Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy wsi nie pamiętają takiej tragedii, jak ta

Janczo Todorow 68 363 44 99 [email protected]
W jednym z pokoi znaleziono dwa zakrwawione ciała - kobiety i mężczyzny
W jednym z pokoi znaleziono dwa zakrwawione ciała - kobiety i mężczyzny Piotr Jędzura
Mieszkańcy Długiego koło Szprotawy nie pamiętają takiej tragedii. To raczej spokojna wieś. Tylko krzyż przy drodze przypomina o tym, że kiedyś, dawno temu, w wypadku zginął człowiek. A tu nagle padły strzały i dwie osoby nie żyją.

Przeczytaj też:Kochał i zabił w Szwajcarii

Długie ciągnie się siedem kilometrów. Domy stare, przedwojenne. Kościół i trzy bloki, które zostały po upadku PGR-u. Ruiny kościoła gotyckiego z XIII wieku. Trzy sklepy.

- Słyszałam, że Niemiec, który mieszka w naszej wsi, zabił swoją przyjaciółkę, a potem siebie. Nie mam pojęcia, o co poszło. Ludzie są w szoku, różne rzeczy opowiadają. Ale ja nie będę powtarzać, co oni gadają - ucina ekspedientka.

- Nasza wieś jest spokojna. Nie pamiętam, żeby doszło kiedyś do zabójstwa czy samobójstwa - podkreśla sołtys Stanisław Mandrak. - Co mogło się stać, tego nigdy się nie dowiemy. Niemiec to był równy gość. Opowiadał, że kiedyś był kolarzem. Brał udział w różnych wyścigach, nawet w mistrzostwach świata. Dumny był, że w Wyścigu Pokoju jechał w jednym peletonie z Ryszardem Szurkowskim. W domu miał pełno fotografii i dyplomów.

Sołtys opowiada, że mężczyzna miał żonę Polkę, z którą mieszkał w Berlinie. Miał tam też warsztat samochodowy, zarabiał dobre pieniądze. Ale żona ciężko zachorowała, on w tym czasie przeszedł na emeryturę, zamknął warsztat i przyjechali do Długiego, gdzie mieli dom. Żona zmarła w szpitalu w Berlinie. - Pochowali ją w Długim, a on bardzo szybko znalazł sobie inną kobietę. Była trochę młodsza od niego. Poznał ją w Nowej Soli, zamieszkali razem w naszej wsi. Byli ze sobą chyba od pięciu lat. Niczego im nie brakowało, mieli kilka samochodów. Niemiec miał też duży jacht w Gdańsku - wylicza sołtys.

Latem para wyjechała na zagraniczną wycieczkę. W tym czasie ktoś włamał się do domu, ukradł pieniądze i złotą biżuterię. - Po tym zdarzeniu założył kamery na dziedzińcu - dodaje Mandrak.
- On się raczej nie pokazywał we wsi - stwierdza sklepowa. - Jak był młodszy, to szedł do sklepu po piwo. Ale i tak raczej się nie upijał.
- Nieprawda, czasami pił - przekonuje jedna z sąsiadek. - Pamiętam, kiedyś zniszczył drzwi w jednym mieszkaniu. Był już schorowany, wyniszczony, mówił, że to od dopingu, który brał jako kolarz. I pewnie puszczały mu nerwy.
- Nerwowy był na pewno. Raz straszył mnie. Od tamtej pory unikałem go - dodaje jeden z mieszkańców.

We wsi opowiadają, że partnerka kilka razy od niego odchodziła. Ale zawsze wracała. W niedzielę jej córka z Nowej Soli zaniepokoiła się, że matka od kilku dni nie odbiera telefonów. Nigdy wcześniej to się nie zdarzało. Kobieta miała złe przeczucia, więc wsiadła do auta i przed południem była już w Długim. Dom na skraju wsi wyglądał jak twierdza. Brama zamknięta na głucho, kamery monitoringu śledzą każdy ruch na posesji, na podwórku pies obronny. Wezwano policję i strażaków, którzy mieli otworzyć drzwi domu, zamknięte od wewnątrz. Kiedy dostali się do środka, w jednym z pokoi zobaczyli dwa zakrwawione ciała - kobiety i mężczyzny. Z roztrzaskanymi głowami. Ściągnięto ekipę śledczą i prokuratora.

- Mężczyzna miał 65 lat, a kobieta 60 - informuje Grzegorz Szklarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. - Ustalono, że najpierw on zabił kobietę, strzelając jej w twarz z broni myśliwskiej, a potem zastrzelił siebie, przykładając lufę do swojego podbródka. Nie znaleziono listu pożegnalnego. Nie stwierdzono udziału osób trzecich.

- To był na ogół spokojny człowiek. Zresztą ostatnio rzadko go widziałem i nie wiem, co się działo w jego domu - stwierdza sołtys. - Razem z przyjaciółką często wyjeżdżali na weekendy. Miał dwóch synów w Berlinie, przyjeżdżali do niego. Po tym, co się stało, pewnie sprzedadzą dom. Nikt nie będzie chciał w nim mieszkać. Może broń wypaliła sama, kiedy Niemiec ją czyścił? - zastanawia się.

- Raczej nie wypaliła sama. Jego kobieta cierpiała, kilka razy odchodziła od niego i znów wracała. Miała spakowane rzeczy, bo chciała już odejść ostatecznie. Pewnie nie chciał, żeby go zostawiła... - podejrzewa kobieta wychodząca ze sklepu.

- Pobrano krew do badań histopatologicznych, wyniki będą za dwa tygodnie - zaznacza prokurator Szklarz.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska