Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Sokołowski: członkowie spółdzielni “Nasz Dom" w Ostrowi byli oszukiwani

Robert Majkowski
Spółdzielnia zwróci prawie 90 tys. zł, które winna była swoim lokatorom. Czemu nie zrobiła tego wcześniej?

Jan Sokołowski z Ostrowi Mazowieckiej mieszka z rodziną w bloku spółdzielczym. Do mieszkania na drugim piętrze nowego budynku przy Sportowej przeprowadził się kilkanaście lat temu, z 47-metrowego lokum przy Kościuszki. Oba budynki należą do największej w mieście spółdzielni "Nasz Dom".

Spółdzielnia powinna zwrócić

- Interesują mnie problemy spółdzielni, byłem nawet kiedyś wiceprzewodniczącym rady nadzorczej - mówi. - Uważam, że w spółdzielni już od wielu lat mamy do czynienia z korupcją.

To poważny zarzut. Jan Sokołowski opiera go o własne doświadczenia, ale nie tylko. Twierdzi, że osiem lat temu złożył pozew do sądu, chodziło m. in. o złe rozliczenie kredytu na mieszkanie.

- W trakcie rozprawy wyszły fakty, które świadczą o tym, że członkowie są oszukiwani - twierdzi Sokołowski. - Jedna z pracownic spółdzielni zeznała, że bank PKO BP, który kredytował spółdzielni budowę kilku budynków w tamtych latach, umorzył część kredytu. Chodziło w sumie o 90 tys. zł. To oznacza, że spółdzielnia powinna te pieniądze zwrócić ludziom, którzy spłacają kredyty.

Nowy wątek w pozwie

Pozew sądowy rozwinął się więc o nowy wątek. Jan Sokołowski, który przed sądem występuje bez adwokata, wniósł o powołanie biegłego, który miałby ustalić, ile dokładnie spółdzielnia jest mu winna. Przedstawiciel spółdzielni nie był zadowolony, ale sąd przychylił się do wniosku i biegły z Białegostoku w obszernej opinii z listopada ubiegłego roku wyliczył, że spółdzielnia powinna zwrócić Janowi Sokołowskiemu ok. 34 tys. zł.

- To jest dowód, że spółdzielnia mnie oszukała - twierdzi Jan Sokołowski. - Moim zdaniem, obecnie sprawa w sądzie jest celowo wyhamowywana, wszystko jednak zmierza do tego, że sąd przyzna mi rację. Jest przecież opinia biegłego i są zeznania pracowników spółdzielni. Moim zdaniem, powinna się tym zająć rada nadzorcza spółdzielni i część radnych chce to zrobić, ale zarząd nie chce im pokazać odpowiednich dokumentów.

Ludzie o tym nie wiedzą

Tak w dużym skrócie wyglądają perypetie ze spółdzielnią ze strony Jana Sokołowskiego widziane jego oczyma. Czytelnik podkreśla jednak, że zwrócił się do naszej redakcji nie po to, byśmy szczegółowo opisali jego kłopoty, ale dlatego, ponieważ wszedł w posiadanie ciekawego - jego zdaniem - dokumentu. To kopia wykazu pod tytułem "Mieszkania posiadające zadłużenie przeterminowane, stan na 15.05.2007". Jest w nim 27 nazwisk lokatorów z pięciu bloków, jako ostatni jest na nim Jan Sokołowski.

- Umorzenie 90 tys. zł kredytu, o którym mówiłem, w tym wykazie zostało rozłożone na 27 osób i widać, jaką kwotę spółdzielnia powinna zwrócić każdej z tych osób - mówi Sokołowski. - Oszukany zostałem nie tylko ja, ale także 26 innych osób. Ci ludzie o tym nie wiedzą, bo ta lista nigdy nie została upubliczniona, a spółdzielnia tych pieniędzy nigdy nie wypłaciła. Teraz w grę wchodzą jeszcze odsetki. To jest niezgodne ze statutem spółdzielni i dlatego o tym mówię. Oni to zataili, zamietli pod dywan i myśleli, że im się uda…
Jerzy Pawluczuk jest prezesem zarządu spółdzielni mieszkaniowej "Nasz Dom" od trzech lat.

Biegły w prokuraturze

- Sprawa umorzeń odsetek od należności przeterminowanych, o której mówi Jan Sokołowski, nie była mi wcześniej znana, bo odbywało się to w czasie, kiedy jeszcze nie pracowałem w spółdzielni - mówi Jerzy Pawluczuk. - Dowiedziałem się o tym kilka miesięcy temu, podczas rozprawy sądowej. Jakiś czas temu jako prezes złożyłem pozew przeciwko panu Sokołowskiemu za spore zaległości w opłatach za mieszkanie za lata 2010-2011. Ta sprawa wyszła podczas tej rozprawy. W poprzednich latach, kiedy nie byłem prezesem, spółdzielnia również pozywała pana Sokołowskiego do sądu z tego samego powodu i tamte sprawy zostały prawomocnie zakończone.

Nie płacenie czynszu było także powodem pozbawienia Jana Sokołowskiego członkostwa spółdzielni, choć ta sprawa nie została jeszcze zakończona, bo odwołał się do sądu. Opinia biegłego, o którą Jan Sokołowski zabiegał, została przez nas zakwestionowana. Ponieważ biegły nie zweryfikował opinii, kilka miesięcy temu złożyliśmy w tej sprawie doniesienie do prokuratury i trwa obecnie postępowanie. Z tego, co wiem, także Jan Sokołowski złożył doniesienie na zarząd spółdzielni, ale nie wiem dokładnie, jakie zarzuty nam stawia.

To błąd, a nie korupcja

Problem umorzenia, o którym mówi Sokołowski, dotyczy kredytów hipotecznych na budowę bloków mieszkalnych, które powstawały w latach 80. Były one częściowo umarzalne, jeśli spółdzielnia spełniła warunki określone w ustawie. Ostrowska spółdzielnia "Nasz Dom" wybudowała wtedy sześć bloków przy ul. Sportowej, Lipowej i Kilińskiego. Każdy z lokatorów, który tam zamieszkał, na podstawie umowy spłacał swoją część kredytu do spółdzielni, która następnie wpłacała je do banku.

Okazało się, że kilka lat później - z powodu rosnących odsetek - część lokatorów przestała spłacać swoje raty. W tej sytuacji w latach 90. ówczesny zarząd spółdzielni "Nasz Dom" podjął decyzję o zaprzestaniu spłacania części kredytu. Za niespłacone raty (czyli tzw. należności przeterminowane) bank naliczył jednak odsetki, które do roku 2007 urosły do ponad 140 tys. zł.

Bank nalegał, żeby zaległości uregulować, a w końcu zaproponował umorzenie części odsetek, jeśli spółdzielnia zapłaci jednorazowo pozostałą część. W spółdzielni mówią, że próbowano o tym rozmawiać z lokatorami, którzy nie płacili kredytów, ale bezskutecznie. Podpisano więc umowę z bankiem i spółdzielnia ze swoich funduszy w 2007 roku zapłaciła bankowi ponad 140 tys. zł, a bank zwrócił spółdzielni ponad 90 tys. zł, czyli kwotę umorzenia. Na wniosek głównej księgowej kwota ta znalazła się na funduszu zasobowym. Natomiast lokatorzy wciąż mieli na swoich kontach wszystkie odsetki od niespłaconych w terminie rat.

- Rozumowanie ówczesnego zarządu było takie, że to spółdzielnia, a nie lokatorzy, wyłożyła własne środki i zapłaciła część odsetek bankowi, więc umorzona kwota też powinna wrócić na konto spółdzielni - wyjaśnia obecny prezes spółdzielni. - Jeśli chodzi o kredyty, to powinny być prowadzone skrupulatne rozliczenia między spółdzielnią a bankiem oraz między spółdzielnią a lokatorami. Decyzja sprzed siedmiu lat to jednak nie korupcja, jak to określa Jan Sokołowski, bo przecież nikt z podejmujących decyzję na tej operacji nie zyskał ani grosza. Można mówić o złej interpretacji przepisów, a co najwyżej o nieuczciwości.

Dostaną niebawem pieniądze

Kiedy Jan Sokołowski rozmawiał z nami, nie wiedział o tym, że sprawa została już "wyprostowana" przez obecny zarząd.

- Kiedy zapoznałem się dokładnie z tą sprawą, zwróciłem się m. in. do Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych i w maju otrzymałem odpowiedź, z której wynika, że powinniśmy zwrócić te pieniądze zadłużonym lokatorom - mówi prezes Pawluczuk. - I taką decyzję podjęliśmy 10 czerwca na posiedzeniu zarządu. Do końca roku pieniądze otrzymają wszyscy lokatorzy, którym się one należą. Także Janowi Sokołowskiemu, w tym wypadku zostaną odliczone od jego zadłużenia. To zresztą już się stało, bo nasz pozew został pomniejszony o kwotę umorzonych odsetek przypadającą na niego. Nie jest więc prawdą, jak mówi Jan Sokołowski, że zarząd zamiata sprawę pod dywan. Nie jest też prawdą, że nie chcemy udzielać wyjaśnień w tej sprawie radzie nadzorczej. Rada otrzymuje wszystkie dokumenty, jakie jej są potrzebne. Rada wie także o decyzji o zwrocie umorzonych odsetek, którą zarząd podjął w czerwcu. Lokatorzy, których to dotyczy, jeszcze o tym nie wiedzą, ale wkrótce ta informacja do nich dotrze. A ta rzekomo sensacyjna lista 27 nazwisk lokatorów, którym zwrócimy pieniądze, a którą w jakiś sposób zdobył Jan Sokołowski, nie pochodzi z 2007 roku. To po prostu kopia brudnopisu, przygotowanego dla mnie kilka miesięcy temu przez pracownicę zajmującą się rozliczaniem kredytów. Posłużyła się ona dokumentem z 2007 roku o stanie zaległości poszczególnych lokatorów i dopisała do tej tabeli nowe rubryki, które wypełniła ręcznie.

Zasługa pana Jana

Jak widać, prezes zakwestionował znaczną część zarzutów Jana Sokołowskiego pod adresem spółdzielni. Nie ulega jednak wątpliwości, że to dzięki niemu w czasie rozprawy sądowej światło dzienne ujrzała stara sprawa umorzeń części odsetek od niespłaconych rat kredytów, które nie wróciły do lokatorów.

Prawie 90 tys. zł wróci więc z konta spółdzielni do ludzi, którzy powinni dostać te pieniądze. To bez wątpienia zasługa Jana Sokołowskiego.

Jerzy Pawluczuk, prezes zarządu SM "Nasz Dom" dodaje:
- Powinny być prowadzone skrupulatne rozliczenia spłacanych kredytów między spółdzielnią a bankiem oraz między spółdzielnią a lokatorami. Decyzja sprzed siedmiu lat to jednak nie korupcja, bo przecież nikt z podejmujących decyzję na tej operacji nie zyskał ani grosza. Można mówić o złej interpretacji przepisów, a co najwyżej o nieuczciwości. Kiedy zapoznałem się dokładnie z tą sprawą, podjęliśmy na posiedzeniu zarządu decyzję o zwrocie umorzonych przez bank odsetek od kredytu. Chodzi o ok. 90 tys. zł. Do końca roku pieniądze otrzymają wszyscy lokatorzy, którym się one należą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki