ludzi. Popadłam w depresję. Pamiętam, że w jeden z zimowych wieczorów mąż wyrzucił mnie z własnego domu. Było ciemno i zimno. Bałam się. Wstyd uniemożliwił mi poproszenie brata o schronienie. Chodziłam po ulicach i czekałam, aż mąż zaśnie i dzieci otworzą mi drzwi… - czytała aktorka. Autorce listu, która pragnie pozostać anonimowa, na gali towarzyszyli członkowie przasnyskiego Zespołu Interdyscyplinarnego ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie.

- Domowa przemoc to zawsze bardzo wstydliwy temat, bardzo trudny do mówienia o nim na zewnątrz - tłumaczy Joanna Cieślik, przewodnicząca zespołu.

- Osoby doświadczające przemocy starają się ją ukryć, często nawet przed najbliższą rodziną, dlatego trudno im przyjąć wsparcie. Często jest też tak, że najbliższa rodzina widzi co się dzieje, ale nie chce się wtrącać w partnerskie problemy małżonków. To właśnie wstyd jest głównym powodem, który nie pozwala osobom doświadczającym przemocy zwracać się o pomoc. Często jedynymi świadkami tego, co dzieje się w czterech ścianach są dzieci. I paradoksalnie czasem zdarza się, że matki nie robią nic, przekonane, że dla dzieci tak będzie lepiej. Dzieje się tak zwłaszcza w domach, gdzie wobec dzieci sprawca nie stosuje przemocy fizycznej i jest przy tym jedynym żywicielem rodziny. Przede dziećmi jednak nic się nie ukryje, co więcej, jak te dzieci dorosną, nie znając innego wzorca, same staną się ofiarami albo sprawcami przemocy. Bywa też, że dzieci mają żal do matek, że te nic nie robiły.

Bez pomocy nie da się rady

Ale list przasnyszanki to nie tylko opis traumatycznych wydarzeń, ale przed wszystkim opis procesu wychodzenia z przemocy. Najpierw od przyjaciółki dowiedziała się o grupie wsparcia dla ofiar przemocy. Następnie terapeuta doradził jej kontakt z pracownikiem socjalnym i dzielnicowym. Mimo obaw i uprzedzeń wobec kontaktu z policją, kobieta dała się namówić na rozmowę Dzielnicowy poświęcił mi około dwóch godzin. Pozwolił wyrzucić z siebie wątpliwości i strach przed procedurami (…) Płakałam, bo znowu poczułam się jak człowiek. Ktoś obcy pomyślał o moim życiu, o którym ja już całkowicie zapomniałam - napisze później w liście.

- Bez pomocy z zewnątrz bardzo trudno sobie poradzić z problemem przemocy - komentuje Katarzyna Przybysz z MOPS w Przasnyszu.

- Długie lata pozostawania w przemocowym związku powodują, że osoby doświadczające przemocy, a są to głównie kobiety, stają się bardzo wycofane i mają bardzo niską samoocenę. W większości uważają, że są nic nie warte, nic nie potrafią i że zginą bez swoich partnerów, i w przypadku naszej laureatki było tak samo. Wieloletnie słuchanie takich argumentów powoduje, że trzeba potem długo pracować, by kobiety uwierzyły w siebie i w to, że z tym problemem można sobie poradzić, że zawsze jest jakieś wyjście.
Zespół interdyscyplinarny, który działa przy MOPS w Przasnyszu, wspomaga bite kobiety już prawie 10 lat.

- W składzie naszego zespołu są policjanci, pracownicy socjalni, pedagodzy, kuratorzy i przedstawicieli Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. W sumie 16 przedstawicieli różnych instytucji, a wieloletnie doświadczenia sprawiają, że jesteśmy dość skuteczni - mówi Joanna Cieślik.

Przez 10 lat istnienia zespołu zostało zarejestrowanych 270 rodzin z problemem przemocowym. W wielu przypadkach ludziom, którzy już niemal zapomnieli, że może być inaczej, udało się pomóc. Najlepiej świadczą o tym ostatnie słowa listu laureatki Odzyskałam swoją tożsamość jako człowiek i kobieta. Nauczyłam się płakać ze szczęścia i dumy z dzieci, z siebie. Te łzy smakują zupełnie inaczej. Ponownie zaczęłam czytać książki i słuchać muzyki. Wiosną czuję zapach bzu i konwalii. Uśmiecham się do ludzi, którzy mówią mi dzień dobry.

Z wiarą, że przeczytasz moje słowa

A oto cały list przasnyszanki:

Droga Haniu!
Piszę do Ciebie po wielu latach z wiarą, że przeczytasz moje słowa. Bardzo chciałabym abyś zrozumiała i wybaczyła mi. Nigdy nie wyjaśniłam Ci dlaczego zerwałam nasze kontakty. Dlaczego nie odpisywałam na listy i nie odbierałam telefonów. Mogłaś poczuć się odrzucona. Chcę żebyś wiedziała, że nasza przyjaźń była jedyną, jaką miałam w życiu.
Została mi zabrana tak jak godność oraz wszystkie inne wartości, w które kiedyś tak mocno wierzyłam i które miałam. Odwaga i wiara, którą aktualnie noszę w sobie skłoniły mnie do tego, aby Cię odszukać i opisać Ci moją historię Przyjaciółko z młodzieńczych lat.
Zaczęło się od wielkiej miłości. Przyjęłam ją jak każde dobro, które otrzymywałam w rodzinnym domu. Wychowywałam się w rodzinie jako najmłodsza z rodzeństwa. Ojciec pracował, a mama zajmowała się domem. Miłość przepełniała cały nasz dom. Nie było w nim przemocy, alkoholu i bluźnierstwa.
Zakochałam się w cudownym człowieku, młodym, przystojnym. Moi rodzice traktowali go jak syna. W 1992 r. wzięliśmy ślub. Od samego początku utrzymywali nas rodzice, gdyż mąż nie garnął się do pracy.
Mama tłumaczyła, że wyrośnie i zmądrzeje. Urodziłam dwoje dzieci. Młodsze urodziło się z porażeniem układu centralnego. Długa rehabilitacja i opieka nad dzieckiem znudziły tatusia. Wyprowadził się do innej kobiety.
Mój tato zobowiązał się mi pomoc. Tłumaczył, że mąż nie jest odpowiednim partnerem dla mnie. Nie posłuchałam. Miłość zwyciężyła. Wybaczyłam zdradę i przyjęłam jako męża. Długa choroba mojej mamy, małe dzieci oraz praca nie pozwalały na to abym zastanawiała się nad pijaństwem, które zagnieździło się w moim domu.
Rodzice utrzymywali nas i dbali o moje i dzieci bezpieczeństwo. Mama zmarła. Dwa lata później zmarł mój ojciec. Od tego czasu moje życie zmieniło się w koszmar. Mąż poczuł się panem i Bogiem. Dzieci wstydziły się go, gdy
do domu wracał pijany.
Nie rozumiały bólu i cierpienia. Zastanawiałam się skąd ma pieniądze. Nie pracował, a dobrze żył, podczas, gdy na nasze utrzymanie nie dawał nawet grosza. Wyznawał motto "wino, kobiety i śpiew". Jako żona musiałam spłacać jego długi.
Prosiłam, błagałam i modliłam się. Twierdził, że nie ma problemu z alkoholem. Wracając do swojego domu czułam strach i ból. Kiedy pierwszy raz dostałam zaczęłam nienawidzić. Potem były kolejne razy. Uderzał mnie głową o umywalkę i upokarzał. Musiałam zmywać własną krew.
W jedną z wigilii w obecności naszych dzieci wywrócił stół do góry nogami. Już wtedy nie ubierałyśmy choinki. Nie śpiewałyśmy kolęd i nie piekłyśmy pierniczków. Ciepło i poczucie bezpieczeństwa, które otrzymywałam w domu rodzinnym były już tylko wspomnieniem. Byłam sama z dwojgiem małych dzieci. Zaczęłam bać się świata, ludzi. Popadłam w depresję.
Pamiętam, że w jeden z zimowych wieczorów mąż wyrzucił mnie z własnego domu. Było zimno i ciemno. Bałam się. Wstyd uniemożliwił mi poproszenie brata o schronienie. Chodziłam po ulicach. Czekałam, aż mąż zaśnie i dzieci otworzą mi drzwi.
W mojej głowie pojawiła się myśl o śmierci. Moje życie nie miało sensu. Byłam pozbawiona nadziei i wiary. Pomyślałam wówczas o dzieciach. Bałam się o ich przyszłość. Potrzebowały pomocy. Jak mogłam je wspierać skoro sama nie radziłam sobie z problemami. Poddałam się.
Wówczas pomogła mi koleżanka. Poleciła mi grupę wsparcia. Tam spotkałam kobiety, które miały podobne problemy jak ja. Dotychczas myślałam, że tylko ja jestem tak dotknięta prze los. Terapeuta zaproponował spotkanie z pracownikiem socjalnym MOPS, który poleciła mi kontakt z moim dzielnicowym.
Długo się opierałam, gdyż mąż przez wiele lat uświadamiał mnie, że policja jest po jego stronie. Dzielnicowy założył mi Niebieską Kartę. Na pierwszą rozmowę ze mną poświęcił około dwóch godzin. Pozwolił mi wyrzucić z siebie wszystkie wątpliwości i cały mój strach przed procedurami.
To wówczas na spotkaniu grupy roboczej dowiedziałam się , że warto ratować swoje życie i trzeba o nie walczyć. Płakałam, bo znowu poczułam się jak człowiek.
Ktoś obcy pomyślał o moim życiu, o którym ja już całkowicie zapomniałam. Tego samego dnia dzielnicowy przeprowadził rozmowę z moim mężem. Potem już on, pracownik socjalny i pedagog mojego dziecka byli ze mną zawsze.
Ta pierwsza rozmowa z grupą roboczą stała się początkiem zmian w moim smutnym życiu. Tłumaczono mi , że powinnam walczyć o siebie, a nie o męża. Zdecydowałam się na złożenie zeznać w KPP w kontekście art. 207 KK. Moi instytucjonalni przyjaciele zeznawali w mojej sprawie w Sądzie. Dzięki nim i ja byłam silna.
Mąż został skazany wyrokiem Sądu. Już nie czuł się taki bezkarny. Kontrolował go kurator. W dalszym ciągu ciężko było żyć z alkoholikiem pod jednym dachem, ale ja już się zmieniałam. Zupełnie inaczej patrzyłam na wszystko. Nauczyłam się cierpliwości, bo odnosiłam swoje małe sukcesy i moje życie zaczęło się zmieniać.
Dzielnicowy i pracownik socjalny odwiedzali mnie. Nie pozwalali się poddawać. Dzieci wspierał pedagog. Następnie założyłam sprawę o rozdzielność majątkową i przestałam martwić się o długi męża. Zaczęłam marzyć. W Boże Narodzenie nie oczekiwałam prezentów. Chciałam tylko małe mieszkanko i spokój.
Utwierdzona o swoich prawach założyłam sprawę o alimenty. Zdecydowałam się na rozmowę z księdzem, gdyż jestem praktykującą katoliczką. Ksiądz rozwiał moje wątpliwości o grzechu, jakim byłby rozwód. Dostałam go razem z eksmisją męża z domu moich rodziców. Zmieniłam nazwisko, wracając do panieńskiego.
Przyjaciele byli ze mną. Byli wówczas gdy sprzedałam dom, spłacając męża i kupując swoje własne, małe mieszkanie. Od czasu zmian w moim życiu nauczyłam się wielu rzeczy. Odzyskałam swoją tożsamość jako człowiek i kobieta. Nauczyłam się płakać ze szczęścia i dumy z dzieci z siebie.
Te łzy zupełnie inaczej smakują. Ponownie zaczęłam czytać książki i słuchać muzyki. Wiosną czuję zapach bzu i konwalii. Uśmiecham się do ludzi , którzy mówią mi dzień dobry. To wszystko to są dla mnie, nowe, dojrzałe doznania. Z doświadczeń z mojej Wielkiej Miłości mam dwoje wspaniałych dzieci oraz wiarę w ludzi i w to, że wszystko jest możliwe.
Tego już nikt nie może mi zabrać. Mam też siłę do walki o każdy nowy dzień mojego życia. Dzień, który jest mi dany i który teraz tak cieszy.
Moja Kochana Haniu chciałabym Ci się na nowo przedstawić.
Nazywam się …... Mam …. lat , dwoje dzieci , pracę i własne mieszkanie. Jestem szczęśliwa! Kocham życie i bardzo chciałabym się z Tobą spotkać.
Twoja wyzwolona Przyjaciółka z młodzieńczych lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki