Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór o dożywocie. Żyją jak pies z kotem pod jednym dachem

Robert Majkowski
Troszyn. Państwo Grabowscy oddali swój dom obcym ludziom, w zamian za dożywotnią opiekę. - Potem zaczęło się obrażanie i groźby - mówią. I uprzykrzanie im życia

Teresa i Paweł Grabowscy mieszkają w Troszynie. Mają do dyspozycji dwa pokoje z kuchnią i łazienką, czyli jedną kondygnację w piętrówce. Nad nimi mieszkają państwo B. - formalni właściciele posesji - oraz syn Pawła z pierwszego małżeństwa. Nie ma zgody w tym domu, choć jeszcze rok temu była prawdziwa sielanka.

- Ja tylko chciałam, żebyśmy byli rodziną, żeby była miłość i zgoda - zanosi się płaczem Teresa Grabowska, opowiadając o krzywdach, jakich mieli doświadczyć od państwa B.

9 stycznia 2013 roku Teresa i Paweł Grabowscy podpisali "umowę o dożywocie". Na mocy tej umowy sporządzonej przed notariuszem, państwo B. stawali się właścicielami domu oraz niespełna 20-arowej działki. W zamian mieli zapewnić Grabowskim dożywocie polegające na "przyjęciu ich na domowników, dostarczaniu im całodziennego wyżywienia, zapewnieniu mieszkania wraz z wodą bieżącą, ogrzewaniem i oświetleniem elektrycznym, zapewnieniu odpowiedniej pomocy i pielęgnowania w chorobie oraz sprawieniu im na własny koszt pogrzebów odpowiadających zwyczajom miejscowym".

- Na początku było fantastycznie: zapraszaliśmy się na obiady, na kawę, zaczęli do nas mówić ciociu, wujku. Ale już w marcu zaczęło się psuć - opowiada Teresa Grabowska. Jej mąż odzywa się z rzadka. Tłumaczy, że ma problem z "pozbieraniem myśli". - Oni mieli pretensje, że opowiadamy o nich sąsiadom i znajomym. A ludzie byli ciekawi, komu przepisaliśmy dom. Przecież to obcy - wspomina. - Potem zaczęło się obrażanie i groźby - dodaje. I nowi domownicy, jak twierdzą Grabowscy, uprzykrzali im życie: zagracając choćby wejście do garażu, czy montując drzwi na piętro i zamykając je na klucz.

- A my na strychu mamy mnóstwo rzeczy - zaznacza Teresa Grabowska.

Czy B. realizują zapisy umowy o dożywociu?
- Nie - zgodnie twierdzą Grabowscy. Ale przyznają, że "lokatorzy z piętra" regularnie opłacają rachunki za wodę i prąd, że wozili Teresę na rehabilitację do Ostrołęki.

- Ale pani B. nie sprząta na klatce schodowej. - To wspólna część, domu. B., żeby dostać się do swojego mieszkania, muszą przejść pod drzwiami Grabowskich. - Nie pomaga mi też zawieszać firanek. A ciężko mi to robić, ostatnio spadłam ze stołka. - Teresa Grabowska pokazuje pokaźny siniak na nodze. - Ciężkie mamy z nimi życie - wzdycha kobieta.

Zgoła inaczej sprawy widzi pan B. Według niego, Grabowscy przesadzają.
- Żona co tydzień sprząta schody, tylko nie tak jak wyobraża sobie Teresa - mówi. - Bo żona używa mopa, a ciocia uważa że porządnie sprzątać można tylko na kolanach, ze szmatą w dłoni. A wieszanie firanek? Pomoglibyśmy, gdybyśmy wiedzieli, kiedy je wiesza.

Jak wyjaśnia, drzwi na piętro zostały zamknięte na klucz, ponieważ ich syn czuł się zagrożony w związku z odgłosami awantur z dołu, a na strych nikomu wejścia nie bronią.
- Oni nigdy nie mówili, że potrzebują wejść na strych - zaznacza.

W ocenie B. relacje między współlokatorami popsuły się w lutym tego roku.
- Nie mogłem już patrzeć, jak Paweł traktuje swojego syna, a oni nie mogli patrzeć, że opowiadam się po jego stronie - mówi B., i dodaje, że ma nagrania ukazujące ciemną stronę Pawła. - Było naprawdę rodzinnie, dogadywaliśmy się. Woziliśmy ich na rehabilitację, za darmo korzystali też z naszego samochodu. Żyliśmy zgodnie - zaznacza.

Poznali się kilka lat temu. Polubili się. B. prowadzą w Troszynie działalność gospodarczą. Kiedy okazało się, że szukają stancji, Grabowscy, ani chwili się nie zastanawiając, zaprosili do siebie. I niemal od razu zaproponowali umowę o dożywocie.

- To był pomysł Pawła. Nie byłam w stanie mu tego wyperswadować - denerwuje się Teresa. W styczniu 2013 roku stanęli przed notariuszem, a 21 lutego 2014 roku Grabowscy złożyli do ostrołęckiego sądu... pozew o rozwiązanie umowy o dożywocie. W uzasadnieniu podali, że są zastraszali, że nie mogą wejść na strych, że nowi domownicy grożą im siekierą, pałką policyjną. Państwo B. wnieśli o oddalenie powództwa. Przed sądem zaprzeczali zarzutom, podkreślali, że należycie opiekowali się Grabowskimi, że byli na każde ich zawołanie, że wspólnie spędzali święta, razem przyjmowali księdza po kolędzie...

10 lipca Sąd Okręgowy w Ostrołęce oddalił powództwo, uznając, że "do rozwiązania umowy o dożywocie nie wystarcza powstanie niewłaściwego układu stosunków pomiędzy stronami, uniemożliwiającego im pozostawanie nadal w bezpośredniej styczności".

Sąd przypomniał także w uzasadnieniu sentencji, że "umowę o dożywocie można rozwiązać jedynie w wypadkach wyjątkowych". A tutaj się takich nie dopatrzył. Bo "wypadek wyjątkowy, w rozumieniu art. 913 par 2 kc zachodzi wówczas, gdy dochodzi do krzywdzenia dożywotnika, agresji i złej woli po stronie jego kontrahenta. (...) Do uznania wypadku za "wyjątkowy" nie wystarczy samo negatywne nastawienie dożywotnika do kontrahenta." I dalej sąd wyjaśnił, że owa "wyjątkowość" jest wtedy, gdy są częste awantury między stronami umowy, zwłaszcza połączone z naruszeniem nietykalności cielesnej, usuwanie przemocą z domu, niszczenie rzeczy, permanentne poniżanie, lub całkowite niewywiązywanie się z obowiązków obwarowanych umową.

I konkluzja sądu: "Pozwani (czyli państwo B. - red.) szanują prawa powodów jako dożywotników i chcą umowę realizować. Obecna sytuacja dożywotników jest wynikiem ich własnej decyzji o odrzuceniu pomocy ze strony pozwanych i zaprzestaniu porozumiewania się z nimi".

Grabowscy walczą dalej. Ich sprawę ma rozpatrywać sąd apelacyjny. Dlaczego dorobek życia przepisali obcym ludziom, a nie własnym dzieciom?

- Moje dzieci są daleko stąd, każde ma własne życie, nikt by tu nie przyjechał, żeby nas "dochować". Syn Pawła też się do tego zadania nie nadaje. Po prostu nie mieliśmy innego wyjścia, a państwo B. jawili nam się jako bardzo sympatyczni, serdeczni ludzie - mówi Teresa.

Dlaczego zaś B. przystali na taką propozycję?
- Bo zostaliśmy oszukani - nie owija w bawełnę B. - Przychodzili do nas, błagali, przekonywali, że jeśli się do nich nie wprowadzimy, to dzieci zamkną ich w domu starców. Uwierzyliśmy - wzdycha.
I tak żyją ze sobą jak pies z kotem. Pod jednym dachem...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki