Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proboszcz Mirosław Sebunia zostawił po sobie 150 tys. zł długu

Redakcja
Ks. Mirosław Sebunia dziś jest proboszczem w Rzewniu. Po jego odejściu z Nura parafianie przeżyli szok. Okazało się, że zostawił po sobie dług sięgający 150 tys. zł

Ksiądz Mirosław odchodził z parafii w Nurze w spokojnej atmosferze i bez większych emocji. Nie było zresztą takowych przez siedem lat sprawowania przez niego probostwa. Proboszcz Sebunia nie wchodził w bliższe relacje z ludźmi. Samodzielnie starał się zarządzać parafią.

- Powołał niby radę parafialną, ale wkrótce okazało się, że nie ma ona żadnego głosu, ani wpływu na decyzje proboszcza, więc ludzie się zniechęcili, przestali przychodzić na spotkania. Ksiądz robił, co chciał. Ludzie do niego się nie wtrącali i on do ludzi też niespecjalnie. Jego odejściem mało kto się wzruszył - opowiadają mi parafianie z Nura.

Ludzie byli w szoku

Wrzawa wybuchła jednak dwa tygodnie później. Nastał nowy proboszcz. Ksiądz Zbigniew Idzikowski, przeniesiony do Nura z Rzewnia, na drugiej mszy, w początku września, powiadomił wiernych, że mają do spłacenia 80 tys. zł długów.

- Ludzie byli w szoku. Jakich długów, za co? - pytali. - Chyba nie za ten niby remont, który ciągnął się dwa lata, a efektów w zasadzie nie widać - opowiadają mi do dziś skonsternowani członkowie parafii. Konsternacja rosła, bowiem okazało się niebawem, że długi są dwukrotnie większe i wynoszą 150 tys. złotych. Wierzycielem parafii jest firma, która wystawiła rachunki za długotrwały remont.

- Ale 70 tys. złotych ma spłacić, jak nam powiedziano, osobiście były proboszcz. Reszta obciąża parafię. Czytaj: wiernych do niej przynależnych, bo niby kto inny miałby długi spłacić? - opowiada obecna na spotkaniu Małgorzata Kamińska, sołtys Nura.

- Ale za co? - wciąż nie mogą uwierzyć parafianie. - Za "wypacykowanie" wieży i niewielkiej kaplicy Jana Pawła II? Za położenie terakoty, którą sfinansował sponsor?
Ludzie się dziwią, że firma przez prawie dwa lata robiła różne remonty i na bieżąco się nie rozliczała, nie wystawiała faktur, a na koniec wystawiła rachunek przekraczający zdroworozsądkowe kalkulacje.

Ks. Mirosław ma zwrócić swój dług do września 2014 roku. Parafia do stycznia 2015 roku. Zgodnie z porozumieniem podpisanym między nowym proboszczem a właścicielem firmy.

Biskup zdecydował

- Pytałam nowego proboszcza, kto go upoważnił do podpisania takiego zobowiązania bez porozumienia z parafianami. Usłyszałam, że ksiądz biskup wydał taką decyzję. Na początku września organista, kościelny, radny gminy i obaj księża podpisali protokół zdawczo -odbiorczy, z którego wyłoniły się te wielkie długi - mówi Katarzyna Lipska, sołtys wsi Krankowo Lipskie.

- Nowy proboszcz uspokajał, że ludzie zapomną, wszystko przycichnie, a on będzie zbierał na malowanie kościoła to i na dług przy okazji zbierze. Dla księdza to normalna sprawa, że ludzie mają zapłacić. Ale dla wielu ludzi nie. I o czym oni mają zapomnieć? Że ktoś ich chce oszukać? - nie dowierza jeden z gospodarzy.

- Proboszcz próbuje rozmydlić problem - potwierdza inny. - Jest rok z okładem na spłatę. Zobaczymy, co się rozegra. Gdyby ksiądz gwałtownie zaczął ściągać - ludzie na pewno by się zburzyli - zapowiada. - Ale - dodaje - część parafii, głównie ta z gminy Boguty uważa, że długi spłacić trzeba.

- Parafianie mogą być zaskoczeni - przyznaje wójt gminy, Jacek Murawski, który przeżywa problem długów wraz z innymi mieszkańcami. - Bo poprzedni proboszcz, ks. Mirosław nie ciągnął od ludzi pieniędzy, co uśpiło ich czujność, choć robił rzeczy najdziwniejsze i zupełnie niepotrzebne. Relacje z proboszczem nie były łatwe. Trudno było się domówić w jakiejkolwiek wspólnej sprawie. Wiadomo, że parafianie to jednocześnie mieszkańcy gminy, więc trzeba było razem pewnych przedsięwzięć doglądać. Czy to parkingi przy kościele, czy śmietnik przy cmentarzu. Ale proboszcz działał na własną rękę, bez jakichkolwiek koncepcji, uzgodnień. Nawet jak się domówiliśmy w jakiejś kwestii, to on i tak wszystko zrobił po swojemu. A to nie zawsze było korzystne dla gminy czy dla parafii.

W parafii ciągle były zadłużenia: a to za gazety, a to za śmieci. Andrzej Godlewski, właściciel firmy, która przez jakiś czas odbierała "parafialne" śmieci potwierdza, że do tej pory nie odzyskał kilku tysięcy złotych od byłego proboszcza. Ale ks. Sebunia twierdzi, że spłacił mu wszystko.
- Jeżeli pozostał jakiś dług, jestem gotów go uregulować - zapewnia.

Nie ciągnie jak dawny proboszcz

Główny wierzyciel parafii, właściciel firmy prowadzącej remonty ostatecznie nie chce ze mną rozmawiać (choć na początku deklarowano chęć spotkania) w kwestii spóźnionych i - zdaniem parafian - wygórowanych faktur. Straszy natomiast sądem. Nowy proboszcz nurskiej parafii też grzecznie dziękuje za rozmowę. Ksiądz Sebunia natomiast czuł potrzebę wyjaśnienia sytuacji.

- W ostatnich dwóch latach remontowałem kaplicę Jana Pawła II i robiłem zewnętrzny remont wieży, która się sypała. Wieżę robili dwa razy, bo pierwszy tynk zaczął odpadać. Wyszło drożej. Ja myślałem, że z czasem, od ludzi zbiorę pieniądze na kolędzie, w kościele. Firma obiecała rozłożyć spłaty na raty, mówili, że poczekają. Było zaufanie między nami. Potem okazało się nagle, że VAT poszedł w górę. I rachunki też.

- Byłem zdumiony. Ja całym sercem chciałem jak najlepiej. Nie obarczałem ludzi, bo niemało biedy w naszej parafii, myślałem, że zdobędę pieniądze od sponsorów, zaciągnąłem pożyczkę na remont wieży. Tę spłaciłem. Miałem zamiar spłacić resztę. Ale przyszedł nakaz biskupa o przeniesieniu na inną parafię. Nie zdążyłem nic zebrać. Ale wziąłem na siebie połowę długu, żeby nie obarczać całością parafian. Dziesięć tysięcy wpłaciłem, odchodząc. Zostało mi siedemdziesiąt tysięcy do spłacenia. Będę ciułał i spłacał co miesiąc. Mam rok. Wszystko bym oddał, żeby inaczej to wyglądało. Żeby lżej na duszy było. Bo trochę czuję się jak kozioł ofiarny. A z drugiej strony wobec ludzi winny. Czasu mi zabrakło. I ten VAT mnie dobił - tłumaczy ksiądz.

Ale VAT to przecież nieodłączna część jakiejkolwiek inwestycji. Nawet w kościele, który korzysta z najróżniejszych ulg. Trudno więc było nie kalkulować go w kosztach. Może więc ksiądz Sebunia nie jest po prostu sprawnym menadżerem. Może zabrakło mu jednak doradców z rady parafialnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki