Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- To była radość, że udało mi się uratować jego życie - mówi Robert Miszczak

Robert Majkowski
Ostrołęczanin chciał się zabić, dokładnie zaplanował samobójstwo. Przeszkodził mu w tym leśniczy Robert Miszczak

Mężczyzna dokładnie to zaplanował. Zatrzymał się na parkingu leśnym, wsadził dwa przewody z jednej strony do rury wydechowej, a z drugiej do wnętrza samochodu, uszczelnił wszystko taśmą, odpalił silnik i czekał. Czekał aż spaliny najpierw wypełnią powietrze w samochodzie, wejdą w płuca, on straci przytomność i umrze.

Zostawił nawet list pożegnalny dla najbliższych. Jednak w tym misternie przygotowanym, jakże dramatycznym planie przeszkodził mu... leśniczy, który akurat robił objazd po lesie i zatrzymał się przy samochodzie dziwnie oklejonym taśmą.

(Nie)standardowy objazd terenu

Robert Miszczak pracuje "w lesie" od 20 lat. Jest podleśnikiem. Pochodzi z Warszawy, ale obecnie mieszka w gminie Baranowo wraz z żon ą i dwójką dzieci. Pracuje w Leśnictwie Suche, które ma siedzibę w Łazach (gmina Krasnosielc). Jak sam mówi, uwielbia swoją pracę.

- To ciężka, ale bardzo wdzięczna praca. Zaczynamy o godzinie 7 rano, ale mam zwyczaj przed pracą objeżdżać teren. Mieszkam poza leśnictwem, więc lubię wiedzieć co się wydarzyło w nocy, obejrzeć ewentualne szkody lub sprawdzić czy wszystko jest w porządku - wyjaśnia.

Podobnie było we wtorek, 26 sierpnia rano. Jednak uwagę pana Roberta zwrócił samochód stojący na parkingu w lesie.

- Zawsze zajeżdżam na ten parking, gdyż często jest on dewastowany przez młodzież. Chciałem sprawdzić w jakim jest stanie. Samochód o tak wczesnej porze wcale mnie nie zaskoczył. To dobra pora dla grzybiarzy, standardowy widok - opowiada podleśniczy. Tego dnia padał deszcz. - Postanowiłem się zatrzymać obok. Gdybym tego nie zrobił nie zauważyłbym dziwnej konstrukcji z tyłu samochodu. Z rury wydechowej odchodziły dwa przewody wciągnięte do wnętrza samochodu. Rura była uszczelniona taśmą. Silnik pracował. Od razu wiedziałem o co chodzi - przyznaje mężczyzna. Okazało się, że podleśniczy jest światkiem próby samobójczej. Ktoś wewnątrz pojazdu zamierzał otruć się spalinami. Pan Robert dodaje, że zdążył tylko pomyśleć czy to ktoś sam chce popełnić samobójstwo czy ktoś może chce zrobić krzywdę innej osobie?

Wyciągnął nieprzytomnego z auta

Pan Robert jednak od razu rzucił się do drzwi samochodu.
- Na szczęście były otwarte. Zobaczyłem nieprzytomnego mężczyznę. Przechylony był w stronę siedzenia pasażera, gdzie leżała kołdra. Wyciągnąłem go na zewnątrz i położyłem na tej kołdrze. Nadal był nieprzytomny, musiałem wykonać sztuczne oddychanie, ale wyczuwałem puls. Po chwili mężczyzna zaczął chwytać powietrze. Nadal jednak nie było z nim kontaktu - opowiada tragiczne wydarzenia pan Robert. - Położyłem go na swoich kolanach i czekałem aż trochę dojdzie do siebie. Lało jak z cebra, więc myślę, że deszcz i chłodne powietrze go orzeźwiły. Jak już miałem pewność, że jego życiu nic chwilowo nie zagraża, zadzwoniłem po pomoc. Przyjechało pogotowie i policja. Lekarz powiedział mi, że jeszcze kilka minut i mężczyzna by nie żył.

Pan Robert pojechał na posterunek policji w Krasnosielcu, tam złożył zeznania. W międzyczasie dowiedział się, że mężczyznę udało się uratować, wróci do zdrowia.

- To była dla mnie wspaniała wiadomość i radość, że udało mi się uratować życie tego człowieka - nie ukrywa satysfakcji pan Robert. Kiedy pytam czy denerwował się podczas akcji ratowniczej, mówi, że nie myślał o tym.

- W nadleśnictwie przechodzimy szkolenia z udzielania pierwszej pomocy, więc nie była to dla mnie nowość. Wiedziałem co robić i na tym się skupiłem. Nie myślałem o zdenerwowaniu. Dopiero potem faktycznie zacząłem o tym wszystkim myśleć, jak już emocje opadły. Ale prawda jest taka, że jestem osobą bardzo otwartą na ludzi, nigdy nie przejadę obok podejrzanej sytuacji. Zatrzymuję się przy każdym wypadku i pytam czy pomóc. Udzielanie pierwszej pomocy nie zdarzyło mi się pierwszy raz, mam za sobą naprawdę liczne przygody - mówi pan Robert. I wymienia między innymi przywiązanych do drzew ludzi, kierowców w niedwuznacznych sytuacjach, osoby nago biegające po lesie, różne porachunki. Są to jednak przykłady z innego leśnictwa, spod Wyszkowa.

- Ale samobójcę ratowałem po raz pierwszy - przyznaje z bladym uśmiechem.

Został pożegnalny list

Niedoszły samobójca to 42-letni ostrołęczanin.

- Podczas przesłuchania mężczyzna powiedział, że to osobista sprawa i nie zamierza wyjaśniać swojego postępowania. Wykluczyliśmy działanie osób trzecich, to znaczy groźby czy nakłanianie do popełnienia samobójstwa, więc umorzyliśmy postępowanie. Targnięcie się na swoje życie nie jest przestępstwem - komentuje prokurator rejonowy Artur Folga.

Jednak mężczyzna zostawił w samochodzie list pożegnalny.

- Nie wyjawię jego treści, ale powiem tylko tyle, że mężczyzna wyjaśniał w nim swoje postępowanie. Za tę całą sytuację oskarżał jedną osobę - wyjawia nam Robert Miszczak. Dodaje też, że rozmawiał z żoną i matką 42-latka.

- Kobieta przyjechała do mnie z teściową i jeszcze jakimś mężczyzną. Odebrali samochód, gdyż został pod moją opieką. Porozmawialiśmy, powiedziałem, że w razie potrzeby mogą do mnie zadzwonić, mogę też porozmawiać z tym mężczyzną jak wyjdzie ze szpitala. Wszystkie problemy da się rozwiązać, takiego jestem zdania, a samobójstwo to najgorsze rozwiązanie. Mam nadzieję, że pobyt w szpitalu, rozmowa z psychologiem pomoże temu mężczyźnie, a być może udział policji w rozwiązaniu tej sprawy także będzie nieodzowny - dodaje tajemniczo na koniec.

42-latek przebywa obecnie w szpitalu w Przasnyszu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki