Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PGE za zniszczonych 150 drzew chce zapłacić tylko 285 zł

Robert Majkowski
Opaleniec. Tej linii energetycznej Cezary Wietrzykowski nie ma zaznaczonej na żadnej mapie. Ale przewody są - w dodatku iskrzą i grożą pożarem

Cezary Wietrzykowski - przedsiębiorca z Opaleńca (gm. Chorzele) od dwóch lat walczy z PGE o odszkodowanie za przycinkę około stu i wycinkę prawie 50 drzew. Według jego szacunków straty wynoszą co najmniej 10 tys .zł, tymczasem zaproponowano mu 285 zł.

- Kupiłem nieruchomość bez linii energetycznej, tak przynajmniej wynika z aktu notarialnego i ksiąg wieczystych. Zresztą do dziś o słupach czy linii w papierach nie ma nawet śladu. Faktycznie jednak linia energetyczna na moim terenie jest. I jest ona w bardzo złym stanie. Dlatego też prosiłem PGE, by coś zrobili, bo przewody wciąż iskrzą - opowiada właściciel ok. 50 hektarów lasów. Energetycy uznali, że jedynym rozwiązaniem jest przycinka drzew.

Cezary Wietrzykowski postulował inne - w tym przebudowę linii lub otulenie przewodów plastikowymi osłonkami. Przy okazji wysuwał też roszczenia za bezumowne korzystanie przez energetyków z jego działki. Porozumienia nie było, a przewody iskrzyły coraz bardziej. W końcu PGE Dystrybucja zwróciła się do starosty przasnyskiego o wydanie decyzji na wejście na teren Cezarego Wietrzykowskiego.

Sadził dla roszczeń

Kazimierz Morawski, dyrektor Oddziału Energetycznego w Ostrołęce motywował to tak: pan Wietrzykowski "sadząc te drzewa w 1998 roku pod linią energetyczną, co można przypuszczać, biorąc pod uwagę jego dzisiejsze roszczenia, iż zrobił to w celu uzyskania korzyści majątkowych, działając wbrew zasadom współżycia społecznego. Chcemy jedynie przeprowadzić czynności konserwacyjne podyktowane istnieniem realnego zagrożenia dla życia ludzi przebywających w pobliżu oraz stwarzających poważne niebezpieczeństwo wystąpienia pożaru, gdyż bezpośrednie sąsiedztwo drzew z linią powoduje jej iskrzenie, przypalając przewody i gałęzie."

I zapewniał: "Nie chodzi nam o wycięcie drzew, a jedynie przycięcie szczytów i gałęzi wrośniętych w linię energetyczną". Starosta zgodę na przeprowadzenie konserwacji wydał i energetycy przystąpił do działania.

Rąbali zgodnie z prawem

- Poszli pasem długim na 150 metrów i szerokim w porywach do 10 metrów. Najpierw rąbnęli czubki ze stu paru ponad 20-letnich świerków, a potem wycięli prawie 50 drzew rożnego gatunku, w tym dęby. A gdy zacząłem dochodzić swojego, usłyszałem, że przycinka czubka niczego złego drzewu nie robi, i w zasadzie nic nie straciłem. Moim jednak zdaniem drzewo bez czubka jest zmarnowane. Zresztą lasy są moim głównym źródłem pozyskiwania dochodów, a oni mi to niszczą - tłumaczy właściciel tartaku, który działania energetyków zgłosił na policję. Jako bezprawne wtargnięcie na prywatną posesję i zniszczenie mienia wartego ok. 10 tys. zł.

Komisariat policji w Chorzelach odmówił wszczęcia dochodzenia uznając, że "pracownicy PGE, którzy fizycznie usuwali gałęzie i drzewa, wykonywali owe czynności na polecenie swoich przełożonych, a więc nie można zarzucić im umyślności w działaniu, natomiast zasadność decyzji administracyjnych pokrzywdzony powinien dochodzić na drodze cywilno-prawnej w ramach prawa administracyjnego."

Stanowisko to podtrzymała i prokuratura, i sąd. W prawomocnym już postanowieniu Sądu Rejonowego w Przasnyszu z 9 października 2013 roku czytamy:

"Wbrew stanowisku skarżącego urządzenia energetyczne, mimo iż znajdują się na jego gruncie, nie stanowią jego własności. Urządzenia służące do doprowadzania lub odprowadzania energii energetycznej nie należą do części składowych nieruchomości, jeżeli wchodzą w skaład przedsiębiorstwa co ma miejsce w przedmiotowej sprawie. Jest to wyjątek od zasady superficies solo cedit (łac. to co jest na powierzchni przypada gruntowi) zgodnie z którą, wszystko, co znajduje się na gruncie jest jego częścią składową. Konkludując, pracownicy zakładu energetycznego byli umocowani do dokonanie konserwacji linii, ich działania nie były bezprawne".

Liche były te drzewa

Mimo prawnego działania energetyków, odszkodowanie dla Cezarego Wietrzykowskiego PGE naliczyło. Stwierdzono przy tym, że podczas prac eksploracyjnych ścięto gałęzie topól, brzóz, osiki, dębów, świerków oraz wycięto krzewy w pasie 50 m kw. Wartość wyciętych "krzewów" nie została jednak naliczona, gdyż materiał opałowego z nich powstały był znikomy, w dodatku pozostał on ma działce właściciela. W sumie PGE szkody oceniło na 285 zł i 50 gr.

- I nawet był tu listoniosz i chciał mi te pieniądz wręczyć, ale ich nie przyjąłem -komentuje Cezary Wietrzykowski . - Starosta dał zgodę, by weszli na mój teren. Ale wejście na teren to co innego niż zniszczenie cudzej własności. Ja już dwa lata im tłumaczę, że konserwacja to nie jest wycinanie drzew o średnicy pół metra. A takich drzew gmina komisyjnie naliczyła chyba 46. Do tego dochodzi setka drzew, którym przycięto po dwa metry szczytu. Gdybym to ja tu sobie wyciął jakieś drzewko - pewnie od razu dostałbym karę - denerwuje się Cezary Wietrzykowski, który ma żal nie tylko do PGE, ale także do policji, starostwa i gminy.

- Na wycinkę każdego drzewa, które ma ponad 10 lat lub grubość pnia ponad 20 cm, potrzebna jest zgoda gminy, a takiej nigdy nie było. Ci z PGE twierdzą, że te drzewa nie miały 10 lat. Drzewa, które miały nawet 58 cm obwodu? Napisałem więc do gminy zapytanie czy oni występowali do ochrony środowiska o wycinkę tych drzew. Napisałem raz, i drugi… W końcu otrzymałem pismo, z którego można wywnioskować, że jak tak dużo będę pisał, to sam zostanę ukarany. Całkiem się we mnie wtedy zagotowało i zacząłem pisać na całego, i gdzie tylko się dało. Od razu zaczęły mnie prześladować wszelkie kontrole: skarbówka, ZUS, sanepid, a PIP znalazł aż 47 uchybień i prawie doprowadzi do zamknięcia zakładu. To pokazuje, że wszyscy urzędnicy to linia wzajemnej adoracji. A ja mam inne zalesione działki, gdzie też są linie i zaraz mi tam wejdą, i pewnie znowu będą ciąć. Dlatego tak bardzo mi zależy by dojść do prawdy, bo inaczej wszystko mi wyrąbią. A te przycięte świerki za dwa lata znów odrosną i znowu zaczną dotykać linii.

Umorzone w całości

Katarzyna Burda-Mazurek, koordynator ds. komunikacji w PGE Dystrybucja tłumaczy:
- Nasi pracownicy weszli na teren i wykonali konieczne przy linii prace eksploatacyjne, co prawda bez zgody pana Wietrzykowskiego, bo jej uzyskanie było z wielu względów niemożliwe, ale nie bez jego wiedzy, i z zachowaniem wszelkich procedur wymaganych w takich przypadkach. Ponadto, niezwłocznie po wykonanych pracach, zlecono rzeczoznawcy wykonanie operatu szacunkowego na temat szkód powstałych w wyniku prac konserwacyjnych. Operat został przygotowany 18 marca 2013 roku, a wyszacowana kwota odszkodowania (285,50 zł) przesłana przekazem pocztowym na adres państwa Wietrzykowskich. Wobec braku znamion popełnienia czynu zabronionego, umorzone zostało także zawiadomienie do prokuratury o wtargnięciu na teren i zniszczeniu drzew, co potwierdził sąd wyrokiem z 9 października 2013 roku. Pan Wietrzykowski zawiadomił też Urząd Gminy w Chorzelach o wycięciu bez zezwolenia drzew na swojej nieruchomości. Urząd gminy wszczął w tej sprawie postępowanie administracyjne, ale po zapoznaniu się z dokumentacją, wysłuchaniu stron i przeprowadzeniu wizji lokalnej, postępowanie zostało umorzone w całości decyzją z 20 sierpnia.

Odszkodowanie należy się zawsze

Trochę inaczej sprawę widzi Irena Mazur z terenowego oddziału Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

- Odszkodowanie powinno być ustalone w drodze umowy między właścicielem urządzeń przesyłowych a właścicielem nieruchomości, na której znajduje się linia energetyczna (gazowa lub wodociągowa). Przepisy przewidują, że w przypadku braku takiej umowy w terminie 30 dni od usunięcia drzew czy krzewów odszkodowania musi ustalić organ (wójt, burmistrz czy starosta), który wydał zezwolenie na wycinkę. Odkodowanie przysługuje niezależnie od tego, czy drzewa zostały wycięte po uzyskaniu zezwolenia czy też bez wymaganego zezwolenia.

- Nie jestem pieniaczem, wiem, że ludzie muszą mieć prąd. Niech te linie tu będą, ale ich konserwacja powinna wyglądać zdecydowanie inaczej. Mamy już takie czasy i sposoby, że wycinka nie jest jedynym sposobem. Gdy np. gmina ciągnęła przez moje ziemie wodociąg, też musieli wyciąć kilka drzew. Ale wcześniej przyszli i uzgodnili, że w zamian dadzą mi tysiąc złotych na sadzonki. Tak też się stało, i jest wszystko w porządku, a więc chyba można? - uważa Wietrzykowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki