Iza, samotna matka. Kobieta po przejściach. Myślała, że wszystko, co złe ma już za sobą. Okazuje się, że równie niszcząca jak rodzinna patologia jest bezsilność wobec urzędniczej machiny i niepewność jutra.
"Zwracam się do Pani, bo nie wiem już co mam robić - napisała do redakcji. - Jestem matką samotnie wychowującą dwoje dzieci. W listopadzie 2011 roku odeszłam od męża, ponieważ mąż nadużywał alkoholu co wiązało się z ciągłymi awanturami, wyzwiskami szarpaniem i biciem, do tego wszystkiego doszła zdrada. Wielokrotnie była u nas policja została założona niebieska karta."
W małżeństwie wytrwała sześć lat. Dobrze było tylko przez chwilę.
- Gdy córka miała dwa lata odeszłam od męża - mówi. - Wynajęłam mieszkanie. Wróciłam po pół roku. Chciałam dać nam jeszcze jedną szansę.
Ale to było niemożliwe, bo ślubny wciąż pił, bił i chodził na boki. W grudniu 2011 roku kobieta trafiła do Ośrodka dla Ofiar Przemocy w Rodzinie w Warszawie. Bo, po pierwsze, nie miała gdzie się podziać. Po drugie, potrzebowała wsparcia psychicznego i fachowej opieki - dla siebie i dla zrujnowanych emocjonalnie dzieci.
Dzięki faktycznej pomocy psychologów i prawników z Ośrodka, pod koniec stycznia 2012 roku otrzymała rozwód, z orzeczeniem winy byłego męża.
Od tamtego czasu zaczęła starać się o przydział mieszkania socjalnego w rodzinnym Makowie Mazowieckim, by mieć dokąd wrócić z Ośrodka.
- Ale, kiedy byłam w Ośrodku słyszałam tylko od urzędników: "ma pani teraz dach nad głową to nie ma takiego pośpiechu" - wspomina. - W Ośrodku przebywałam z dziećmi pięć miesięcy i w tym czasie cały czas starałam się o mieszkanie w swojej miejscowości, ale bez skutku.
Kiedy zbliżał się koniec pobytu w warszawskim Ośrodku, kierowniczka MOPS w Makowie Mazowieckim złożyła pisemną deklarację, że pomoże rodzinie Izy pozyskać mieszkanie z zasobów socjalnych miasta lub znaleźć mieszkanie do wynajęcia.
- Wiedziałam jednak, że z mieszkaniem socjalnym mogą być kłopoty, dlatego pomogłyśmy jej szukać mieszkania do wynajęcia - mówi Barbara Brzostek.
Pracownice ośrodka bardzo pozytywnie mówią o Izie.
- Pomagamy jej, jak możemy, bo naprawdę na to zasługuje - zapewnia Barbara Brzostek. - Przede wszystkim tym, że odważyła się pójść do domu ofiar przemocy, że chce w swoim życiu coś zmienić, zadbać o lepszy los dla dzieci. I czerpiąc z własnych, bardzo ciężkich doświadczeń, chce pomagać innym. Takich ludzi trzeba wspierać. Po ludzku to mieszkanie jej się naprawdę należy.
Iza z dziećmi po opuszczeniu Ośrodka w kwietniu ubiegłego roku zamieszkała w trzydzies-tosześciometrowym mieszkaniu na ul. Kopernika. Płaci 700 złotych czynszu plus za światło i wodę. Razem 900 złotych. Dostaje 1000 złotych alimentów dla Wiktorii i Wiktorka, 154 złote zasiłku rodzinnego, 100-150 złotych zasiłku celowego na leki i żywność dla dzieci. Ledwie wiąże koniec z końcem.
- Jak żyć? - pyta. - Do pracy na razie nie mogę pójść, bo Wiktorek za mały jest. Kiedy dorośnie do przedszkola będę szukała pracy. Ale na razie najważniejsze dla nas jest mieszkanie.
- Na pewno będziemy raz jeszcze rozpatrywali sytuację tej rodziny - zapewnia wiceburmistrz. - Burmistrz w szczególnych przypadkach może przydzielić lokal nawet poza listą. Pod warunkiem, że będziemy te mieszkania mieli.
Zarówno wiceburmistrz, jak burmistrz Jankowski zapewniają z nadzieją, że sprawa rodziny Izy nie jest jeszcze zamknięta. Mając świadomość, że kwestie mieszkaniowe to najbardziej newralgiczne problemy w mieście, mamy jednak też nadzieję na ludzką empatię i poczucie sprawiedliwości w urzędzie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?