Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczarowany świat Bożeny i Jacka Baczewskich

Robert Majkowski
Społecznicy z Wojciechowic - Bożena i Jacek Baczewscy opowiedzieli nam o swoim świecie w zaczarowanej dorożce. Świecie wielu talentów i pomysłów

Gdy wchodzi się do domu Bożeny i Jacka Baczewskich w Wojciechowicach, człowiek przenosi się w inny świat. Unikalny klimat zapowiada już sam wygląd drewnianego budynku z zewnątrz: od ulicy zdobi go napis "Zaczarowana dorożka". Dlatego przejeżdżając ulicą I Armii Wojska Polskiego, ciężko go nie zauważyć.

Kiedyś ruina, a teraz…

Jego wnętrze jest także zaczarowane. Państwo Baczewscy zapraszają mnie na piętro. Większość mebli zrobiona jest z drewna, a salon wygląda jak kram z rozmaitościami. I to nie byle jakimi. Większość przedmiotów to antyki, odrestaurowane przez pana Jacka przedmioty, którym dał drugie życie. Większości z nich nie potrafię nazwać. Zegary, figurki, dosłownie wszystko…

- Nie da się tego zliczyć, są wszędzie, w domu, w garażu - opowiada pani Bożena. - Moimi ulubionymi przedmiotami, które zbieramy, są baletniczki. Bo jak byłam dzieckiem, zawsze marzyłam, żeby zostać baletnicą.

W rogu stoi natomiast m.in. gablota z motylami.
- Chcemy dla szkoły podstawowej zrobić motylarnię - objaśnia z uśmiechem pan Jacek.

Te kilka spojrzeń na dom, który jeszcze jakiś czas temu był ruiną, a odmienili go do niepoznania Baczewscy, mówią wszystko o rodzinie w nim mieszkającej: ciekawi ludzie z ciekawą historią. Którą dzielą się z ostrołęczanami.

Zaczęło się od antyków

A wszystko zaczęło się od sklepu z antykami, który prowadzili państwo Baczewscy. Pan Jacek, którego rodzina mieszka w tych okolicach od wieków a jego pradziadek był ułanem zasławskim, to złota rączka.

- Jak się pobraliśmy, a były to lata 90., nie było pracy i trzeba było wymyślić sobie zajęcie, z którego będzie chleb - opowiada jego żona. - Jestem położną, a w służbie zdrowia zarobki nie są wielkie. Znajomy miał sklep z antykami i podrzucał mężowi niektóre przedmioty do naprawy. Wychodziło mu to, więc wpadliśmy na pomysł, aby się tym zająć.

Zaczęli od małego warsztatu w kąciku domu, po kilku latach już miejsca nie było na wszystkie zgromadzone starocie.

- W tej pracy nie było konwencjonalnych rozwiązań - wyjaśnia pani Bożena. - Mąż nie boi się wyzwań. Kiedyś ktoś przyniósł piękne, mozaikowe lustro ze złamaną nogą. Odpowiedział, że zrobi to, nie ma problemu. Później miesiąc chodził i głowił się, jak to naprawić. Lustro udało się odnowić. Każda rzecz wymaga innego sposobu, z każdą wiąże się inna historia.

Choć to pracochłonne.
- Niektóre meble i z miesiąc czasu trzeba robić, bo trzeba wymienić fornir, każdą dziurkę załatać. Masa roboty, masa drobiazgów.

Człowiek wielu zainteresowań

Wprawdzie państwo Baczewscy nie prowadzą już sklepu z antykami, ale swoją miłość do staroci nie odłożyli wcale w kąt. Pan Jacek wciąż naprawia od czasu do czasu różne przedmioty. I oczywiście je kolekcjonuje: jak choćby pamiątki po 5. Pułku Ułanów Zasławskich. Kilka z nich znalazł w swoim domu, na strychu, w piwnicy. Zdjęcia, szablę.

- Teraz to zbieractwo jest bardziej dojrzałe - dodaje pan Jacek. - Zbieram pamiątki po pułku ze względu na pradziadka. Ale o nie jest bardzo ciężko. U nas tego nie zostało wiele. Czasami coś się uda gdzieś kupić. Żetony pułku zdobyłem w Miastkowie, bo ktoś je tam wykopał.

Po ciężkiej chorobie przyszedł "Czas rozkwitnąć"

Te pamiątki chętnie pokazuje innym, m.in. młodym ostrołęczanom z Wojciechowic. I nie tylko nimi się dzieli. Ponieważ parter domu, gdzie znajdował się sklep, pozostał niewykorzystany, razem z żoną postanowił go zagospodarować.

- Zachorowałam na bardzo poważną chorobę nowotworową - zwierza się pani Bożena. - Miałam czas zatrzymania, byłam długo na zwolnieniu. Dużo trudnych do przeżycia chwil. Właściwie były to dwa lata wyjęte z życiorysu. Sama choroba nie trwała długo, ale leczenie onkologiczne już tak. Już po wszystkim miałam pomysł, żeby robić coś potrzebnego, coś ważnego. Być może wynika też to z mojego zawodu. I z koleżankami: Anetą Maciejewską oraz Iwoną Rakowską-Piskorek wymyśliłyśmy, że skoro sklep jest zamknięty, to można zaprosić ludzi, spędzać w nim miło czas.

Tak powstała impreza "Czas rozkwitnąć". Panie spotykały się w niedzielę przy scenie przy DH Kupiec, wybierały się rowerem w drogę, która kończyła się w "Zaczarowanej dorożce", czyli domu państwa Baczewskich. A tam… robiły to, na co tylko miały ochotę. Decoupage, który uwielbia pani Bożena, wieczorki poetyckie, piknik, strzelanie z karabinku paintballowego do celu, wykonywanie stroików, bombek, aniołków, rozmowy o różnych kobiecych chorobach, o cytologii, mammografii. To jedne z wielu ich zajęć.

- Chcieliśmy, żeby kobiety rozwijały piękno na różnych płaszczyznach, żeby odkrywały swoje talenty - opowiada Bożena Baczewska. - Na pierwsze spotkanie przyszło ponad 30 pań, później spotykałyśmy się w gronie około 20 kobiet. Każda z nich oferowała swój talent, który próbowałyśmy odkryć także w sobie.

Będzie wyspa Robinsona?

"Czas rozkwitnąć", którego kolejna edycja rozpocznie się być może jeszcze w październiku, to nie jedyna jednak impreza, którą współtworzyli. Do "Zaczarowanej dorożki" przychodzą dzieci z wojciechowickiej Kultowni, których pan Jacek uczy robić biżuterię (sam wykonuje ją w srebrze), odlewa razem z nimi i maluje żołnierzyki. Bohdan Wojciechowski zorganizował w ich domu spotkania na temat historii Wojciechowic. 11 listopada 2013 roku odbył się piknik historyczny, który zgromadził około 60 osób, z wojskową grochówką, strzelnicą dla dzieci, pieśniami patriotycznymi i poszukiwaniem monet wykrywaczem metalu.

A w każdą trzecią sobotę miesiąca od godz. 9 w domu Baczewskich zbiera się giełda kolekcjonerska, na którą wstęp jest wolny.

- Mamy wiele pomysłów, aby wykorzystać to miejsce, zapraszać dzieci, młodzież - mówi pani Bożena, która co jakiś czas w Zespole Szkół nr 4 rozmawia z uczniami na temat przygotowania do rodzicielstwa. - W fazie pomysłu jest wyspa Robinsona, czyli samodzielne robienie łuku, latawca, wędki. Mąż potrafi takie rzeczy robić.

I nie tylko to, jak się okazuje. To on jest autorem witrażu herbu miasta, który znajduje się w ostrołęckim ratuszu. Wykonał go techniką Tiffany’ego jeszcze za prezydenta Jędrzeja Nowaka z kilku tysięcy szkiełek.

- To była jedna z fajniejszych prac, którą zrobiłem - przyznaje z dumą.
I na pewno nie ostatnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki