Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Boję się, że stwierdzą, że jestem złą matką i zabiorą mi dzieci

Robert Majkowski
Któregoś dnia Anna Radomska wpadła w szał: krzyczała, rzucała przedmiotami i wyzywała domowników. Teraz boi się, że straci swoje dzieci

Anna Radomska ma pięcioro dzieci. Najmłodsze ma rok, najstarsze 11 lat. Mieszkają w gminnym mieszkaniu w Rudnie Jeziorowym. Są tam od roku. Nowe miejsce i nowy dom miały sprawić, że rodzina zacznie lepsze życie. Niestety, tak się nie stało

Problemy dnia codziennego, w tym wychowawcze, przerosły możliwości kobiety. Któregoś dnia Anna Radomska wpadła w szał: krzyczała, rzucała przedmiotami i wyzywała domowników. Sąsiedzi, w trosce o dzieci, zadzwonili do ośrodka pomocy społecznej. Wraz z paniami z opieki przyjechała policja i karetka. Anna Radomska trafiła do szpitala na oddział psychiatryczny. Teraz kobieta boi się, że zostana jej odebrane dzieci.

Jeszcze rok temu sytuacja Anny Radomskiej była naprawdę dramatyczna. Rozstała się z mężem, urodziła dziecko. Wciąż brakowało na wszystko pieniędzy i umiejętności organizacji codzienności. Ponadto musiała jak najszybciej opuścić wynajmowany dom w Czaplicach Kurkach. Wówczas z pomocą przyszły jej instytucje oraz ludzie. Gmina dala mieszkanie i pomogła kobiecie w zagospodarowaniu się w nowym miejscu, a mieszkańcy zorganizowali żywność, ubrania dla dzieci i inne przedmioty pierwszej potrzeby. Ale relacje z najbliższymi sąsiadami pozostały chłodne.

Puściły mi nerwy

- Uważali, że piję i sprowadzałam do domu mężczyzn. A to nieprawda. Spotykam się z jednym przyjacielem. Jest dobry dla mnie i dla dzieci. Kupił im tablet, słodycze - opowiada pani Anna. Sąsiadów widać takie tłumaczenie kobiety nie przekonywało, bo wielokrotnie dzwonili po policję i do opieki społecznej, informując albo o rozwiązłym życiu matki pięciorga dzieci, albo o pozostawieniu przez nią dzieci bez opieki. Sąsiedzi interweniowali także 9 marca. Tego dnia pani Anna pokłóciła się z córką. Kłótnia była bardzo głośna, gwałtowna. Przerażani krzykami sąsiedzi zadzwonili po pomoc, przyjechały panie z opieki, policja, karetka pogotowia oraz sądowa kurator.

- Puściły mi nerwy- przyznaje pani Anna.- Nie wiem co się ze mną działo, ale wpadłam w szał: krzyczałam i rzucałam talerzami. Córka od jakiegoś czasu w ogóle mnie nie słucha. Mam z nią problemy, ucieka z domu. Chyba za dużo tego wszystkiego się nagromadziło we mnie i musiałam w końcu dać upust emocjom. Teraz tego żałuję. Boję się, że stwierdzą, że jestem złą matką i zabiorą mi dzieci. A bez nich moje życia straci sens - mówi młoda kobieta. Przeprasza i obiecuje, że zgodzi się na wszystko co jej nakaże sąd i ośrodek pomocy.

Tak się staraliśmy

Kierowniczka ośrodka pomocy w Krzynowłodze Małej, Marzena Cichowska, nie kryje bezradności i rozczarowania .

- Liczyliśmy, że w nowym miejscu pani Anna zacznie nowe życie. Tak bardzo się staraliśmy, sami na własny koszt przywoziliśmy meble i inne sprzęty. Tę rodzinę potraktowaliśmy naprawdę wyjątkowo. I wszystko na nic. Może pani Anna czuła się osaczona, ale niestety musieliśmy jej pilnować. Zresztą bardzo szybko zaczęliśmy otrzymywać anonimowe telefony. Ludzie chcieli byśmy"zrobili coś z tą matką pięciorga dzieci, bo pije i sprowadza mężczyzn". Pani Anna wyśmiewała te uwagi, ale gdy któregoś dnia zjawiłam się w jej domu, dzieci były bez opieki, a dom był wyziębiony. Razem z dziećmi nanieśliśmy drzewa i rozpaliliśmy w piecu. Dzieci aż garnęły się do pomocy. Zresztą są wspaniałe, ale pani Anna chyba nie potrafi tego docenić - mówi pani kierownik.

I tłumaczy, że próbowali pomóc na różne sposoby.- Nawet z dzielnicowym jeździliśmy na wizyty do panów, którzy odwiedzali panią Annę i prosiliśmy, aby zostawili ją w spokoju, ponieważ ma dzieci i musi skupić się na ich wychowaniu.

Wszystko w jej rękach

Sytuacja nie wygląda najlepiej, ale pracownicy opieki na razie nie czynią starań, żeby odebrać pani Annie dzieci.- To ostateczność, jednak musimy widzieć poprawę. Wszystko leży w rękach pani Ani - mówi Marzena Czaplicka. - Już teraz ma ograniczone prawa na dwójkę najstarszych dzieci, podejrzewam, że kurator będzie chciała ograniczenia praw dla pozostałej trójki. Mnie osobiście zależy też na tym, aby wykonać badania psychiatryczne pani Anny, bo 9 marca zachowywała się naprawdę agresywnie. Na oddziale psychiatrycznym zrobiła się taka spokojna, że zrobiło mi się jej żal i poprosiłam, aby po tygodniu ją wypisali.

Wójt Adam Bacławski dodaje: - Jeżeli odbiorą jej dzieci, my odbierzemy lokal. Rodzin, które chciałyby mieć własny kąt jest naprawdę dużo. Mam nadzieję, że pani Anna zacznie myśleć o swoich dzieciach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki