Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd orzekł: Radny kupował głosy. Wyrok: więzienie w zawieszeniu

Robert Majkowski
sxc.hu
Mateusz Lendzioszek, miejski radny, został skazany za korupcję wyborczą. W tej sprawie sąd skazał jeszcze 10 innych osób

Po dwóch latach od pierwszej rozprawy ostrowski sąd wydał wyrok w głośnej sprawie. Dotyczy ona wyborów samorządowych sprzed czterech lat i jednego z ostrowskich radnych. W drugim roku kadencji zasiadł on na ławie oskarżonych.

To był jego debiut w roli kandydata na radnego. Mateusz Lendzioszek przed czterema laty wystartował w wyborach samorządowych, uzyskał wystarczającą liczbę głosów i pod koniec 2014 roku w ostrowskim ratuszu złożył przyrzeczenie jako najmłodszy z grona radnych.

W 2011 roku postawiono mu zarzut kupowania głosów. Sprawę przejęła prokuratura w Pułtusku, w sumie zarzuty postawiono trzynaściorgu mieszkańcom Ostrowi Mazowieckiej. Dwóm z nich zarzucono, że wzięli od kandydata na radnego pieniądze i płacili innym za oddanie na niego głosu. Sami też dostawali od kandydata odpowiednie gratyfikacje.

Większość przyznała się, potem zmienili zdanie

Tylko radny Mateusz Lendzioszek oraz Andrzej K. nie przyznawali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Pozostałe osoby przyznały się i złożyły wyjaśnienia. Niektórzy w kolejnych przesłuchaniach uzupełniali to, co powiedzieli wcześniej. Przed sądem wszyscy zmienili jednak zdanie i nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Większość z oskarżonych odmówiła jednak składania dodatkowych wyjaśnień przed sądem. Potem z reguły nie przychodzili na rozprawy.

Najbardziej aktywny w czasie procesu był Mateusz Lendzioszek. Od początku twierdził, że został wrobiony. Twierdził też, że ma alibi na dzień wyborów, bo był tego dnia w Warszawie. Zarzucał też sądowi stronniczość. Składał wiele wniosków dowodowych, a także zawiadomień do prokuratury w różnych sprawach, z reguły nie miały one jednak swego ciągu dalszego.

11 czerwca pod nieobecność oskarżonego Lendzioszka (z rana przed rozprawą trafiło do sądu podpisane przez niego pismo z informacją, że jest chory w związku z wypadkiem drogowym sprzed dwóch miesięcy, ale bez zaświadczenia od lekarza sądowego) został zamknięty przewód sądowy, prokurator i obrońcy wygłosili mowy końcowe. Prokurator wnosiła o uznanie oskarżonych za winnych i skazanie ich na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz kary grzywny. Dla Mateusza Lendzioszka zażądała 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Obrońcy wnosili o uniewinnienie swoich klientów.

Wyrok został ogłoszony 17 czerwca. Na sali byli tylko przedstawiciele prasy i adwokat reprezentujący kilkoro oskarżonych.

Sąd uznał za winnych prawie wszystkich z listy oskarżonych, uniewinnił jedynie Andrzeja K., który od samego początku nie przyznawał się do oddania głosu za pieniądze.

Radny Mateusz Lendzioszek skazany został za rok i 3 miesiące pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem kary na 3 lata, grzywnę w wysokości 2500 zł oraz podanie wyroku do publicznej wiadomości. Pozostałych oskarżonych skazano na karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz grzywny, niektórych także na dozór kuratora sądowego. Mariusz B., który obecnie odbywa karę pozbawienia wolności za inne przestępstwo, skazany został na 6 miesięcy bez zawieszenia.

Nie ma podstaw, żeby kwestionować to co mówili

- Sprawa toczyła się przez 2 lata, bo strony z różnych przyczyn dążyły do obstrukcji procesowej - stwierdziła w ustnym uzasadnieniu przewodnicząca rozprawie sędzia Danuta Kwiatkowska. - Początkiem była informacja uzyskana przez policję. Sprawę od policji przejęła prokuratura, wkrótce zarzuty otrzymało kilkanaście osób. Oskarżony Michał R. przyznał się do udziału w kupowaniu głosów, mówił szczegółowo o tym, podawał kwoty. Zwerbował do głosowania za pieniądze matkę, siostrę i trzy znajome osoby. Przesłuchiwany był kilka razy, cały czas potwierdzał to, co mówił wcześniej. Przyznał się także Mariusz B. i pozostali. Jedynie Andrzej K. konsekwentnie nie przyznawał się. Mimo że przed sądem oskarżeni nie przyznawali się, to nie ma powodu, żeby kwestionować to, co mówili w czasie postępowania przygotowawczego. W wyjaśnieniach dwóch oskarżonych pojawił się wątek nacisków ze strony policji, ale postępowanie dowodowe nie wykazało tego.

Sąd: Każdy kto nie myśli jak on to jego wróg

Jeśli chodzi o radnego Lendzioszka, to - zdaniem sądu - jego postawa jest efektem przyjętej linii obrony. Twierdzi on, że w dniu wyborów był w Warszawie, że sprawa jest politycznie ustawiona, że dowody zostały spreparowane i że wciąż ma naciski, a także, że sąd jest nieobiektywny.

- Co do pobytu w Warszawie, to sam oskarżony stwierdził, że z rana był w Ostrowi w kościele oraz że dojazd do Warszawy zajmuje mu godzinę - uzasadniała sędzia D. Kwiatkowska. - Jeśli chodzi o ustawienia polityczne, to oskarżony sugerował, że jest znaną osobą, ale zdaniem sądu oskarżony każdego, kto nie myśli tak, jak on, uznaje za swego wroga. Stąd liczne zawiadomienia na różnych ludzi, które składał. Wszystkie skończyły się odmową wszczęcia, bo nie ma dowodów. Zarzuty kierowane do sądu opierał na rzekomych nagraniach i opiniach świadków. Nie przedstawił jednak świadków, ani nie dostarczył nagrań, choć miał na to dużo czasu. Ponadto jest całkowita sprzeczność między tym, co oskarżony mówi, a co robi.

Przykładem jest to, że na początku mówił, że będzie dążył do jak najszybszego zakończenia sprawy. Potem jednak przynosił zaświadczenia od lekarzy sądowych, które powodowały przedłużanie rozprawy, a które okazywały się nierzetelne.

Sąd wyjaśnił też, dlaczego zapadły wyroki skazujące. Powodem jest duża skala zjawiska, postępowanie w tej sprawie odkryło tylko niewielki jego fragment. Zeznający nie pamiętali wszystkich, których werbowali i dawali pieniądze.

- To poważny czyn o wysokim stopniu społecznej szkodliwości - podkreśliła sędzia Danuta Kwiatkowska. - Należy też podkreślić nieopłacalność popełniania takich czynów.
Wyrok jest nieprawomocny.

Radny komentuje

Już po wyroku radny Mateusz Lendzioszek zwrócił się do nas z prośbą o opublikowanie jego komentarza w tej sprawie. Poniżej obszerne fragmenty nadesłanego nam komentarza (pisownia oryginalna):
Komentując tę sprawę przypomina mi się fakt, w którym oskarżony zwracał się do sędziny per "Wysoka Sprawiedliwości". Na to sędzina odpowiedziała: "Tu nie ma sprawiedliwości! Tu jest sąd!" W takiej atmosferze odbywał się cały ten proces. Bez precedensu w Polsce pozostał fakt, iż sędzina nie dopuściła wniosków o charakterze alibijnym. 10 świadków potwierdzało, że nie mogłem popełnić tych przestępstw, ponieważ w tych dniach przebywałem poza Ostrowią. Te osoby nie zostały nawet przesłuchane. Przez cały okres rozprawy nie został przyjęty też żaden pozostały wniosek o charakterze alibijnym, a były to nagrania monitoringów, logowanie telefonów, bilingi z rozmów czy badanie na wykrywaczu kłamstw.
Na szczęście dla mnie, w tych ogromnych emocjach, sędzina popełniła karygodne błędy, które we wszystkich stu procentach orzecznictwa w sądach apelacyjnych w Polsce były powodem do przyjęcia apelacji. Tak będzie też tym razem, więc zapraszam na dalsze śledzenie tego ciekawego procesu. Największy błąd dotyczy zabrania mi prawa do obrony poprzez prowadzenie rozprawy przy moim zwolnieniu od lekarza sądowego, które jest już złożone w sądzie w Ostrowi Mazowieckiej.​

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki