Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Trudne są momenty, ale poza tym to samo szczęście

Robert Majkowski
Tak mówią Ula i Jan Wielgolewscy, rodzice wyszkowskich trojaczków. Ania, Antoś i Franio 5 czerwca właśnie skończyli roczek

O rodzinie Wielgolewskich po raz pierwszy napisaliśmy w Głosie Wyszkowa ponad rok temu, gdy pani Ula była jeszcze w ciąży z trojaczkami. W domu były już niespełna dwuletnie bliźniaczki i najstarszy syn. Przygotowania do porodu, do nowej sytuacji pochłaniały wówczas mamę, tata opiekował się starszymi dziećmi, a życzliwi ludzie już wtedy myśleli, jak pomóc tej wyjątkowej rodzinie.

Dla nich samych to był początkowo szok, który potem przeradzał się w lęk i obawy, jak sobie poradzą z szóstką małych dzieci, w niewielkim mieszkanku w bloku, z jednej nauczycielskiej pensji pana Jana? I ta myśl, aby tylko dzieci były zdrowe.

Dzieci są zdrowe. Przyszły na świat bez komplikacji. W miarę szybko, za wyjątkiem Ani, mogły opuścić szpital w Warszawie, na czym bardzo zależało rodzicom. Ania spędziła na oddziale dwa tygodnie dłużej. Pan Jan prawie codziennie po pracy dojeżdżał do Warszawy, aby dowieźć mleko dla córki. Pani Ula z pomocą rodziny organizowała w tym czasie dom na nowo. Przemeblować trzeba było nie tylko pokoje, ale cały harmonogram dnia.

Przemeblować trzeba było właściwie całe życie rodziny. Bardzo pomocne okazały się doświadczenia z wychowywania i opieki nad starszymi bliźniaczkami. Nieocenione były też porady i wskazówki mam trojaczków, których pani Ula wiele poznała jeszcze podczas pobytu w szpitalu, w ostatnich tygodniach ciąży. Pod nieobecność męża i syna, który chodzi do szkoły, sama, czy z pomocą rodziców, musiała radzić sobie z piątką dzieci. Bardzo ważne było wprowadzenie stałego rytmu, harmonogramu dnia, aby zapanować nad wszystkimi obowiązkami.

- Żona to wszystko świetnie poukładała. Jest mistrzem logistyki w naszym domu. Dzięki temu, to wszystko ma szansę funkcjonować. No i podkreślić trzeba, że dzieci są naprawdę bardzo grzeczne - mówi pan Jan.

Dzieci chcą wszystko na już

Jak ważna jest dobra organizacja, pilnowanie stałego rytmu dnia, okazywało się niemal na każdym kroku.

- Gdy jedno z dzieci budziło się głodne w nocy, karmiliśmy od razu całą trójkę, aby weszły w jeden, stały rytm. Inaczej nie dalibyśmy rady. Przez pierwsze cztery miesiące karmiłam trojaczki piersią. To był dla mnie trudny okres. Taki maraton karmienia. Dłużej nie dałam rady, ale też i pokarmu było zbyt mało, aby zaspokoić głód trójki przybierających błyskawicznie na wadze maluchów - wspomina pani Ula.

Nie kryje, że oboje z mężem są przemęczeni, niewyspani. Dzieci na nic nie poczekają. Dzieci chcą wszystko "na już". Jedzenie, picie, przewijanie, kąpiel, zabawa, spacer… A rodzice muszą się dostosować. Ich dzień zaczyna się bardzo często już o 5 rano. Najtrudniejsze są właśnie poranki. A także wieczory - wtedy też wszystko trzeba zrobić naraz przy piątce maluchów i najstarszym synu. Oczywiście nocne pobudki do najmłodszych dzieci to także standard. Dla obojga rodziców, bo zadania i obowiązki muszą teraz dzielić sprawiedliwie między siebie.

Pan Jan najczęściej, po powrocie z pracy, zabiera dzieciaki na spacery. Pani Ula wtedy - jak mówi - ogarnia dom, bo bałagan przy szóstce dzieci powstaje błyskawicznie. Zatem w domu ciągle jest coś do zrobienia. Szczególnie teraz, gdy trojaczki już raczkują i z ciekawością zaglądają do każdego kącika. Wieczorem także trzeba było opracować schemat postępowania, aby cała szóstka dość sprawnie trafiła do łóżek na odpoczynek. Obydwoje rodzice zaangażowani są w wieczorną toaletę i przygotowanie dzieci do snu. Chwila dla siebie po zaśnięciu dzieci? To luksus, na który nie zawsze mogą sobie pozwolić.

- Czas poświęcamy głównie i przede wszystkim dzieciom. Dla siebie mamy go mało i często
późno, choć zdarza nam się czasem wyrwać do kawiarni na kawę, aby naładować baterie - śmieją się Wielgolewscy.

- Jesteśmy niewyspani, zmęczeni, ale zadowoleni. Wierzymy w to, że pan Bóg nie daje czegoś, czego człowiek nie byłby w stanie znieść - dodaje pani Ula.

Przyznają, że w ciągu ostatniego roku mieli trudne chwile, najgorzej bywało, gdy dzieci chorowały, i to cała szóstka naraz. - Wtedy korzystaliśmy z pomocy moich rodziców i żartowaliśmy, że zabierają starsze dzieciaki do sanatorium - mówi pani Ula. Obydwoje z mężem przyznają: myśleliśmy, że będzie gorzej, trudniej, ale dzięki dobrej organizacji i uporządkowaniu życia rodziny, wszystko jakoś daje się ogarnąć.

Dobre anioły nad nami czuwają

Oczywiście nieoceniona jest pomoc rodziny, zwłaszcza rodziców pani Uli, przyjaciół, znajomych i opiekunki do dzieci, którą opłaca im gmina i jeszcze jednej pani, która przychodzi dwa razy w tygodniu popołudniami, pomagając przy dzieciach i prasowaniu. Dziękujemy jej i życzliwemu małżeństwu, które ją nam znalazło. Ci ludzie, jak i inni nasi darczyńcy, prosili o animowość. - Bez pomocy tych pań nie wiem, jak dałabym sobie sama radę z piątką maluchów sama w domu. Zwykłe wyjście z domu na spacer, do sklepu byłoby niemożliwe - mówi pani Ula. Podkreśla też, jak ogromna pomoc i wsparcie ma w mężu. I ta życzliwość ze strony obcych zupełnie osób, urzeczonych ich wyjątkową rodziną.

- Na każdym kroku spotykamy się z serdecznością, tyle osób nam pomogło i nadal pomaga. Dzięki dzieciom zobaczyliśmy, że jest tylu wspaniałych ludzi wokół nas. Odzywają się do nas osoby nie tylko z Wyszkowa, z Polski, ale i ze świata, pewna Polka z Norwegii, z Anglii czy z Austrii - mówi pani Ula. - Mamy dobre anioły, które nad nami czuwają. Pewna pani po przeczytaniu artykułu w GW przez kilka miesięcy zaopatrywała nas w pampersy dla trojaczków i bliźniaczek. Któregoś dnia pomyślałam, że muszę kupić dziewczynkom letnie buty, a tu sąsiadka przynosi dla nich obuwie. Tego typu miłych niespodzianek przydarzyło nam się więcej. Ostatnio właścicielka "Kasztelanki" podarowała na urodziny trojaczków i bliźniaczek torty i pyszne przekąski. Ogromną niespodzianką był dla nas także prezent burmistrza Wyszkowa na 1. urodziny Ani, Antosia i Franka w postaci jednorazowej zapomogi dla rodzin, w której urodziły się trojaczki w wysokości 3000 zł na dziecko. Jesteśmy wdzięczni , także p.Agnieszce Mróz, dyrektor OPS.

Wiele ciepłych słów państwo Wielgolewscy kierują także pod adresem wyszkowskiej służby zdrowia, lekarzy, którzy często z własnej inicjatywy przychodzili im z pomocą. - Są ludzie bezinteresowni na świecie o otwartych sercach i chcemy im wszystkim podziękować - mówi pani Ula.

Choć zdarzały się i nieprzyjemne komentarze, zdecydowanie więcej było tych pozytywnych reakcji. Ich historia wywołuje uśmiech. - Nawet jeśli były jakieś niemiłe sytuacje, nie przejmujemy się. Jesteśmy pozytywnym przykładem dla ludzi. Bo gdy ktoś ma dzieci, zdaje sobie sprawę, ile to obowiązków i podziwia, jak my dajemy radę - mówi pani Ula.

- Trudne są momenty, ale poza tym to samo szczęście - dodaje pan Jan.

Co jest najfajniejsze w ich życiu po przyjściu na świat trojaczków?
- Ja najbardziej cieszę się, że nie jestem już w ciąży - śmieje się pani Ula, dla której tych kilka miesięcy było ogromnym wysiłkiem. Teraz nic nie jest w stanie się z nim równać. Szczególnie, gdy patrzy na zdrowo rozwijając się dzieciaki. Od września bliźniaczki pójdą do przedszkola, co będzie dla rodziców dodatkową pomocą i ulgą w codziennych obowiązkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki