Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze nie przyjechali, bo człowiek już nie żył

possowski
Pogotowie odmówiło przyjazdu, bo nie miało lekarza. Lekarz rodzinny też... bo do zmarłego pacjenta było za daleko. Dom pogrzebowy ciała zabrać nie chciał, bo rodzina nie miała aktu zgonu

Nie mówię już o żyjącym, bo człowiek jakoś sobie z tym wszystkim poradzi, ale jaki jest w Polsce szacunek dla zmarłego? Nie wiem, w Polsce, czy może tylko w Wyszkowie? - pyta przez łzy Teresa Urbanowska, mieszkanka Trzcianki. Jej ciężko chory brat zmarł w domu. Kobieta przez trzy godziny nie mogła doprosić się przyjazdu lekarza, który stwierdziłby zgon brata i wystawił stosowny dokument. Pomocy kobiecie odmówiło i pogotowie ratunkowe, i lekarz rodzinny. Jak się okazuje i jedni, i drudzy mieli do tego prawo.

Brat Teresy Urbanowskiej, 56-letni Jan Kozon, od półtora roku chorował na nowotwór. Był kawalerem, mieszkał sam w domu w Leszczydole Podwielątki. Pod koniec stycznia stan pana Jana zaczął się pogarszać. Mężczyzna trafił do wyszkowskiego szpitala.

- Było z nim coraz gorzej. Po wypisie z oddziału wytrzymał w domu zaledwie dwa dni i znów wrócił do szpitala. W poniedziałek, 30 stycznia, został wypisany ponownie do domu. Wiedziałam, że brat sam nie da sobie rady. Był już za słaby, a dom miał nieogrzany. Nie chciał trafić do hospicjum. Chciałam brata dochować, dlatego zabraliśmy go z mężem do siebie - opowiada pani Teresa, która mieszka w Trzciance, oddalonej od Wyszkowa o około 15 km, a od Leszczydołu Podwielątki - 20 km.

Czułam, że to koniec
Od rana w środę, 1 lutego, brat pani Teresy czuł się coraz gorzej.

- Brat już mówił od rzeczy. To był przecież rak złośliwy. Spodziewałam się najgorszego. Czułam, że to koniec - mówi Urbanowska.

- Jak on się mordował… - wspomina przez łzy. - Stanęłam naprzeciwko obrazu, który wisiał nad łóżkiem brata, i prosiłam Boga, by mu cierpienie skrócił.

Jan Kozon zmarł o godz. 12.10.

- Obmyłam brata i nakryłam go. Poszłam dzwonić po lekarza, aby przyjechał wystawić kartę zgonu - opowiada Teresa Urbanowska.

Nawet nie wiedziała wówczas, że to początek jej biurokratycznej gehenny.

Trupa nie przywiozę
Najpierw pani Teresa zadzwoniła do pogotowia ratunkowego w Wyszkowie.

- Powiedzieli mi, że nie przyjadą, bo nie mają lekarza i że kartę zgonu powinien wystawić lekarz rodzinny, więc zadzwoniłam do doktora Bogdana Kowalczyka. Ten także odmówił przyjazdu. Powiedział, że to za daleko. Jeszcze na mnie nakrzyczał, że to tyle kilometrów! "Jakby mój pacjent zmarł w Warszawie, to też bym miał jechać?" - pytał - relacjonuje kobieta.

- Trupa do pana nie przywiozę - odparła tylko lekarzowi.

Urbanowska zadzwoniła ponownie na numer pogotowia ratunkowego i ponownie spotkała się z odmową przyjazdu lekarza. Zadzwoniła więc na policję. W komendzie powiatowej w Wyszkowie obiecano jej pomoc.

- Wzięli ode mnie numer do lekarza rodzinnego brata, ale nie mogli się do niego dodzwonić. Poradzili skontaktować się z Narodowym Funduszem Zdrowia w Warszawie - mówi pani Teresa.

Wykręciła więc numer do Funduszu, a tam kazano jej dzwonić do lekarza, który wypisywał brata ze szpitala, czyli tego, który go ostatnio leczył. Kolejny telefon pani Teresa wykonała zatem na oddział chirurgii, gdzie była kilkukrotnie przełączana i odsyłana do kolejnych lekarzy.

- Każdemu musiałam wszystko od początku tłumaczyć - mówi zapłakana kobieta. Odesłana do lekarza rodzinnego, po kolejnej nieudanej próbie skontaktowania się z nim, ponownie zwróciła się do policji.

W tym czasie z pomocą rodzinie Urbanowskich chciał przyjść sąsiad, Andrzej Borkowski.

- Dowiedziałem się w sklepie, że spotkało ich takie nieszczęście i nikt im nie chce pomóc. Pan Urbanowski nawet nie miał już siły się skarżyć. Dlatego wziąłem za telefon i sam zadzwoniłem na pogotowie - relacjonuje pan Andrzej.

Dyspozytorce pogotowia powiedział, że prosi o karetkę do człowieka, który zasłabł, podając adres w Trzciance.

Wiemy, że nie żyje
- Dyspozytorka powiedziała mi: - "Pan kłamie, pan nas niepotrzebnie wzywa. My wiemy, że on od trzech godzin nie żyje". Wtedy strasznie się zdenerwowałem. Powiedziałem, że powiadomię wszystkie media, bo pogotowie wie, że od trzech godzin człowiek nie żyje i nic z tym nie robi - mówi pan Andrzej.

Nie wiadomo, czy to po interwencji policji, czy sąsiada, około godz. 15.00 w domu państwa Urbanowskich pojawiła się karetka z lekarzem pogotowia, który wystawił kartę informacyjną o zgonie pacjenta. Jako godzinę zgonu wpisał 15.10. Dopiero z tą kartą polecił pani Teresie zgłosić się do lekarza rodzinnego po kartę zgonu. Niedługo potem zakład pogrzebowy zabrał ciało pana Jana.

Pani Teresa czuje się podwójnie dotknięta tragedią. Nie dość, że straciła brata, to jeszcze spotkała się z taką bezdusznością.

Humanitarność po godzinach
- Czy pogotowie miało prawo odmówić przyjazdu do zmarłego? - zapytaliśmy dyrektor wyszkowskiego szpitala.

- Tak, pogotowie miało prawo odmówić. Wystawienie karty zgonu to obowiązek lekarza podstawowej opieki zdrowotnej - mówi Cecylia Domżała, dyr wyszkowskiego szpitala. I wyjaśnia, że karetka nie ma obowiązku w dzień powszedni, w godzinach pracy lekarzy rodzinnych, wyjeżdżać do wezwań do osób zmarłych.

- Nasze pogotowie, owszem, jeździ do takich przypadków, ale w godzinach nocnych, w święta, w dni wolne, gdy nie pracują lekarze rodzinni. W przeciwnym razie nie powinno tego robić i robić nie będzie. Jeśli w tym przypadku przyjechało po kilku godzinach, to tylko z dobrej woli. Ktoś wykazał się dużą humanitarnością i pojechał do tego pacjenta, aczkolwiek w tym przypadku nie powinien - stwierdza kategorycznie Domżała.

Przed zarzutami broni się dr Bogdan Kowalczyk, lekarz rodzinny zmarłego Jana Kozona, i zrzuca odpowiedzialność na… lekarza pogotowia ratunkowego.

- Pacjent nie był w swoim miejscu zamieszkania, był bardzo daleko od domu. Czynności zajęłyby mi ze dwie godziny. Nie byłem w stanie pojechać. To lekarz pogotowia stwierdza zgon - mówi dr Kowalczyk.
Jak twierdzi, miał prawo odmówić wyjazdu w tym przypadku.

- Nie mam takiego obowiązku. Gdy pacjent wyjeżdża gdzieś daleko i umiera, nie mam obowiązku tam jechać. Moim obowiązkiem jest leczyć pacjentów i wystawić kartę zgonu i to dzisiaj zrobiłem - dodaje dr Kowalczyk.

Rzeczywiście, następnego dnia po śmierci brata, pani Urbanowska pojawiła się u dr Kowalczyka z kartą informacyjną wystawioną przez lekarza pogotowia. Na tej podstawie lekarz rodzinny wystawił jej kartę zgonu.

Dyrektor szpitala nie zgadza się ze słowami dr Kowalczyka, że to lekarz pogotowia stwierdza zgon pacjenta.

- Pogotowie nie jest do tego zobligowane. Przyjmuje wezwanie i wyjeżdża m.in. do pacjentów, których stan się pogarsza, ale w przypadku zgonu, do wystawienia karty zgonu uprawnienia ma lekarz rodzinny - mówi Cecylia Domżała.

- Może gdyby to był inny okres, mniejszy nawał pacjentów, to pojechałbym, bo to ludzka sprawa, ale miałem kolejkę pacjentów, a wyjazd był kilkugodzinny. To odpada - przyznaje Kowalczyk.

Administracja, nie leczenie
W NFZ nikt nie czuje się odpowiedzialny za pomoc w takiej sytuacji.

- Te sprawy reguluje rozporządzenie ministra zdrowia z 1961 roku. Wystawienie karty zgonu to decyzja administracyjna, nie związana ze świadczeniem zdrowotnym, za które my odpowiadamy. Jednak z moich informacji wynika, że lekarz rodzinny miał prawo odmówić przyjazdu - mówi Wanda Pawłowicz, rzecznik NFZ w Warszawie.

Rozporządzenie, o którym mówi, stanowi, że wystawienie karty zgonu jest obowiązkiem lekarza, który ostatni - w okresie 30 dni przed dniem zgonu - udzielał choremu świadczeń lekarskich (czyli lekarz rodzinny w godzinach swojej pracy lub lekarz wyjazdowej pomocy lekarskiej działającej jako POZ, pełniący za lekarza dyżur w nocy, soboty, niedziele i święta). Odmowa przyjazdu może nastąpić w przypadku, gdy lekarz POZ zamieszkuje w odległości większej niż 4 km od miejsca, w którym znajdują się zwłoki, albo gdy z powodu choroby lub z innych uzasadnionych przyczyn nie może dokonać oględzin zwłok w ciągu 12 godzin od chwili wezwania…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki