Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wikary obudził demony

Redakcja
Weronikę w szkole trzymało osiem osób. Modlili się nad nią. A ona krzyczała, charczała niskim głosem… Aż zabrało ją pogotowie. Podobnie jak wcześniej cztery inne uczennice

Nad krajobrazem Wąsewa górują dwie wieże potężnego kościoła z cudownym obrazem Matki Bożej. Tuż za nim, wjeżdżającego na szkolny parking błogosławi z pomnika Jan Paweł II. Na tle krzyża wieńczącego jego pastorał widać krzyże wąsewskiego cmentarza. W gabinecie dyrektora tamtejszego Zespołu Placówek Oświatowych, z zawieszonego w gablocie sztandaru szkoły, uśmiecha się do mnie jej patron - Jan Paweł II.
Dyrektor Roman Malicki lustruje mnie wzrokiem. Jestem pierwszym dziennikarzem, który przyjechał do szkoły. A o sprawie w Wąsewie i całej gminie jest już głośno. Bardzo głośno…

Drgawki, krzyki i pogotowie

- W piątek (22 lutego - przyp. red.) mieliśmy w szkole do czynienia z nietypowymi zachowaniami… - słyszę, że dyrektor szkoły przygotował się do rozmowy ze mną. Starannie dobiera słowa
- Nietypowe zachowania? Z opisu świadków wynika, że było to dość przerażające. Drgawki, krzyki… - wchodzę mu w słowo. - I to nie u jednej gimnazjalistki.

- To jest prawidłowe sformułowanie. To były drgawki, rodzaj ataku - potwierdza dyrektor Malicki. - Zawiadomiliśmy w pierwszej kolejności pogotowie, wezwaliśmy też do szkoły rodziców uczennic. Po przyjeździe pierwszej karetki, ratownicy zdecydowali o wezwaniu kolejnych…
Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży działa w parafii Wąsewo od jesieni. To ogólnopolskie stowarzyszenie katolickie, jedna z większych tego typu organizacji w Polsce. Działa niemal we wszystkich diecezjach. W Wąsewie KSM założył nowy wikary - ksiądz Tomasz, młody kapłan, który posługę zaczął tu w zeszłym roku. To jego pierwsza parafia. Od razu wziął się do pracy z młodzieżą. W Wąsewie powstały dwie grupy - dziewcząt i chłopców. Członkami są wąsewscy gimnazjaliści. Ksiądz Tomasz pracuje także w szkole.

- Wszystko zaczęło się w niedzielę, 17 lutego - mówi mi matka Kasi. - Jak one wróciły z rekolekcji w Łomży. Moja córka na nie nie pojechała. Nawet się dziwiłam, bo była zaangażowana w ten KSM.

Pytałam jej czy nie jedzie na te rekolekcje, ale powiedziała mi "E tam, szkoda pieniędzy".
- I jak one wróciły z tych rekolekcji z Łomży, to je odwieźli do Ostrowi. Tam pojechał po nie nasz wikary. Po trzy dziewczyny. Tak się potem dowiedziałam, bo córki wtedy tam nie było - opowiada mi mieszkanka jednej z wsi opodal Wąsewa. - I wie pan, on nie rozwiózł ich po domach, tylko pojechał na plebanię, żeby mu opowiedziały jak było na tych rekolekcjach. I wtedy podobno był ten pierwszy raz. On się je pytał, jak było w Łomży, one, że fajnie, i na koniec zrobił im na czole znak krzyża. I Weronika dostała ataku. Podobno zaczęła wrzeszczeć, przyleciał ksiądz proboszcz, wzięli hostię i modlili się nad nią.

Moja córka nie kłamie! Zobaczyła szatana!

Kobieta zawiesza głos.
- To było, jak mówię, w niedzielę. A we wtorek było kolejne spotkanie KSM. I Kaśka też już tam była - kobieta zastanawia się pewnie, jak zareaguję na jej relację. - I wtedy niby zobaczyła, no, no tego szatana, niby… Ja znam swoją córkę! Nie kłamała - szybko dodaje, jakby tłumacząc się przede mną. - Poza tym była taka przerażona.
- Jak to szatana? Gdzie? - dopytuję.
- Ona mi wszystko opowiedziała, chociaż podobno ksiądz przykazał im, żeby o tym nie mówiły. Było to spotkanie KSM-u na wikariacie. I ksiądz wikary dostał telefon od matki Weroniki, że znowu dostała ataku. Wikary zostawił dziewczyny na plebanii i pojechał. A im kazał się modlić. I wtedy Kasia niby tego szatana zobaczyła.

- Nie zmyślała?

- Jak ona od tamtego czasu do szkoły nie chodzi! To była najlepsza uczennica od podstawówki. Całymi nocami książki czytała, w internecie siedziała, a teraz mówi, że do szkoły nie pójdzie. Że się źle czuje, że ją wszystko boli jak księdza wikarego widzi. I woła mnie: "Mamo, zostaw zapalone światło, bo ja nie zasnę". I tak śpi przy zapalonym…

- Po mojemu to wszystko wina tego wikarego! Od niego się zaczęło - wtrąca ojciec gimnazjalistki.
- Ja skończę - przerywa mu kobieta. Jakby uspokajała męża. - No i jak on pojechał do tej Weroniki, a one zostały na tym wikariacie i zaczęły się modlić, to wtedy tego szatana Kasia widziała. Raz na wieży kościoła i drugi raz, jak mi potem mówiła, kilka metrów od niej był. Ona widziała i jeszcze jedna dziewczyna. Coś czułam, że jest nie w porządku, nawet do niej zadzwoniłam, ale odebrała koleżanka i powiedziała, że Kaśka jest w toalecie. A potem córka przysłała mi SMS-a, żebym przyjechała po nią, bo ona się boi. Jak przyjechałam, to wyszła taka przerażona z wikariatu i potem mi wszystko opowiedziała. To było we wtorek…

Kilka dni później w szkole zaczęły się dziać niezwykłe rzeczy. Przyjechały w sumie cztery karetki. Dwie dziewczynki zostały zabrane przez pogotowie, są uczennicami różnych klas gimnazjum. Po konsultacji medycznej na miejscu dwie kolejne uczennice rodzice odebrali do domu. W ostrowskim szpitalu potwierdzono nam przyjęcie dziewczynek. Ze względu na dobro nieletnich i tajemnicę lekarską nie udzielono nam bliższych informacji o stanie ich zdrowia. W każdym razie fizycznie ze wszystkimi było wszystko w porządku, nie stwierdzono też działania narkotyków. Piątkowe ataki miały różny przebieg i różne nasilenie. Wszystkie łączyło właściwie tylko jedno - histerycznych ataków dostały gimnazjalistki należące do KSM.

To wystarczyło, żeby w całej gminie połączono fakty. I skierowano oskarżenia na młodego księdza wikarego.

- Jak nie jego wina, jak to tylko te dziewczyny co do niego chodziły, spotkało?! Coś tam musiał z nimi zrobić. Ja rozumiem, jedna dziewczyna, nie wiem, padaczka czy coś, ale cztery jednego dnia?! - denerwuje się ojciec jednej gimnazjalistki.

Opętanie jak na filmach

Ludzie zaczęli gadać. Szkoła - działać.
- Od razu w piątek powiadomiliśmy też kuratorium i policję. Natychmiast nawiązaliśmy współpracę z poradnią psycholo_giczno-pedagogiczną. Do szkoły został oddelegowany jej pracownik, z którym opracowaliśmy plan działań na następny okres. W poniedziałek rozpoczęliśmy od spotkania z radą pedagogiczną. Wprowadzenie do szkoły psychologa musiało być poprzedzone informacją dla nauczycieli. Zostali oni poinformowani o wstępnej ocenie sytuacji przygotowanej przez panią psycholog i z warunkami zapewniającymi utrzymanie atmosfery spokoju i bezpieczeństwa. W tym dniu odbyło się także spotkanie ze wszystkimi rodzicami uczniów gimnazjum - mówi nam dyrektor Malicki. - W poniedziałek w szkole doszło do kolejnego incydentu. Bardzo podobnego do tego z piątku, znów przyjechało pogotowie - dodaje.

Naoczni świadkowie przekonują mnie, że jednak nie do końca podobnego. To była Weronika. Ta, od której wszystko się miało zacząć.

- To było przerażające, ja to widziałam - mówi nam jedna z osób będących świadkami "incydentu". - Trzymało ją osiem osób i modliło się nad nią. I ledwo ją utrzymali. To wyglądało jak typowy obraz opętania, jaki można zobaczyć na filmach. Ale dziewczyna nie mogła tego zagrać. To było przerażające. Krzyczała, właściwie charczała. Takim niskim, bardzo niskim, głosem…
Świadków tego zdarzenia było wielu. Ale niewielu chce mówić. Widać, że się po prostu boją.
W szkole cały ubiegły tydzień pracował psycholog.

- Jako że te nietypowe zachowania miały miejsce na terenie szkoły, zawsze w takich przypadkach zapewnia się opiekę psychologiczną - mówiła mi w minioną środę Iwona Stachowiak, psycholog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Ostrowi Mazowieckiej. - W tej konkretnej sytuacji psycholog bierze udział w wyjaśnianiu przyczyn zdarzenia.
Pani psycholog nie ma chwili wytchnienia. Co chwilę zgłaszają się do niej kolejni rodzice. Są zdezorientowani i przerażeni tym co się dzieje. I narastającymi z dnia na dzień, coraz bardziej fantastycznymi plotkami.

- Niezależnie od przyczyn zjawiska, pogłębione przeżywanie emocji i związane z tym zachowania w okresie dojrzewania mogą być stresorem dla niektórych dorosłych, w związku z tym nasze działania mają na celu wyciszenie problemu i zwiększenie poczucia bezpieczeństwa. Uczniów i ich rodziców - mówi nam Iwona Stacho_wiak. - Zwracamy się do rodziców, i wsz_ystkich dorosłych, bo sprawa interesuje i zajmuje już nie tylko rodziców uczniów szkoły, z prośbą o zachowanie rozsądku, racjonalnego myślenia, odwoływania się nie tylko do emocji, ale także do inteligencji - mówiła mi pani psycholog.

Egzorcysta w szkole

Rodzice dziewczyn, które uczęszczały na spotkania KSM prowadzone przez księdza wikarego, nie sprawiają wrażenia, jakby chciały zarażać złymi emocjami. Wręcz przeciwnie, zachowują się tak, jakby wołały o pomoc. Pomoc w wyjaśnieniu, co się tak naprawdę stało.

- Ja jestem wierząca, a pan? - pyta mnie jedna z matek gimnazjalistki uczę_szczającej na spotkania KSM. I, nie czekając odpowiedzi, opowiada. - Ale ja bym nie poszła w nocy na cmentarz. A on chodził. Albo modlił się z nimi w kościele. Zna pan nasz kościół. A oni tam tylko przy takiej malutkiej jednej lampce się modlili. Strach! A poza tym, po co ten egzorcysta w szkole?!

Dyrektor Malicki na pytanie czy szkoła korzysta z pomocy egzorcysty, nie odpowiada wprost.

- O sprawie powiadomiona jest diecezjalna kuria w Łomży, która uczestniczy w szeroko pojętym rozeznaniu sytuacji i jesteśmy w stałym kontakcie - mówi dyrektor Malicki.
To nie jest jednak żadną tajemnicą. Kuria zainteresowała się sprawą. I to wcześniej niż zrobiło się o niej głośno po piątkowych atakach historii kilku gimnazjalistek.

- A wikary to przecież nie ukrywa, że to sprawa szatana - opowiada mi matka jednej z dziewczyn, które należą do KSM. - Ja byłam dzień po tym, co się stało w szkole. I mi powiedział, że demon jest w Weronice, a drugi chce jeszcze zawładnąć innymi dziewczynami.
- Tak po prostu pani opowiedział, że w Weronice jest demon?

- Tak jak ja panu opowiadam! - kobieta patrzy mi prosto w oczy. - Tłumaczył mi, że on go już dawno nękał. Że wił się u niego na podłodze jak pies. Tylko, że do niego nie ma dostępu, więc w Weronikę wszedł.

Wikary: tajemnica spowiedzi

Ksiądz Tomasz nie unika rozmowy ze mną. Kiedy mówię mu, że wiele osób, w nim właśnie upatruje przyczynę histerycznych ataków gimnazjalistek, sprawia wrażenie, jakby nie łączył faktu, że dotknęło to tylko dziewczyny, które należały do KSM. Pytam wprost, co działo się na spotkaniach?

- Nic szczególnego, modlitwa, adoracja najświętszego sakramentu…
- A to wyjście w nocy na cmentarz?
- To była ich inicjatywa. Po jednym spotkaniu chcieli iść na cmentarz. Tyle się teraz słyszy o różnych profanacjach, więc poszedłem z nimi - odpowiada.

- Ale przecież musi ksiądz sobie zdawać sprawę, że te ataki dotknęły tylko dziewczyny, które należały do KSM - dopytuję.

- Nie wszystko mogę powiedzieć, wiąże mnie także tajemnica spowiedzi...
- Chodzi o opętanie? Demona? - pytam o dziewczyny. A ksiądz wikary jakby nie zrozumiał pytania. Odpowiada słowami dziwnie zbieżnymi z relacją matki jednej z gimnazjalistek. Pewnie i z lekkim uśmiechem.

- Ksiądz nie może być opętany. Łaska kapłańska sprawia, że po prostu nie może. Tak naucza Kościół.
Przez cały ubiegły tydzień Wąsewo żyło tym co wydarzyło się w tamtejszym gimnazjum. Wiele osób znalazło już przyczynę i jednocześnie winnego - to młody ksiądz wikary. Który wyzwolił w uczennicach demona.

Psycholog: tajemnica zawodowa

Pytanie tylko: jakiego? Czy tego prawdziwego - szatana, diabła? Zło osobowe mogące nękać i opętać człowieka? Nie znamy oficjalnego stanowiska kurii biskupiej, której przedstawiciel badał, czy mamy w tym przypadku do czynienia z ingerencją Złego. Nikt inny - poza egzorcystą - nie ma kompetencji, żeby odpowiedzieć twierdząco. A może to nie On? Może nie Zły? Może młody ksiądz wikary tak wpłynął na młode gimnazjalistki, że ich krucha i nieukształtowana psychika zareagowała atakami histerii? Ku takiej intepretacji skłania się psycholog Iwona Stachowiak, która przez cały ubiegły tydzień pracowała w Wąsewie.

- Poszczególne nietypowe zachowania łączy silne przeżywanie emocji oraz trudności z ich ekspresją. Nie można ich jednak ujednolicać - pojawiły się też takie, które wynikały z panującej atmosfery oraz wynikłe z lęku, jaki wpłynął na specyficzną percepcję otoczenia. Szczegółowego wyjaśnienia mechanizmu powstałych zachowań strzeże tajemnica zawodowa wiążąca psychologa - komentuje Iwona Stachowiak. - Głównym zadaniem psychologa na terenie szkoły było łagodzenie zaistniałych napięć. Zmniejszono poziom niepokoju i lęku, w koniecznych przypadkach rozpoczęto pracę nad konstruktywnymi sposobami radzenia sobie z długotrwałym stresem.

Niech się modlą

Próbując zrozumieć, co tak naprawdę stało się w Wąsewie, zapukałem do drzwi domu Weroniki. Tej, od której wszystko miało się zacząć. Tej, w której ponoć młody ksiądz wikary zobaczył Szatana.
- Nie chcę o tym rozmawiać. To nasze osobiste przeżycie - odpowiada mi matka Weroniki i zagradza wstęp do domu.
- Ale już wszyscy o tym mówią. To dotknęło także pani córkę. Wszyscy się boją.
- Niech się nie boją. Niech się modlą! Do widzenia - żegna się i zamyka drzwi…

PS. Imiona uczennic zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki