Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężka dola żyranta

Jarosław Sender
Emeryt z Małkini spłaca pożyczkę za niesolidnego bezrobotnego

Gdyby można było cofnąć czas, nie popełniłby znowu tego błędu. To było osiem lat temu. Do mieszkania Edwarda Tymińskiego, emeryta, przyszła Danuta K.

- Trochę ją znam, ale to bardziej znajoma mojej żony - wspomina. - Przyszła, żebym podżyrował pożyczkę dla jej syna, który chce podjąć jakąś działalność gospodarczą. Zrobiłem to.

Niczego nie podejrzewał

Tymiński był jednym z trojga żyrantów, ale jako jedyny nie jest spokrewniony z Rafałem K. Młody bezrobotny postanowił uruchomić w Małkini działalność gospodarczą związaną z komputerami. Edward Tymiński nie potrafi nawet powiedzieć, co konkretnie miał z nimi robić.

- Nazwoził ze śmietników różnych starych komputerów do domu, żeby mieć dla urzędu pracy argument, że poważnie myśli o nowej działalności - mówi Tymiński. - Potem się okazało, że to było po to, aby stwarzać pozory.

Wtedy jednak pan Edward tak nie myślał. Niczego nie podejrzewał, kiedy we wrześniu 2003 roku z pozostałymi żyrantami: ojcem i babką pożyczkodawcy pojechał do Powiatowego Urzędu Pracy w Ostrowi podpisać umowę pożyczki. Chodziło o 20 tys. zł z Funduszu Pracy na podjęcie działalności gospodarczej. W umowie napisano, że chodzi o "produkcję i handel urządzeń elektronicznych szerokiego zastosowania".

Wszedł na emeryturę

Gdyby Rafał K. uruchomił zaplanowaną działalność i prowadziłby ją co najmniej przez dwa lata, to pewnie spłaciłby połowę pożyczki, drugą połowę by mu umorzono i prawdopodobnie Edward Tymiński dawno by już zapomniał o tym, że był żyrantem. Stało się jednak inaczej. Rafał K. zdołał tylko zarejestrować działalność i uzyskać REGON, a z 40 rat spłacił tylko dwie, czyli 1000 zł.

Kilka lat później, w 2006 roku, Tymiński dostał pismo od komornika, w którym poinformowano go, że wespół z pozostałymi żyrantami ma spłacić pożyczkę. Teraz było to już ponad 30 tys. zł, bo doszły różne koszty, łącznie z kosztami komorniczymi.

- Ten chłopak, za którego płacę, mieszka chyba w budynku socjalnym w Orle - mówi Edward Tymiński. - W ogóle go nie widuję, od tamtej pory z nim nie rozmawiałem.

Skończyło się na zajęciu przez komornika części emerytury. Komornik regularnie - od grudnia 2007 roku - potrąca czwartą jej część. Ostatnio było to 420 zł miesięcznie.

- Z moich wyliczeń wynika, że będę jeszcze płacił do końca tego roku - mówi Edward Tymiński.

Kto czego nie dopatrzył

- Od ponad trzech lat muszę żyć bardzo oszczędnie i nie mogę wziąć żadnej pożyczki - mówi Edward Tymiński.

Poza tym dostrzega w całej tej sprawie dużo niejasności, z którymi podzielił się niedawno z dyrektorką Powiatowego Urzędu Pracy i zainteresował nimi także naszą redakcję.

- Przede wszystkim urząd pracy nie powinien temu człowiekowi dawać pożyczki - twierdzi Edward Tymiński. - Teraz już wiem, że on nie spełniał warunków. Chciał prowadzić tę swoją działalność w mieszkaniu na czwartym piętrze, w którym mieszkał z liczną rodziną. Nie wiadomo jednak, czy zgodę na to wyraziłaby spółdzielnia. Ponadto moim zdaniem nikt nie sprawdzał, czy on jest w stanie tę działalność rozpocząć. To tak, jakby z góry było wiadomo, że te pieniądze zostaną wyłudzone, a żyranci będą musieli je spłacać.

- Umowa w sprawie tej pożyczki na rozpoczęcie działalności gospodarczej zawarta została w 2003 roku, kiedy jeszcze nie byłam dyrektorem - mówi Barbara Grabowska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Ostrowi Mazowieckiej. - Pożyczkobiorca spełnił wszystkie warunki i pożyczkę otrzymał. Zawsze jest tak, że to pożyczkobiorca wskazuje żyrantów, którzy podpisując umowę poręczenia powinni mieć świadomość, co podpisują. Oni są zabezpieczeniem pożyczki, bo z reguły bezrobotny pożyczkobiorca nie ma dochodów ani majątku. W tym przypadku zobowiązali się do solidarnego spłacenia całości pożyczki, co oznacza, że nawet gdyby pożyczkobiorca oraz dwóch żyrantów nie byli w stanie jej spłacić, musi to zrobić trzeci żyrant. Sprawa wyłudzenia była już badana przez prokuratora, śledztwo zostało umorzone.

Ugoda nade wszystko

Zanim Powiatowy Urząd Pracy skierował sprawę do sądu, w czerwcu 2004 roku umowa w sprawie przyznania pożyczki została rozwiązana z powodu jej niespłacenia. Potem zarówno pożyczkobiorca, jak i jego ojciec - żyrant, złożyli wniosek o rozłożenie niespłaconej pożyczki na raty. Tak się stało, ale nie zapłacili ani jednej raty.

Jak poinformowano nas w PUP, potem jeszcze wiele razy żyranci otrzymywali wezwania, ale na nie reagowali.

- Zawsze dążę do ugody i tak też było w tym przypadku - zapewnia dyrektor Grabowska.

Edward Tymiński uważa jednak, że urząd pracy działa na jego szkodę.

- Już po wyroku sądu we wniosku egzekucyjnym do komornika Rafał K. nie został wskazany jako dłużnik! - Edward Tymiński nie może do dziś w to uwierzyć. - Urząd pracy jako dłużników wskazał tylko żyrantów. A przecież to Rafał K. brał pożyczkę, a nie my.

"Komornik działa zgodnie z żądaniem wierzyciela (czyli Powiatowego Urzędu Pracy - przyp. mb). Nie ma prawa wszcząć egzekucji wobec innych osób, nawet jeśli te osoby są głównym dłużnikiem, jeśli wierzyciel tego nie żąda" - tak w odpowiedzi na pismo Tymińskiego informuje sędzia Wanda Krze¬szowska- Bartosik - prezes Sądu Rejonowego w Ostrowi Mazowieckiej.

Nieskuteczna egzekucja

A przecież w nakazie zapłaty wydanym przez sąd w trybie nakazowym 11 września 2006 roku Rafała K. wymieniono na pierwszym miejscu, a troje żyrantów w dalszej kolejności. Sąd nakazuje im wszystkim, "aby zapłacili solidarnie (…) 19.000 zł wraz z odsetkami".

- Nazwisko Rafała K. jest w tym nakazie, ale komornik jego nie ściga - mówi Edward Tymiński.

Jak wyjaśnia dyrektor Barbara Grabowska z Powiatowego Urzędu Pracy w odpowiedzi na pismo Edwarda Tymińskiego - prośbę o zawieszenie egzekucji komorniczej z 6 września 2009 roku, "działań egzekucyjnych nie podjęto w stosunku do Rafała K. z uwagi na brak majątku, z którego można byłoby przeprowadzić egzekucję oraz brak informacji o ewentualnych źródłach dochodów".

- Wierzyciel wskazuje komornikowi nie tylko, od kogo trzeba egzekwować należności, ale także z jakich źródeł - tłumaczy nam dyrektor Grabowska. - Nie podaliśmy pożyczkobiorcy we wniosku do komornika, ponieważ nie ma on dochodów, bo nie pracuje, nie ma też żadnego majątku. Egzekucja byłaby więc bezskuteczna, a urząd poniósłby dodatkowe koszty, w rezultacie obciążające poręczycieli.

To wyjaśnienie nie przekonuje jednak Edwarda Tymińskiego, bo to przecież komornik powinien ściągać należności, a nawet nie dostał wniosku w tej sprawie. Wychodzi na to, że to PUP wie lepiej, co ma Rafał K.

Kara dla niewinnych

Jest jeszcze jeden wątek tej sprawy. W lipcu 2009 roku jedna z trojga żyrantów, babka Rafała K., złożyła zawiadomienie w prokuraturze zarzucając wnuczkowi, że wyłudził pożyczkę na podjęcie działalności gospodarczej, bo od początku nie miał zamiaru jej uruchomić. Umorzono jednak śledztwo, bo zabrakło danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.

Jak wynika z przesłuchania Rafała K., interes nie wyszedł, choć zakupił już sprzęt komputerowy i inne urządzenia. Głównym powodem było nie płacenie czynszu przez rodziców i aby uchronić się przed eksmisją z mieszkania, musiał zapłacić zaległości czynszowe i użył do tego pieniędzy z pożyczki. Ponadto kolega, który miał mu pomóc w interesie, wycofał się. O dobrej woli pożyczkobiorcy ma także świadczyć fakt, że wpłacił dwa razy po 500 zł na konto zaciągniętej pożyczki. Przesłuchiwany przez policję stwierdził, że zwróci poręczycielom pieniądze, jeśli tylko będzie je miał.

- To jakiś absurd, że sprawa wobec dłużnika została umorzona, nie musi nic spłacać, a obciąża się żyrantów - denerwuje się Edward Tymiński. - Cała wina moim zdaniem leży po stronie Powiatowego Urzędu Pracy, który powinien zwrócić mi te pieniądze, które zabrał mi komornik.

- Nie popełniliśmy w tej sprawie żadnych błędów - zapewnia dyrektor Barbara Grabowska. - Moją rolą jest, aby odzyskać publiczne pieniądze, a mogę to robić w tym przypadku tylko w oparciu o prawomocny wyrok sądu, którym dysponuję. Warto jednak wiedzieć, że takich przypadków jest naprawdę niewiele. Gdy jednak dojdzie do takiej sytuacji, zawsze dążymy do ugody. W tym przypadku też zrobiliśmy wszystko, aby nie dopuścić do egzekucji komorniczej. Gdyby żyranci zaczęli spłacać wcześniej te należności, bez pośrednictwa komornika, kwota byłaby wyraźnie niższa. Niestety, żyranci nie zareagowali. Ta historia powinna być przestrogą. Zawsze warto zdawać sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje złożenia podpisu na umowie poręczenia.

Może iść do sądu

Pan Edward w ubiegłym roku doznał udaru mózgu. Wyszedł z tego, choć nie bez szwanku. Twierdzi, że do jego choroby przyczyniła się trudna sytuacja z pożyczką. Do tej pory na konto PUP Edward Tymiński wpłacił ponad 13 tys. zł (nie licząc kosztów komornika), czyli ponad połowę kwoty, którą udało się ściągnąć od żyrantów. To niewspółmiernie dużo. Zgodnie z kodeksem cywilnym, może teraz wystąpić do sądu o odzyskanie od Rafała K. i pozostałych żyrantów części kwoty i jest niemal pewne, że sąd uwzględni jego żądania. Nie wiadomo jednak, czy komornik poradzi sobie ze ściągnięciem tych pieniędzy.

PS. Od 2004 roku nie ma już pożyczek na rozpoczęcie działalności gospodarczej, tylko dotacje. Do uzyskania 19 tys. zł trzeba dwóch żyrantów, a do umorzenia dotacji wystarczy prowadzić działalność przez rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki