Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Powiedział do mnie: z tą dziewczyną to ty się ożenisz - przepowiednia się sprawdziła

Robert Majkowski
- Uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - Henryka i Stanisław przyrzekali sobie 60 lat temu. I przysięgi dotrzymali

Ona ma 85, on 86 lat. Oczy im błyszczą, kiedy opowiadają o swoim życiu, o rodzinie. O miłości...

Henryka Chodup i Stanisław Geryk poznali się w Zawadach Dworskich (gm. Płoniawy-Bramura, pow. makowski). Był 1954 rok. On był młodym rolnikiem w Zawadach, ona pracowała jako nauczycielka w Drążdże-wie Nowym (gm. Jednorożec).

W zapusty, 25-letnia Henryka przebrała się za Cygankę i wraz z koleżankami chodziła z wróżbami od domu do domu. Wypatrzyła najprzystojniejszego chłopaka we wsi i wywróżyła mu rychły ożenek. Chłopakiem, który wpadł jej w oko, był właśnie Stanisław (lat 26). Ona też nie była mu obojętna.
- Jak mój tata zobaczył Henię, powiedział do mnie: z tą dziewczyną to ty się ożenisz - wspomina Stanisław.

Przepowiednia się spełniła. Rychły był to ożenek. Ślub cywilny odbył się w Krasnosielcu 10 kwietnia 1954 roku. Do urzędu państwo młodzi pojechali rowerami. Przed ołtarzem stanęli zaś 13 maja 1954 r. w Drążdżewie, w drewnianym kościele parafialnym. Słowa przysięgi małżeńskiej wypowiadali w obecności księdza proboszcza Stefana Morki. Panna młoda ubrana była w granatową sukienkę. Pan młody - w brązową marynarkę, oficerki i spodnie balonówki, sznurowane na bokach.

Obrączki mieli pożyczone, nie było ich stać na własne. Po raz pierwszy przez wieś jechali wozem na ogumionych kołach, nie żelaźniakiem. Konie były przystrojone specjalnie na tę okazję. Wesele odbyło się na podwórku. Główny poczęstunek to placek drożdżowy i kawa z mlekiem. Muzykanci grali na harmonii, bębenku i skrzypkach przedwojenne piosenki, ludowe przyśpiewki, takie do tańca.

Nowożeńcy zamieszkali w Zawadach. W kolejnych latach przyszły na świat dzieci, w sumie sześcioro (dwoje zmarło). Henryk zajmował się gospodarką, Stanisława uczyła w podstawówce (była też, przez dwie kadencje, radną gminy Płoniawy).

Z sentymentem wspomina swój pierwszy dzień w szkole w Rakach (gm. Krasnosielc), gdy jako nauczycielka, tak z marszu, bez żadnego przygotowania prowadziła lekcję geografii.

Do dziś pamięta każdy szczegół prowadzonych zajęć. W czasie przerwy był ,,ubijak" lub ,,dwa ognie". Grała z uczniami.

Doskonale pamięta także swoje pierwsze lata w Zawadach.
- Ciężkie to były czasy. Jak przyszłam do Zawad, wieś była całkiem zniszczona po wojnie - opowiada. - Szkoła mieściła się w drewnianym baraku. Zimą ogrzewał go piec, który stał w rogu. Zimno było jak w psiarni. Atrament zamarzał. Przy oknie było minus siedem stopni! Ale w latach 60. powstał murowany, piętrowy budynek.

Wśród uczniów Henryki były jej dzieci.
- Na lekcjach trzeba było do mamy mówić "proszę pani" - śmieje się Urszula Maciejewska, córka Geryków. - I nie mieliśmy taryfy ulgowej. Zdarzało się, że zostawałam w kozie.

- Jak przeskrobała, to co miałam robić? Traktować inaczej niż wszystkich? O, nie - mówi kobieta.

Henryka uczyła m.in. biologii, była też "panią od KO" - czyli na jej barkach spoczywało przygotowywanie kulturalno- oświatowych wydarzeń, choćby akademii.

- Nie było to takie proste, jak dzisiaj, gdy można np. sięgnąć do Internetu i ułożyć szkolny apel. W latach powojennych nie mieliśmy praktycznie żadnych materiałów - zaznacza.

Henryka nie załamywała rąk. Wierszy na akademie szukała... we własnej głowie.
Dzieci wydały wiersze Henryki

Henryka napisała kilkadziesiąt wierszy, na różne tematy. Wiele wciąż pamięta, specjalnie dla mnie wyrecytowała wiersz pt. "Mama". Na 80. urodziny kobiety, dzieci i wnuki sprawiły jej piękny prezent: stworzyły tomik, oprawiły, rozdały rodzinie.

Niektóre wiersze powstały na szczególne okoliczności.
- Kiedyś przez naszą wieś miał przejeżdżać biskup. Ksiądz poprosił mnie, żebym napisała wiersz dla wyjątkowego gościa. Ja na to: nie dam rady, nawet nie wiem, jakich słów mam użyć. Ale ksiądz zachęcał i zachęcał... Miałam 800 metrów z domu do szkoły. I któregoś dnia, zanim pokonałam tę odległość, napisałam wiersz dla biskupa - mówi.

Dzisiaj Gerykowie mieszkają w Ostrołęce, u córki Urszuli. W maju obchodzili 60-lecie małżeństwa, czyli diamentowe gody. Również w maju bawili się na weselu wnuczki (Gerykowie mają siedmioro wnuków i trzech prawnuków - red.), która ten miesiąc na własny ślub wybrała przede wszystkim dlatego, że dziadkowie pobrali się w maju i trwają w szczęśliwym związku.

- Ach, co to był za ślub... - subtelnie intonuje Henryka. - Wesoło w tej naszej rodzinie, zawsze coś się dzieje - dodaje.

4 maja 2014 roku, po 60 latach, Gerykowie wrócili do Drążdżewa, by w gronie rodziny uczcić mszą świętą diamentowe gody. To była dla nich wyprawa- niespodzianka. Dzieci nie uprzedzały o wyjeździe, zaprosiły po prostu do samochodu.

Równie miłą niespodzianką dla nestorów było drzewo genealogiczne oraz kronika rodziny, gdzie są m.in. zdjęcia z lat 30., świadectwa szkolne, wyciąg z aktu urodzenia, akt ślubu... Starsi państwo chętnie do niej zaglądają. I chętnie opowiadają o swoim życiu. Bogatym w doświadczenia i przeżycia, jak podkreślają.

- Chyba nie jest takie złe... - ocenia wspólne życie Stanisław. - Żona dobrze o mnie dba. - Czule patrzy na Henrykę.

Receptę dla młodych na długotrwały związek jubilaci przekazują równie chętnie.
Stanisław - Idź śmiało przez życie, miej byczą minę, łap szczęście za ogon i duś jak cytrynę..., a Henia to takie moje szczęście...

Henryka - Recepta to jeden z jej wierszy:

Miłość wszystko zwycięży
I wszystko zawsze wybaczy,
Bo gdy ktoś naprawdę kocha,
To wie, co to wszystko znaczy.
Wie, że życie jest niełatwe,
Trzeba przezwyciężać znoje,
Aby dobrze żyć w przyszłości
Tak jak marzymy - we dwoje.

- Przez te wszystkie lata rodzice ciężko pracowali, ale zawsze razem, we dwoje - mówi córka Urszula. - Tata pracował w gospodarstwie rolnym i we wszystkich poczynaniach wspierał mamę, zarówno w życiu codziennym, pracy zawodowej, jak i nauce, gdyż mama przez cały czas dokształcała się. Kiedy była na jednym z kursów biologicznych w Warszawie, on na polu zbierał szkodniki, aby w paczce dostarczyć je żonie do gabloty, którą musiała wykonać na zaliczenie. Wszystko, co robili, robili razem. I tak jest do dziś - podkreśla. - 10 lat temu rodzice obchodzili złote gody. Zostali odznaczeni Medalami Za Długoletnie Pożycie Małżeńskie, jako wyraz podziękowania za wszystko, co przez tak długie lata tworzyli i budowali jako rodzina. Teraz my: dzieci, wnuki i prawnuki dziękujemy im.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki