Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twierdzi, że pobili go policjanci. Ci mówią co innego

Robert Majkowski
- Boję się o swoje zdrowie i życie - mówi Władysław Szulc z Łysych, obawiając się… policjantów
Twierdzi, że pobili go policjanci. Ci mówią co innego
Archiwum prywatne

(fot. Archiwum prywatne)Władysław Szulc z Łysych 9 maja zaszedł do baru niedaleko dworca PKS. Kupił piwo, usiadł przy stoliku. Jego uwagę zwróciło kilku chłopców również pijących piwo i grających na automatach do gry. Na jego oko mieli poniżej 18 lat.
- Zadzwoniłem więc na policję z prośbą o interwencję - mówi.

- Mówili, że pokażą mi grę w klocki

Twierdzi, że pobili go policjanci. Ci mówią co innego

Chłopcy szybko jednak ulotnili się z baru.
- Po paru minutach przyjechał radiowóz i do lokalu weszło dwóch policjantów - opowiada. - Barmanka powiedziała do nich: "to ten", wskazując na mnie.

Mundurowi zawinęli go do radiowozu, nie tłumacząc o co chodzi i każąc mu siedzieć cicho. Trafił na salę przesłuchań. Twierdzi, że usłyszał stek wyzwisk pod swoim adresem. Odmówił złożenia wyjaśnień. Usłyszał, że odpowie za bezpodstawne wezwanie policji.

- Przecież ja niczego złego nie zrobiłem - opowiada. - Byłem zły i rozgoryczony, chciało mi się płakać.

Po wyjściu z komendy Władysław Szulc postanowił dać upust frustracji.
- Machnąłem ręką w kierunku policjantów, powiedziałem, że nie daruję im tej zniewagi i że pójdę do prokuratora, mediów i Rzecznika Praw Obywatelskich. Ale nie wyzywałem ich.

Wtedy z dyżurki wybiegł jeden z mundurowych, przewrócił go na twarz na parking, założył mu kajdanki i zabrał z powrotem na salę przesłuchań.
- Powiedział "teraz ku… to już nie wyjdziesz".

Potem zabrano go na badania do szpitala i z powrotem na komendę.
- Tam zaczęło się piekło, wyzwiska, straszenie - mówi. - Tłumaczyli, że "pokażą mi grę w klocki". Dostałem pałką po nogach, gdy się przewróciłem poszły w ruch ręce i nogi. Zakrywałem tylko twarz i prosiłem, żeby przestali.

Spędził noc w celi, nie zmrużył oka. Był obolały - krew leciała mu z nosa, miał zerwany paznokieć, bolały go żebra i prawy obojczyk. Następnego dnia wypuszczono go.

- Przysiągłem sobie, że już nigdy nie wezwę policji z prośbą o pomoc - opowiada, dodając, że sprawę zgłosił prokuraturze i że ma zamiar ubiegać się o odszkodowanie z powodu odniesionych obrażeń.

Spierd… stąd, za późno przyjechaliście

Twierdzi, że pobili go policjanci. Ci mówią co innego

Wersja policji pokrywa się z wersją pana Władysława tylko do momentu przyjazdu mundurowych.

- Ku ich zdziwieniu przed lokalem stał mężczyzna, który przywitał ich słowami "spierd… stąd, za późno przyjechaliście" - mówi Sylwester Marczak, oficer prasowy ostrołęckiej komendy. - Był on bardzo agresywny i arogancki. Pomimo wezwania przez policjantów do prawidłowego zachowania mężczyzna nie reagował. Policjanci kontynuując interwencję, przeprowadzili rozmowę z osobą sprzedającą. W barze nie było nieletnich. Co więcej, zgłaszający z uwagi na agresywne zachowanie, stan nietrzeźwości i zaczepianie innych klientów został wyproszony z baru. Powiedział on wtedy barmance, że zadzwoni na policję i powie, że sprzedaje się tu piwo nieletnim. Policjanci ostatecznie podjęli decyzję, że zgłoszenie było bezpodstawne i w związku z powyższym zostanie skierowany wniosek do sądu.

Mężczyzna utrzymywał, że jest trzeźwy i zażądał badania na zawartość alkoholu w organizmie. W komendzie odmówił jednak badania i złożenia podpisu pod dokumentacją zdarzenia. Po wszystkim wyprowadzono go przed siedzibę mundurowych.

- Gdy policjanci odchodzili od mężczyzny, ten zaczął biegać po ul. Kościuszki i wyzywać policjantów słowami: "wy chu... jeb.., psy, kur…. pierd…, zapier…. was wszystkich" - opowiada Sylwester Marczak. - Policjanci zwrócili uwagę mężczyźnie by przestał. To jednak nie poskutkowało. Zatrzymywały się kolejne pojazdy, policjanci poinformowali mężczyznę, że w przypadku niedostosowania się do ich poleceń zostaną użyte środki przymusu bezpośredniego. To również nie poskutkowało. Z uwagi na opór i to, że siła fizyczna w postaci chwytów okazał się niewystarczająca jeden z policjantów użył pałki służbowej na umięśnione części ciała. Mężczyzna został położony na ziemi i założono mu kajdanki na ręce trzymane z tyłu. W związku z agresywnym zachowaniem mężczyzny reakcja policjantów musiała być zdecydowana. Podczas obezwładnienia mężczyzny doszło do urazu nosa i twarzy.

Koniec końców, po badaniu lekarskim, trafił do aresztu.
- Podkreślam, że mężczyzna nie był uderzany nogami i rękoma przez policjantów - dodaje Sylwester Marczak. - Przejrzano także monitoring na terenie całej komendy, który nie potwierdził wersji mężczyzny.

Policja sprawę przekazała do prokuratury oraz Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji, które prowadzą oddzielne czynności wyjaśniające, mające na celu zweryfikowanie czy zachowanie policjantów było zgodne z prawem. Postępowanie prowadzone jest także przeciw mężczyźnie pod kątem znieważenia funkcjonariuszy publicznych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki