Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Noszą w sobie krew starych, szanowanych rodów

Robert Majkowski
Konie Sławomira Żebrowskiego ze wsi Stepna Michałki nadają się zarówno do jazdy, do powożenia i do pracy jako... żywe kosiarki

Klacz Lizbona wygrała w swojej kategorii VIII Mazowiecką Wystawę Klaczy Hodowlanych w Poświętnem. Zdeklasowała rywalki, nie tylko w swojej grupie, czyli rasie konik polski.

Uzyskała 5. wynik w punktacji ostatecznej, na 42 wystawione klacze. Jeśli chodzi o typ, sędziowie przyznali jej 9,33 p. Ten wysoki wynik podzieliła tylko z jedną klaczą, innej rasy. Jej półsiostra ze stajni, Hajfa, zdobyła w swojej kategorii II miejsce.

Obydwie klacze należą do hodowli Sławomira Żebrowskiego ze wsi Stepna Michałki. Zwycięstwo stanowi również powód do dumy innego hodowcy koników z powiatu. Ojciec medalistek, Tacyt, to ogier należący do Sławomira Walczuka z Laskowca. Ogier jest czempionem, nagrodzonym m.in. na Krajowej Wystawie Zwierząt Hodowlanych w Poznaniu w 2007 roku.

- Mam swojego ogiera, ale nie można cały czas kryć tym samym koniem, trzeba mieszać krew - opowiadał Sławomir Żebrowski. - Tacyta znam, jak wszystkie konie Sławka Walczuka. To świetne konie. Jeździliśmy razem na wystawy, pasjonujemy się tą rasą. Takie wyróżnienie, jak w Poświętnem, to powód do dumy dla hodowcy.

Relikty przeszłości żyją i mają się dobrze

Rodzina Sławomira Żebrowskiego od dawna hodowała konie. Po łące w Stepnie Michałkach chodziły kiedyś konie zimnokrwiste. Teraz uwagę zawraca stadko jednolicie umaszczonych, mierzących ok. 140 cm w kłębie koników. Stanowią rzadki dzisiaj widok: tabun. Oznacza to, że w stadzie jest ogier i jego harem, natomiast młodzież została odłączona. Wszystkie konie są szaro-czarno-kremowe, czyli maści myszatej, z ciemną pręgą na grzbiecie.

Charakterystyczne cechy to również bardzo obfite grzywy i ogony w dwóch kolorach oraz pręgowania na nogach, jak u zebr. Koniki polskie różnią się zarówno do popularnych w Polsce ras wierzchowych, jak araby, folbluty, konie małopolskie i wielkopolskie, jak i koni pociągowych. To trzeci typ konia: prymitywny. Ich wygląd ma związek z pochodzeniem. Są potomkami ostatnich na świecie dzikich tarpanów, wyłapanych, następnie rozdanych chłopom w okolicach Biłgoraju, na Lubelszczyznie.

Po ponad stu latach mieszania z końmi chłopskimi, niektóre źrebięta nadal się rodziły drobne, na zgrabnych nogach, myszate, z pręgą, mocne, odporne i wyjątkowo mało wybredne, jeśli chodzi o paszę. Te dziwne konie zwróciły uwagę naukowców, którzy wykupili najciekawsze osobniki i już przed II wojną światową udało się zrekonstruować zwierzę podobne do tarpana.

Dzisiaj konik jest bardzo rozpowszechniony, bo przydaje się jeźdźcom, którzy boją się wysokich koni, dzieciom, w hipoterapii, agroturystyce. Stał się symbolem sukcesu polskich genetyków, bo takie spektakularne powroty potomków wymarłych gatunków to rzadkość w skali światowej.

Klacze Sławomira Żebrowskiego noszą w sobie krew starych, szanowanych rodów, jeszcze przedwojennych: męskiego Liściaka oraz żeńskich Misi II, Popielicy i Tunguski.

- Mam ciekawe, bardzo dobre konie, które w dodatku mają doskonałe pochodzenie - mówi właściciel. - Dostałem nawet ich wydrukowane rodowody, od prof. Zbigniewa Jaworskiego, który jest wielkim znawcą rasy. Dla mnie jednak najważniejsze jest, żeby były spokojne, nadające się do pracy.

Konie, łącznie z ogierem czołowym Bielikiem, chodzą pod siodłem albo w bryczce. Poza Lotką, seniorką rodu, która ma 23 lata i jeszcze można się po niej spodziewać źrebaków. W tej rasie to nic nadzwyczajnego, to wyjątkowo długowieczne i krzepkie zwierzęta. Odsadki lub podrośnięta młodzież jest sprzedawana.

Tak jest najlepiej dla stada: nie ma konfliktów kawalerów z dominującym ogierem ani niebezpieczeństwa inbredu, czyli chowu wsobnego. Jeżeli gospodarz zachowuje jakiegoś szczególnie udanego malucha, to raczej klaczkę. W tym roku na świat przyszły same ogierki, więc będą do kupienia.

Chcemy, żeby ludzie tu odpoczywali

Konie są przygotowane do pracy z ludźmi. Żebrowscy prowadzą gospodarstwo ekologiczne, mają też daniele. Niedawno gospodarstwo dotknęło nieszczęście. Spaliła się stodoła, z bryczką, świeżo odremontowanymi saniami, częścią uprzęży i siodeł. To przerwało prace nad przygotowaniem usług agroturystycznych.

- Dopiero posprzątałem po pożarze - mówi gospodarz. - Teraz muszę dokupić brakujący sprzęt. Uważam, że koniom praca dobrze robi. Bielik się trochę roztył, bo o to u koników łatwo: zjedzą cokolwiek i są tłuste. To rasa, która nadaje się zarówno do jazdy, do powożenia i do pracy jako żywe kosiarki. Można je puścić na łąki bez opieki i dadzą sobie radę a trawę przytną tak, że nie zaszkodzą przyrodzie, jak maszyny. Jak wszystko posprzątam i przygotuję, będę zapraszał ludzi. U nas się dobrze odpoczywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki