Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W wypadkach zginęło dziesięć osób! Wszystkie w jednej miejscowości

Mieczysław Bubrzycki
Fot. PSP w Ostrowi Mazowieckiej
Kolejną ofiarą mógł był Kuba. Na szczęście, kierowca rozpędzonego auta zahaczył tylko o jego rowerek.

W podostrowskich Grądach nie ma chyba rodziny, w której ktoś nie zostałby ranny w wypadku samochodowym. Cała wieś mieszka przy drodze krajowej 60. To dla nich droga śmierci.

Kolejną ofiarą krajowej sześćdziesiątki mógł był Kuba. Na szczęście, kierowca rozpędzonego auta zahaczył tylko o jego rowerek. Do wypadku doszło 16 września w Grądach. Do jednego z wielu wypadków w tej wsi.

Większość drogowych tragedii pozostaje w pamięci ludzi. Rodzina 19-letniego Sebastiana postanowiła pozostawić po nim trwały ślad w postaci przydrożnego nagrobka. Chłopak zginął dwa lata temu. Jechał autem, które uderzyło w tył ciągnika. Zginął także jego kolega oraz kierujący ciągnikiem, mieszkaniec pobliskiej wsi.
- Przez te wszystkie lata było tu tyle ofiar, także śmiertelnych, że zabraknie palców obu rąk, żeby ich wszystkich wymienić - przekonuje mieszkaniec Grądów.

Przekleństwo dla mieszkańców

Droga krajowa nr 60 na niemal całym odcinku z Ostrowi do Różana omija wsie. Kierowcy lubią takie drogi, bo nie trzeba ciągle zwalniać. Niektóre wsie leżą jednak w niewielkiej odległości od drogi i to, co dla kierowców jest wygodą, dla mieszkańców tych wsi - przekleństwem.

Tak jest w Grądach. Wieś leży w niedużej odległości od drogi, ale nie spełnia to kryteriów terenu zabudowanego. Nie ma więc żadnego ograniczenia prędkości. Efekt jest taki, że na kilkusetmetrowym odcinku tej drogi, w ostatnich kilkunastu latach, zginęło co najmniej 10 osób. Wśród nich jest czworo mieszkańców Grądów. Wszyscy to piesi - zginęli w pobliżu skrzyżowania krajowej sześćdziesiątki z drogą do wsi.

Takich, którzy zostali ranni, nawet trudno spamiętać, a cóż dopiero zliczyć.
- Pierwszą osobą z naszej wsi, która zginęła w okolicach tego skrzyżowania, była Józefa Kowalczyk, którą potrącił samochód - mówi Ryszard Cichowski, sołtys wsi Grądy. - To było już dawno temu.

W 1992 roku kierowca małego fiata najechał na 64-letnią Heleną Zaczkowską, która szła prawą stroną szosy do przystanku autobusowego. To był ranek, kobieta chciała dojechać do Wąsewa. Wskutek wypadku poniosła śmierć na miejscu.

Przytomność odzyskała w szpitalu

11 października 1993 roku na drodze nr 60 zginął 29-letni Dariusz Pędzich. Teresa Pędzich, jego żona, dokładnie pamięta tę datę, choć samo zdarzenie wypadło ze świadomości. Kiedy odzyskała przytomność w szpitalu, nie wiedziała, jak się w nim znalazła.

Byli pięć lat po ślubie. Ona pracowała wtedy w Broku, mąż w Ostrowi. Po pracy spotkali się w Ostrowi i razem wyszli na Różańską na okazję. Zatrzymali samochód ciężarowy. Było już ciemno, kiedy zatrzymał się na przystanku w Grądach.

Kiedy przechodzili na drugą stronę szosy, od strony Różana nadjechał samochód osobowy. Nie pomogło hamowanie, auto uderzyło w oboje małżonków. Dariusz Pędzich nie przeżył wypadku, nieprzytomna Teresa znalazła się w szpitalu. Miała liczne złamania.

- Byłam wtedy w ciąży, a w domu zostały dwie córeczki: jedna miała cztery latka, a druga dwa i pół - wspomina. - Lekarzom udało się uratować mnie i dziecko, choć syn urodził się w siódmym miesiącu. Chorował, ale teraz jest już w porządku, jest zdrowy i w tym roku kończy gimnazjum. Ja długo się leczyłam, noga była wtedy do amputacji, ale byłam młoda, udało się ją uratować, choć dokucza mi jeszcze do tej pory. To były straszne lata. Trzeba było zająć się trójką dzieci, trzeba też było za co żyć. Na szczęście, dzięki dobremu prawnikowi udało się wywalczyć rentę od PZU.

Dwukrotna ofiara wypadku

28 października 2002 roku, po godzinie 19.00, Henryk Duda z Grądów wracał z baru do domu, nie był trzeźwy. Bar jest po drugiej stronie szosy, obok całodobowej stacji paliw. Gdy przechodził przez drogę, najechał na niego samochód osobowy. Nie miał szans, zginął na miejscu.

Zanim zginął Henryk Duda, jego żona, Halina, dwukrotnie jako rowerzystka była ofiarą wypadku. Za każdym razem na drodze nr 60, w pobliżu skrzyżowania z drogą do wsi.
- Pierwszy raz doszło do tego w 1983 roku - wspomina. - Wyprzedzający mnie samochód zahaczył mnie naczepą. Doznałam wtedy wstrząśnienia mózgu. Drugim razem potrącił mnie samochód osobowy, który wpadł w poślizg. To było w listopadzie, jakieś 15 lat temu. Wracałam rowerem ze szkoły w Rząśniku, gdzie pracuję. Na szczęście, samochód jechał dość wolno. Świadkiem wypadku był inny kierowca, który powiedział mi potem, że gdyby jechał szybciej, byłoby po mnie. Straciłam wtedy przytomność, leżałam długo w szpitalu.

Kolejną ofiarą mógł być 8-letni Kuba z Grądów, który 16 września tego roku wybrał się do kolegi, który mieszka po drugiej stronie szosy. Zostawił w drzwiach kartkę, że niedługo wróci. Gdy zaczęło zmierzchać, zaniepokojona matka rozpoczęła poszukiwania. Odnalazła go. Przestrzegła, żeby uważał, jak będzie przechodził przez szosę.

Kuba zdążył już prawie przejść przez jezdnię. Auto jadące od strony Ostrowi zahaczyło jednak o rower chłopca. Kierowca auta zatrzymał się dalej, tuż obok przydrożnego nagrobka 19-letniego Sebka, który zginął dwa lata temu. Przy rannym chłopcu już pojawili się młodzi ludzie jadący innym samochodem. Matka, gdy zobaczyła leżącego na poboczu synka, zemdlała.

Chłopiec przeżył. Obrażenia okazały się na tyle niegroźne, że niedługo wrócił do domu.

Obszerny materiał na ten temat znajdziecie w najbliższym papierowym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki