Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracowałam w sex telefonie

Jarosław Sender
W niczym Gośka nie przypomina atrakcyjnych dziewczyn z reklam seks linii. Z lekką nadwagą, kucykiem ciemnych włosów. Niebrzydka, sympatyczna, ale na pewno nie symbol seksu. Dziewczyna z niedużej wsi, która po maturze długo szukała pracy, by opłacić studia i utrzymać się w dużym mieście.

Nigdy nie zrobiłam niczego poza rozmową. Zresztą ja w tych sprawach w ogóle nie jestem zbyt doświadczona. No i miałyśmy rygorystyczny zakaz umawiania się z tymi facetami, którzy do nas dzwonili. To było tylko gadanie, miałam dużo zapisane na kartce, trzeba było rozmawiać jak najdłużej. Nasze zarobki były uzależnione od tego, na jak długą rozmowę udało się namówić klienta. Ja nie byłam rekordzistką, średnio zarabiałam dwa, dwa i pół tysiąca złotych - mówi Małgosia. Zrezygnowała z pracy w seks linii, jak tylko znalazła lepszą pracę. Dzięki pomocy koleżanki ze studiów, załapała się do pracy w sekretariacie firmy zajmującej się rachunkowością.

- Ale gdyby nie rok w tamtej firmie, nie utrzymałabym się w Warszawie i mogłabym zapomnieć o studiach. Siedziałabym na wsi, jeździła do pośredniaka i czekała, że jakaś pani z urzędu gminy przejdzie na emeryturę, żeby się miejsce pracy zwolniło. Gośka w swojej wsi uchodzi za tą, której się powiodło. Przyjeżdża do rodziców na weekend, coraz to w nowym płaszczu, z prezentami dla młodszego rodzeństwa.

Na obietnicach się kończyło

Rodzice wychowali ich siedmioro, ot - zwykła, rolnicza rodzina. Gosia jest najmłodsza z dziewczynek. Odkąd pamięta, donaszała ubrania i buty po starszych siostrach. Zawsze na gwiazdkę marzyła o jakimś nowym ciuszku, tylko dla niej.

- Rodzice ciężko pracują. Tata oprócz gospodarstwa, pracuje jeszcze jako magazynier, ale i tak zawsze żyło się od pierwszego do pierwszego, od zapłaty za mleko do zapłaty za mleko. Kiedy jeszcze żyli dziadkowie, bardzo nam pomagali. Nikt w domu nigdy nie był głodny, ale też wiadomo było, że na luksusy nas nie stać. Wiedziałam, że jak po maturze będę chciała iść na studia, będę musiała na nie sama zarobić. I to jest zamknięte koło, żeby iść na studia dzienne, trzeba mieć z czego się utrzymać, ale nie da się na to samemu zapracować. A żeby móc zapracować na studia, muszą być zaoczne albo wieczorowe, a one kosztują sporo. Beznadziejna sytuacja - wzdycha Małgosia. Ona zawsze chciała zajmować się rachunkami. Stąd to liceum ekonomiczne.

- Wybrałam zaoczne studia - finanse i rachunkowość. Wynajęłam pokój razem z koleżanką. I zaczęłam pilnie szukać pracy w Warszawie, bo za ten pokój zapłaciłam z góry całymi oszczędnościami. Rodzice wcisnęli mi w kieszeń, co mieli, ale to nawet na jeden semestr opłaty za studia było trochę za mało. Zaczepiłam się w sieciowej restauracji. Po miesiącu pracy okazało się, że na zapłacenie pokoju i skromne wyżywienie wystarczy, ale na studia już nie. No to załapałam się jeszcze do roznoszenia ulotek, ale to było sezonowe i też za grosze. Po pół roku miałam dość, biegania od pracy do pracy, szarpania się z tym wszystkim i jeszcze doszła sesja egzaminacyjna. Już myślałam, że zrezygnuję i wrócę do siebie na wieś, znajdę męża i będę dzieci rodzić, a w razie czego zostanę klientką opieki społecznej - opowiada Gośka. Ale jakimś cudem przebrnęła przez tę pierwszą sesję i wtedy już szkoda było rezygnować.

Trochę wstydliwa praca

Nosiła swoje CV od firmy do firmy, rozsyłała, gdzie się da, wszędzie obiecywali oddzwonić. Co z tego, że miła, sympatyczna i nieźle zdała maturę, skoro nic konkretnego jeszcze robić nie umie i doświadczenia nie ma. Licencja¬tów, a nawet magistrów wielu tak się błąkało, a co dopiero studentka pierwszego roku.

- Próbowałam znaleźć coś w jakimś sklepie, ale kiedy właściciel słyszał o studiach, nie chciał słuchać, bo to jest praca także w weekendy. A dziewczyny potem chcą się zwalniać i tylko kłopoty z nimi. Poza tym nie umiałam ani obsługiwać kasy fiskalnej, ani nawet na komputerze nie byłam biegła. Wszystkiego próbowałam się douczać. Ale żeby czegokolwiek się nauczyć, też trzeba mieć pieniądze i tak się koło zamyka. Ambicji mi nie brakowało, pieniędzy - bardzo - przyznaje Gosia.

Zaczęła pracę na noce w supermar¬kecie, przy rozładowywaniu towaru. Od jednej z kasjerek usłyszała, że można więcej zarabiać, tylko to "trochę wstydliwa" praca. Tak trafiła doseks linii.

- Szybko obliczyłam, że wreszcie bez kwalifikacji mogłabym zarobić tyle, żeby mi starczyło i na mieszkanie, i na studia. Miałam okropne opory, najważniejsze było dla mnie to, żebym rzeczywiście nie robiła tam nic, poza rozmową i żeby u mnie na wsi nikt się o tym nie dowiedział. Rodzice najpierw by mnie zabili, potem umarli ze wstydu - opowiada Małgosia. O samej pracy w seks linii mówi bardzo ostrożnie, niewiele.

Przytrzymać na linii

- W umowie miałyśmy zastrzeżone, że nie możemy opowiadać o kulisach tej pracy. Ja najpierw trafiłam do esemesów, dopiero potem na telefon. Dziewczyna, która tam najdłużej pracowała wyjaśniła mi, co i jak, co powinnam mówić, jak zachęcać do kontynuowania rozmowy. Od tego, jak długo trwała rozmowa zależały nasze zarobki. Spisywałam sobie różne rzeczy na kartkach, żebym mogła jak najdłużej zatrzymać telefonującego. To była taka gra aktorska, jakbym komuś czytała książkę, czy opowiadała film, tyle - mówi Gośka. Jej zdaniem całe to biuro wyglądało raczej jak biuro ogłoszeń. Żadnych super lasek, jak te na reklamach, zwykłe kobiety, na ogół nieatrakcyjne.

- Na początku to było upokarzające, opowiadać o takich intymnych rzeczach, ale potem po prostu wyłączałam myślenie, emocje. Intensywnie szukałam innej pracy, ale ta pozwalała mi się utrzymać i studiować. Nigdy moje obowiązki nie wykroczyły poza rozmowę telefoniczną, owszem, dyżury różnie się układały, czasem w święta, w weekendy, ale pensja wpływała zawsze terminowo. Jedyne, czego nie mogłam się pozbyć, to paniczny strach, że ktoś się dowie. A wiadomo, u nas taka praca znaczy to samo, co agencja towarzyska. Nigdy bym z siebie tego błota nie zdjęła. Rodzina wiedziała, że pracuję w telesprzedaży - opowiada Małgosia.

Kiedy tylko nadarzyła się okazja, zmieniła pracę. Na jej miejsce już była chętna. Rekrutacja w tej firmie trwała cały czas - jedne dziewczyny przychodziły, inne odchodziły.

Atrakcyjne i bez skrupułów

- Przez pewien czas pracowała ze mną mężatka, fajna babka, rozwiązywała nałogowo krzyżówki. W ciągu dnia pracowała jako sprzątaczka w firmach, dorabiała sobie w seks linii. Jej mąż nie wiedział, myślał, że nocami też sprząta. A ona po prostu już nie miała siły do fizycznej pracy. Chociaż sprzątała w rękawicach, ręce miała jak staruszka, zniszczone. Owszem, były też dziewczyny, które "wchodziły w ten biznes", przechodziły do pracy w agencjach, dorabiały jako dziewczyny na telefon. Ale to te atrakcyjne i bez skrupułów - mówi Gośka.

Wstydzi się tamtej pracy, ale też przyznaje, że dzięki niej dała sobie radę w Warszawie.

- Żeby zarobić tyle, aby wystarczyło do utrzymania, zapłacenia za studia - trzeba mieć przyzwoite zarobki, ale jak znaleźć taką pracę, gdy się nie ma znajomości ani kwalifikacji. Tam, gdzie mnie chcieli zatrudnić, zarabiałam tylko na czesne. I tak jadłam głównie topione serki i zupki z torebek. Za kurs rachunkowości trzeba było zapłacić. Za wszystko trzeba płacić, nawet za toaletę na dworcu - gorzko stwierdza Małgosia. Czy wybrała…

…drogę na skróty?

- Dla wielu pewnie tak i ktoś może powiedzieć, że jest tyle innych zajęć, że można godnie zarabiać, tylko łatwo jest moralizować, trudniej mieć z czego zapłacić rachunki. Nie zrobiłam niczego, czego bym się musiała wstydzić przed sobą, ale dla moich rodziców, gdyby się dowiedzieli, to byłby dramat. Oni by nie zrozumieli. Woleliby, żebym wróciła na wieś i biednie, to biednie, ale żyła po bożemu. A ja chcę coś w życiu osiągnąć, ale bez pomocy zamożnych rodziców to jest bardzo trudne, więc może nie zawsze wybieram tę najlepszą drogę, ale ona też prowadzi do dobrego celu. Gosia przyznaje, że wolałby ten życiowy epizod wymazać z pamięci. Ale o tej drodze na skróty, którą dziewczyny chodzą dziś coraz częściej, mówi więcej.

- Kiedy po raz pierwszy poszłam na zajęcia na studia, zobaczyłam, jak odstaję od tych dziewczyn. Miały modne bluzki, buty - ja sweterek z targu, w którym niemiłosiernie się pociłam i miałam wrażenie, że wszyscy czują jak mi śmierdzi spod pachy. Wstydziłam się swoich połamanych paznokci, znoszonej kurtki. To było inne, ale też upokorzenie. Dziewczyny wybierają drogę na skróty, bo nie chcą przeżywać takich upokorzeń. Też chcą być eleganckie, pachnieć dobrymi perfumami. Niektóre wybierają jeszcze większe skróty - znajdują sponsora, który im te wszystkie rzeczy kupuje i żyją z nim, na jego warunkach. Ja bym tej drogi nie wybrała, ale inne nie widzą w tym nic złego - mówi Małgosia.

Numer telefonu dawnej pracy usunęła z komórki. Wybrała temat pracy licencjackiej. Rodzice są z niej dumni. A młodsi bracia co weekend czekają, że przywiezie im coś fajnego. n

Aneta Kowalewska

PS. Imię bohaterki na jej prośbę zostało zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki