MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gminna wojna o wszystko

Jarosław Sender
Radny Andrzej Grzywna: "Wójt mnie niszczy". Wójt Antoni Cymbalak: "To radny mnie zwalcza wszelkimi metodami"

Zbliżają się wybory samorządowe. To oznacza, że będziemy częściej pisać o poczynaniach władz w terenie. Nie tylko o osiągnięciach, także o konfliktach. A tak otwartej wojny, jak w Andrzejewie, nie ma chyba w całym powiecie.

Andrzej Grzywna jest lekarzem weterynarii. Osiedlił się w Andrzejewie w 1978 roku, zaraz po studiach. W 1990 roku został radnym gminy w pierwszych wolnych wyborach, wcześniej - pod koniec lat 80. - był członkiem Gminnej Rady Narodowej.

- Samorządność leży mi na sercu - mówi. - Dlatego chciałbym pokazać, jak to jest, kiedy, bardziej niż inni, patrzy się wójtowi na ręce.

Z Antonim Cymbalakiem, obecnym wójtem gminy, los zetknął go bliżej w 1990 roku. Cymbalak wrócił wtedy z USA.

Na początku była zgoda

- A wójtem został wtedy człowiek bez wizji i kompetencji - wspomina Andrzej Grzywna. - Skupił się na zwalnianiu ludzi z pracy. Spontanicznie zorganizowała się około 20-osobowa grupa działająca na rzecz zmiany wójta w następnych wyborach. Znalazł się w niej Cymbalak.

W 1992 roku doszło w gminie do przedterminowych wyborów w związku z powstaniem po sąsiedzku gminy Szulborze Wielkie. Andrzej Grzywna znów został radnym i przewodniczącym Rady Gminy. Na jednej z pierwszych sesji wybrano nowego wójta (nie wybierano go wtedy w bezpośrednich wyborach - przyp. red.). Został nim Antoni Cymbalak, który żył wtedy z Grzywną w pełnej zgodzie.

Na początku lat 90. powstał plan prywatyzacji lecznic weterynaryjnych. Grzywna wchodził w skład komisji prywatyzacyjnej powołanej przez wojewodę łomżyńskiego. W 1993 roku Rada Gmina podjęła uchwałę o prywatyzacji gruntów lecznicy. Parcelę podzielono na siedem działek i lekarze weterynarii, w tym Grzywna, kupili je. Grzywna wraz z działką nabył budynek, w którym mieszkał. Gmina pozostawiła sobie tylko budynek lecznicy, który pracujący tam lekarze od tej pory dzierżawili.

- Z tą prywatyzacją nie było tak łatwo, bo zrobiono ją po raz pierwszy w gminie - wspomina Andrzej Grzywna. - Były protesty mieszkańców, którzy bali się, że nie będzie takiego, jak do tej pory, dostępu do usług weterynaryjnych.

- Byłem zwolennikiem sprzedaży Grzywnie budynku, bo uważam, że każdy powinien mieć dom - mówi wójt Cymbalak.

W 1994 roku Grzywna nie wziął udziału w kolejnych wyborach. W 1998 roku startował, ale nie został wybrany. Wybrano go w 2002 roku, a potem w 2006, w obu uzyskał najlepszy wynik w gminie. Pięć miesięcy po wyborach w 2002 roku, ze względu na to, że razem ze wspólnikiem dzierżawił od gminy lecznicę, radni pozbawili go mandatu.

Zaczęło się od płotu

Konflikt z Cymbalakiem zaczął się jednak już w 1997 roku.

- Wójt utrudnia mi życie kwestionując różne sprawy związane z moją posesją, ale to przecież on sprzedawał mi tę działkę - mówi radny Grzywna. - Zaczęło się w 1997 roku, kiedy postawiłem płot od strony drogi wewnętrznej. Urząd Gminy doniósł do nadzoru budowlanego, że zrobiłem to bez planu. Kontrola ustaliła, że wszystko jest zgodnie z planami, a na dodatek płot stoi o 12 cm za blisko domu. To oznacza, że gminna droga wewnętrzna zajmuje trochę mojej działki. I tak jest nadal.

- Nic nam o tym nie wiadomo, że płot z tej strony działki jest przesunięty - mówi Andrzej Molenda, sekretarz gminy, który zna tę sprawę. - Wiadomo nam jest natomiast, że od strony drogi powiatowej pan Grzywna wgrodził się w grunt gminny, i to sporo.

Umowa na dzierżawę pomieszczeń lecznicy przez Grzywnę i jego kolegę-wspólnika skończyła się w 2003 roku. Wójt nie wyraził zgody na jej przedłużenie.

- Na zasadzie "nie bo nie", bo wójt chciał zlikwidować działalność, którą prowadzimy - mówi Grzywna.

- Konkurencja w każdej dziedzinie jest niezbędna, ale pan Grzywna doskonale sobie radzi na rynku usług weterynaryjnych - mówi wójt Antoni Cymbalak. - Nie mam możliwości, żeby mu zabronić działać na tym polu. To on robi wiele, żeby nie wpuścić na rynek młodych lekarzy.

Biuro w budynku gospodarczym

Kiedy gmina nie wydzierżawiła mu pomieszczeń lecznicy, Andrzej Grzywna wynajął na biuro gabinetu pomieszczenia w Jasienicy, w piwnicy ośrodka zdrowia. A kiedy biuro urządzili w budynku gospodarczym wybudowanym przez kolegę-wspólnika, gmina złożyła skargę do nadzoru budowlanego, że budynek nie jest dostosowany do tego celu. Przenieśli się do domu, w pięć osób gnieździli się na 7,5 metrach kwadratowych. Po wielu miesiącach udało się jednak zmienić przeznaczenie części budynku gospodarczego i mogli już tam przenieść biuro bez obawy, że gmina znów na nich doniesie.

- Pan Grzywna naruszył wtedy przepisy, bo bez odpowiedniej zgody chciał prowadzić działalność weterynaryjną w budynkach gospodarczych - twierdzi wójt Antoni Cymbalak. - Przyzwoitość nakazywałaby panu Grzywnie stwierdzić, że wójt, mimo braku opłaty za wyłączenie z produkcji rolnej gruntu pod budynkiem na działalność gospodarczą, wydał decyzję o warunkach zabudowy bez zmiany sposobu użytkowania.

Bramę rozbiorę na wybory

- To był dopiero początek kłopotów z gminą - mówi Andrzej Grzywna. - Niebawem zarzucono mi, że od strony drogi wgrodziłem się w gminny grunt. Moją działkę od pasa drogowego oddziela bowiem pas gruntu gminnego, którego gmina nie chce mi sprzedać, a na którym wciąż rosną chwasty.

Gmina skierowała sprawę do sądu. Wielokrotnie działka była mierzona przez geodetów, aż w końcu sąd stwierdził, że faktycznie nowy płot wraz z bramą nie biegną po granicy, tylko kilkadziesiąt centymetrów dalej. Sąd próbował doprowadzić do ugody, polegającej na tym, że Grzywna zapłaci gminie odszkodowanie za utracony grunt. Do ugody jednak nie doszło i wszystko wskazuje na to, że płot z bramą będą przesunięte.

- Akurat na wybory będę bramę rozbierał, niech ludzie widzą, że wójtowi nie wolno podskakiwać - mówi z sarkazmem radny Grzywna.

- Fakty są takie, że po prostu pan Grzywna poszerzył swoją działkę - wyjaśnia sekretarz Andrzej Molenda. - Zrobił to bezprawnie, co sam potwierdził przed sądem, zatem musi ponieść konsekwencje.

To jeszcze nie wszystko. Gmina dopatrzyła się także, że jest coś nie tak na granicy działki Grzywny z terenem gimnazjum. Efektem kontroli była konieczność skrócenia dachu domu o 30 cm, bo tyle wystawał poza ogniomur, a nie powinien.

- Nic na to nie poradzimy, że pan Grzywna złamał prawo - mówi sekre¬tarz Andrzej Molenda. - Decyzję o rozbiórce dachu wydał inspektor nadzoru budowlanego, a nie gmina.

Gmina twierdzi też, że Andrzej Grzywna wpuszcza zawartość swego szamba do przydrożnego rowu. Dowodem mają być dwie rury, do których ekipa z gminy dokopała się na krańcach działki.

- To rury odwadniające piwnicę mojego domu - zapewnia Andrzej Grzywna. - Były tam w momencie kupna budynku. Nie mają nic wspólnego z szambem, wystarczy popatrzeć na wodę, jaka z nich wypływa. Gmina jednak regularnie mnie kontroluje, jakby nie było poważniejszych spraw. Kiedyś nawet wójt przywiózł tu starostę, żeby pokazać, w jaki sposób wpuszczam zawartość szamba do rowu…

- Bez wątpienia rury zostały zakopane znacznie później, kiedy pan Grzywna był już właścicielem działki - mówi Andrzej Molenda. - Nie wiemy, czy z rur wypływa tylko woda deszczowa, czy też zawartość szamba, bo żeby to stwierdzić, trzeba by sprawdzić, jak to wygląda pod ziemią. Niezależnie od tego pan Grzywna złamał prawo, bo na gminnym gruncie zakopał rury i nielegalnie coś nimi odprowadza do przydrożnego rowu.

Kto kogo niszczy?

Dokumenty wszystkich spraw Grzywna przechowuje w siedmiu grubych segregatorach.

- Wszystko, co dzieje się wokół mnie, to niezbity dowód na to, jak można niszczyć przeciwników - mówi Andrzej Grzywna. - Nie użalam się, bo przecież sam zdecydowałem się zostać radnym i postanowiłem być krytyczny wobec wójta. Wójt jednak korzysta ze swoich uprawnień i z pienię¬dzy gminnych, żeby mścić się na przeciwniku. Czy ktokolwiek inny, widząc jak wójt niszczy niepokornego radnego, zdecyduje się być w opozycji?

- To pan Grzywna próbuje mnie zniszczyć - odpowiada wójt Antoni Cymbalak. - Wchodzi w skład niewielkiej zorganizowanej grupy, która za wszelką cenę próbuje to zrobić. Nie liczą się środki, ważny jest cel. To trwa od około dwóch lat. Liczba skarg pisanych na mnie oraz zawiadomień do prokuratury jest bardzo duża i wciąż rośnie. Na liście instytucji, do której skargi są wysyłane, jest już ponad 20 pozycji. Kosztuje nas to dużo czasu i nerwów. Także pieniędzy, bo zarówno ja, jak i pracownicy, musimy jeździć do różnych instytucji, żeby składać wyjaśnienia. Ja mam czyste sumienie i nie muszę się wstydzić przed mieszkańcami, bo działam dla ich dobra. Pan Grzywna działa natomiast tylko i wyłącznie dla swoich prywatnych korzyści.

Andrzej Grzywna w swoich walkach z wójtem dostrzega jedną korzyść, choć jest ona wątpliwa.

- To dzięki Cymbalakowi poznałem dobrze sąd - mówi. - Wcześniej nigdy w sądzie nie byłem. Ja muszę jednak bronić się za swoje, a wójt atakuje mnie za nasze wspólne pieniądze. Budzi to mój głęboki sprzeciw, bo nie jest tak, że popełniam jakieś przestępstwa.

- Nie mam żadnej przyjemności w tym, żeby sądzić się z Andrzejem Grzywną - mówi wójt Cym¬balak. - To nie ja zaprowadziłem go do sądu. Po raz pierwszy trafił tam nie z mojej przyczyny. Wtedy nawet o tym nie wiedziałem. Było to w 1994 roku, kiedy jako przewodniczący Rady Gminy, w uchwale o prywatyzacji lecznicy, sam dopisał trzy słowa, które potem ułatwiły mu podpisanie umowy notarialnej kupna domu (sąd warunkowo umorzył sprawę uznając jego czyn za występek o niewielkiej szkodliwości - przyp. red.). Kilka lat później gmina zmuszona była pozwać pana Grzywnę do sądu, kiedy sprzedał najazd samochodowy, który znajdował się na działce lecznicy, a który nie należał do niego. Chciałem sprawę załatwić polubownie, ale pan Grzywna się nie zgodził. Nie mieliśmy wyboru, sąd nakazał mu wtedy zwrot zawłaszczonej rzeczy. Ostatnie rozprawy sądowe to skutek tego, że pan Grzywna nie chciał dobrowolnie przesunąć płotu oraz usunąć rur znajdujących się na gminnym gruncie. Gmina nie miała wyboru.

To regularna wojna

Konflikt między radnym a wójtem jest faktem. To właściwie regularna wojna. O niektórych jej przejawach pisaliśmy. Np. o tym, jak kilka miesięcy temu radny Grzywna złożył zawiadomienie na wójta Cymbalaka, że ten miał go uderzyć przed niedzielną mszą, podczas gdy obaj wchodzili do kościoła. Prokurator postanowił odmówić wszczęcia postępowania w tej sprawie.

Pisaliśmy także o skardze radnych Andrzeja Grzywny i Jarosława Soło¬wińskiego do sądu administracyjnego, że wójt blokuje im dostęp do informacji nie odpowiadając na zadawane mu pytania. Ostatnio Wojewódzki Sąd Administracyjny zobowiązał wójta do niezwłocznego rozpatrzenia wniosków złożonych przez radnych o udostępnienie im informacji publicznej.

Trudno przewidzieć, jak zakończy się ta bezprecedensowa wojna. Największym marzeniem radnego Grzywny i radnego Sołowińskiego jest, żeby Antoni Cymbalak nie wygrał listopadowych wyborów. Czy wójt spełni ich marzenia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki