Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znak ostrzegawczy stanął po wypadku, a odszkodowania nie chcą mu wypłacić

Mieczyslaw Bubrzycki
Te znaki pojawiły się dopiero kilka tygodni temu – mówi Krzysztof Chrzanowski
Te znaki pojawiły się dopiero kilka tygodni temu – mówi Krzysztof Chrzanowski M. Bubrzycki
O leśnych zwierzętach nie ostrzegał żaden znak, ale firma ubezpieczeniowa nie chce wypłacić odszkodowania

- To było 19 grudnia wczesnym rankiem, jak co dzień jechałem do pracy - wspomina Krzysztof Chrzanowski z miejscowości Trynosy, gm. Wąsewo. - Nie było śniegu, droga nie była śliska. Mogła być godz. 6.45, kiedy w lesie, w pobliżu przystanku autobusowego w Małaszku, z lasu po mojej prawej stronie wybiegło jakieś duże zwierzę. Nie jechałem zbyt szybko, bo tam są ostre zakręty, ale nie zdołałem zahamować. Zwierzę upadło na maskę samochodu, odbiło się i zniknęło po drugiej stronie szosy. Zatrzymałem samochód, który był mocno zniszczony i nie nadawał się do dalszej jazdy. Byłem zdenerwowany, choć na szczęście nic mi się nie stało.

Przyjechało dwóch policjantów z Wyszkowa. Obejrzeli miejsce zdarzenia, kazali kierowcy dmuchnąć w alkomat. Potem spisali odpowiednią notatkę. Okazało się, że sprawcą zdarzenia był ważący ok. 250 kg jeleń. Policjanci mieli z początku wątpliwości i w notatce napisali najpierw, że to łoś, dopiero potem poprawili na jelenia. Znaleźli go po drugiej stronie szosy, żył tylko jeszcze przez chwilę.

- Powiedziałem policjantom, że tyle lat jeżdżę tą drogą i to codziennie, ale nigdy nie widziałem znaku ostrzegającego przed dzikimi zwierzętami - mówi Krzysztof Chrzanowski. - Specjalnie pojechali na brzeg lasu i potwierdzili to, co im powiedziałem. Żadnego znaku nie było, co zapisali w notatce. Nie było też znaku z drugiej strony lasu. W tej sytuacji policjanci nie uznali mojej winy, bo jej po prostu nie było, więc nie musiałem płacić mandatu.

Samochód Audi A 4 trafił do warsztatu, gdzie został naprawiony. Chrzanowski zapłacił mechanikom 3000 zł, na co ma fakturę. Zdarzenie nie powstało z jego winy i Chrzanowski postanowił ustalić, kto powinien zwrócić mu za naprawę auta. Nie było to łatwe.

- Droga jest na terenie gminy, więc najpierw poszedłem do wójta w Długosiodle - tłumaczy. - Potem trafiłem do nadleśnictwa, a tam mi powiedzieli, że to sprawa zarządcy drogi. Pojechałem do Wyszkowa, bo to droga powiatowa. Zostawiłem odpowiedni wniosek z żądaniem wypłaty odszkodowania.

Rozpoczęła się korespondencja. Pod koniec lutego dotarł do Chrzanowskiego list polecony, a w nim "Decyzja o odmowie wypłaty odszkodowania". Napisali w niej: "Ubezpieczony w sposób należyty wykonał ciążące na nim obowiązki. Wobec powyższego uznać należy, że nie ponosi odpowiedzialności za powyższe zdarzenie, co skutkuje również brakiem odpowiedzialności TUiR Allianz Polska".

- W tym piśmie było kłamstwo, bo przecież nie było tam żadnego znaku ostrzegawczego - mówi Krzysztof Chrzanowski. - Poprosiłem komendę policji, żeby poświadczyła mi na piśmie, że w dniu wypadku żadnych znaków nie było. Otrzymane z policji pismo wysłałem do firmy ubezpieczeniowej wraz z odwołaniem, ale okazało się, że mimo iż wykazałem kłamstwo, które było w pierwszej decyzji, firma ubezpieczeniowa podtrzymała swoją decyzję.

Czytelnik ma jednak prawo do odszkodowania, o czym piszemy w papierowym wydaniu TO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki