Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Talkowski, były radny powiatowy: Policja mnie pobiła

Redakcja
Władysław Talkowski
Władysław Talkowski
Władysław Talkowski został rzucony w błoto, obezwładniony gazem i skuty. Według policjantów miał być agresywny, podobnie jak broniąca go rodzina.

Na filmach z monitoringu i nagranych przez rodzinę mężczyzny widać jednak zupełnie co innego...

Władysław Talkowski to persona doskonale znana w gminie Łyse. Jako myśliwy, przedsiębiorca i były radny powiatowy. Wkrótce może się okazać, że Władysław Talkowski "dorobi się" jeszcze jednego epitetu - przestępca! I to nie byle jaki - został oskarżony o znieważenie policjantówi groźby pod ich adresem. Tak przynajmniej uznaje prokuratura.
- Stałem się ofiarą brutalnej napaści policjantów - uważa sam Talkowski. - Nie daruję tego - zapowiada.

Wydarzenia z nocy 24 kwietnia zeszłego roku relacjonuje nam sam Talkowski.

- Było po 22, kiedy zajechałem do swojego baru (tuż obok kościoła, przy głównej ulicy w Łysych - przyp. red.). Byłem tam kilkanaście minut, sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Kiedy wyszedłem z baru, wsiadłem do samochodu i zamierzałem jechać do domu. Spod baru skręciłem w lewo i pojechałem prosto do domu, mam do niego jakieś 800 metrów. Dodam, że po drodze jest sporo zakrętów. To ważne, bo jak się potem okazało, miałem być już wówczas ścigany przez policję. Nawet jak jechał za mną radiowóz z włączonym kogutem, to miałem prawo go nie widzieć - opowiada nam Władysław Talkowski. - I nie widziałem. Po chwili wjechałem na swoje podwórko, jak zawsze zatrzymałem samochód pod samym domem. Wtedy dopiero zauważyłem, że na podwórko wjeżdża za mną samochód z włączonymi światłami. Nawet nie widziałem, czy to policja, czy może pogotowie.

Przeczytaj także: Robert: Pobili mnie policjanci! Policja: Pałka użyta zgodnie z prawem. Zdjęcie +18

Talkowski miał wysiąść z auta i zamiast do domu (od miejsca, w którym zatrzymał auto, do bocznego wejścia do domu jest dosłownie kilka kroków, dwa, może trzy metry) skierował się w kierunku radiowozu.

- Chciałem zapytać co się stało - opowiada Talkowski. - Wtedy z radiowozu wyszło dwoje policjantów, mężczyzna i kobieta. Ten pierwszy od razu kopnął mnie w nogę, tak że się przewróciłem. Potem kobieta uderzyła mnie latarką w kark. Usiedli na mnie oboje i zaczęli wykręcać ręce. Kobieta biła mnie latarką po ręku, potem jeszcze psiknęła mnie gazem. Potraktowali mnie jak jakiegoś bandytę. Twierdzili, że uciekałem przed nimi. Gdzie tu sens?! - denerwuje się Talkowski. - Jakbym miał uciekać, to przecież nie jechałbym do domu i nie parkował pod samymi drzwiami. Poza tym jakbym chciał uciec, to od samochodu do drzwi miałem dwa kroki. To niby najpierw uciekałem, a potem zatrzymałem się pod domem i rzuciłem na nich? - pyta.

Zupełnie inaczej sprawę widzą policjanci. Według sporządzonej przez nich zaraz po zdarzeniu notatki powodem próby zatrzymania Talkowskiego wyjeżdżającego spod swojego baru był brak włączonych świateł mijania. Policjanci mieli pojechać za samochodem i dawać mu znaki - dźwiękowe i świetlne - do zatrzymania. Kierowca nie tylko nie zatrzymał się, ale przyspieszył. Policjanci podjęli pościg, by po krótkim czasie zauważyć, że pojazd wjeżdża na posesję. Wtedy Talkowski miał wyjść z auta i skierować się w stronę policjantów wykrzykując: "Wypier... kur...!".

Oboje policjanci zeznali potem w prokuraturze, że "[tu nazwisko policjanta], wobec stawianego przez Władysława Talkowskiego oporu, obalił go poprzez podcięcie nogi. Nadto został wobec zatrzymanego stosowany gaz łzawiący, ponieważ zastosowana siła fizyczna nie była wystarczająca a Władysław Talkowski nie pozwalał skuć się kajdankami. Policjantów szarpały za mundury także osoby, które wybiegły z budynków znajdujących się na posesji". To cytat z decyzji prokuratury w Przasnyszu umarzającej - wsczęte na wniosek Talkowskiego - śledztwo w sprawie przekroczenia przez funkcjonariuszy policji uprawnień polegającego na niezasadnym zastosowaniu siły fizycznej, niezasadnego jego zatrzymania oraz spowodowania u niego obrażeń ciała. Decyzja ta została potem uchylona przez sąd.

Polecamy: Pobili go policjanci. Policja: zachowywał się agresywnie i stawiał opór

Tymczasem warto wrócić do początku całego wydarzenia, czyli próby zatrzymania Talkowskiego przez patrol ostrołęckiej drogówki. Według Talkowskiego to ważne, bo...

- Od samego początku widać, jak policja kręci i mówi nieprawdę! - przekonuje.

Rzeczywiście, sporo tu nieścisłości. W policyjnej notatce sporządzonej przez funkcjonariuszy zaraz po zdarzeniu napisali oni, że powodem podjęcia próby zatrzymania auta, było to, że wyjeżdżało ono spod baru bez włączonych świateł mijania. Ten sam policjant, który sporządzał notatkę, w prokuraturze zeznawał już jednak "nieco inaczej" a mianowicie, że pojazd "miał jakieś światła, ale w mojej ocenie nie były to światła mijania". Prokuratura - w cytowanym już uzasadnieniu - ujęła to w taki sposób: "świadkowie ci (czyli policjanci - przyp. red.) wskazywali, że samochód miał włączone światła, jednakże z uwagi na intensywność ich świecenia, policjanci założyli, że są to albo światła postojowe, albo źle ustawione światła mijania".

Władysław Talkowski przekazał nam film z monitoringu z jego baru, na którym doskonale widać całą sytuację. Nagranie te przekazał też organom ścigania. Na filmie widać jak policyjny radiowóz podjeżdża pod wyjazd z baru, po czym zatrzymuje się i cofa. Policjanci mogli wówczas zauważyć auto Talkowskiego. Po chwili spod baru z - co doskonale widać na filmie - włączonymi światłami i kierunkowskazem - wyjeżdża auto Talkowskiego. Zatrzymuje się, żeby przepuścić radiowóz i skręca w lewo, w kierunku domu. Wydawałoby się logiczne, że - jeśli policjanci zauważyli w tym momencie coś podejrzanego, a nawet wcześniej, na co wskazuje zatrzymanie i cofnięcie radiowozu - raczej zatrzymaliby auto jeszcze przed wyjechaniem Talkowskiego na główną drogę. Tak się jednak nie dzieje. Talkowski odjeżdża w kierunku domu, na filmie widać zaś, że radiowóz zawraca na placyku przy kościele, by po jakichś ośmiu sekundach znów być pod barem i jechać za Talkowskim. W tym momencie radiowóz nie ma włączonego "koguta".

Więcej tylko w papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki