Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia i kara, i strach

Elżbieta Polońska, ep
Ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan Zakładu Karnego w Iławie: - Wiesław C., dopóki trwa przy Kościele, nie jest groźny. To inteligentny i głęboko wierzący człowiek. On wiele zrozumiał, przeszedł głęboką metamorfozę. Ma świadomość zbrodni, których się dopuścił i żałuje tego
Ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan Zakładu Karnego w Iławie: - Wiesław C., dopóki trwa przy Kościele, nie jest groźny. To inteligentny i głęboko wierzący człowiek. On wiele zrozumiał, przeszedł głęboką metamorfozę. Ma świadomość zbrodni, których się dopuścił i żałuje tego A. Wołosz
Strach i panika. Tymi dwoma słowami można odkreślić emocje, jakie od kilkunastu dni rządzą mieszkańcami Ostrołęki, za sprawą seryjnego mordercy, który po odsiedzeniu kary 25 lat więzienia wyszedł na wolność i zamieszkał w Ostrołęce. Wiesław C. ma niespełna 50 lat. - Zwykły facet, przeciętny - mówią o nim policjanci z Ostrołęki. Tyle tylko, że dokonał czterech zabójstw. Udusił, zgwałcił i okaleczył cztery młode dziewczyny z Baranowa pod Mrągowem. Do zbrodni przyznał się podczas procesu. Ale przedtem, razem z rodzinami dziewcząt, uznanych początkowo za zaginione, szukał ich w Baranowie i okolicy. Został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. 15 grudnia 2003 r. Wiesław C. po odbyciu kary wyszedł na wolność. Wyrok przez ostatnie 12 lat odsiadywał w Zakładzie Karnym w Iławie. Ostatnio zameldowany był w Mikołajkach, jego rodzina mieszkała w Baranowie. Po tragicznych dla niej wydarzeniach przeniosła się do Ostrołęki. I to tutaj po wyjściu z więzienia wrócił Wiesław C. Mieszka z ojcem i matką w jednym z wieżowców w centrum miasta.

Ksiądz uspokaja - Wiesław C. modlił się za ofiary

Ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan Zakładu Karnego w Iławie: - Wiesław C., dopóki trwa przy Kościele, nie jest groźny. To inteligentny i głęboko wierzący
Ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan Zakładu Karnego w Iławie: - Wiesław C., dopóki trwa przy Kościele, nie jest groźny. To inteligentny i głęboko wierzący człowiek. On wiele zrozumiał, przeszedł głęboką metamorfozę. Ma świadomość zbrodni, których się dopuścił i żałuje tego A. Wołosz

Ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan Zakładu Karnego w Iławie: - Wiesław C., dopóki trwa przy Kościele, nie jest groźny. To inteligentny i głęboko wierzący człowiek. On wiele zrozumiał, przeszedł głęboką metamorfozę. Ma świadomość zbrodni, których się dopuścił i żałuje tego
(fot. A. Wołosz)

Wiesław C. nazywany jest "wampirem z Baranowa". Emerytowany nauczyciel z Baranowa (Baranowo pod Mrągowem, nie należy mylić z miejscowością w powiecie ostrołęckim - przyp. red.) dobrze pamięta wydarzenia sprzed lat, jednak nie chce wiele mówić.
- To tak jakby się przywoływało upiory z przeszłości - mówi. - To co on zrobił to okrucieństwo, bo i on to bestia. Wszyscy myśleli, że to dobry i życzliwy facet. I proszę się nie dziwić, że wszyscy się tu boją.
W latach 70. o sprawie "wampira z Baranowa" niewiele pisała prasa. Pojawiła się wzmianka Polskiej Agencji Prasowej, a lokalne gazety o zbrodni nie informowały, ale wówczas nie było wiele lokalnej prasy, była za to cenzura.
Kiedy Wiesław C. wyszedł w grudniu z więzienia, prasa i telewizja ostrzegały, że wypuszczony na wolność psychopata zostaje bez leków. Na trzy miesiące przed wyjściem na wolność dostawał leki na zmniejszenie popędu seksualnego. Czy będzie je brał na wolności?
- Wiesław chce się leczyć, to wszystko, o czym donoszą media, to nieprawda - zaprzecza doniesieniom gazet i telewizji ksiądz Kazimierz Tyberski, kapelan Grupy Oddziaływania Duszpasterskiego w Zakładzie Karnym w Iławie. - Nikt mu nie proponował leczenia, a w więzieniu nie ma żadnej resocjalizacji.
Ksiądz Tyberski o Wiesławie C. mówi dużo i chętnie.
- Nikt go nie zna tak, jak ja i mówię to z całą świadomością - podkreśla. - Znam go 8 lat. Spotykaliśmy się sześć razy w tygodniu od 9.00 do 17.30. Przeszedł w więzieniu głęboką metamorfozę duchową. Żałował tego, co zrobił, modlił się za swoje ofiary, uczestniczył we mszy co niedziela. Teraz też co rano chodzi do kościoła. Dopóki trwa przy kościele, dopóki wie, że ma przy sobie życzliwych ludzi, jest to dobry człowiek. On się naprawdę zmienił i sam tej przemiany chciał. Znamienne było to, co powiedział wychodząc z więzienia: wolałbym zabić siebie niż kogoś. Prasa i telewizja zrobiły z niego potwora, a nie można przecież tanią sensacją niszczyć człowieka.
Luiza Sałapa, rzecznik Centralnego Zarządu Więziennictwa, spotkała się z wampirem z Baranowa tuż przed jego wyjściem i twierdzi, że nie robił przerażającego wrażenia.
Ksiądz Tyberski uważa, że Wiesław C. jest silny psychicznie, ale nie wiadomo, jak przetrzyma nagonkę medialną.
- Na razie jest dobrze, bo nie tylko ja się z nim kontaktuję, on ma przyjaciół, którzy dzwonią do niego i pozwalają przetrwać ten czas - dodaje kapelan.
Wśród znajomych Wiesława C. są też kobiety. Przez osiem lat, w czasie których należał do Grupy Oddziaływania Duszpasterskiego w iławskim więzieniu, zyskał sympatię, a nawet przyjaźń wielu ludzi.
- Wśród wolontariuszek były kobiety, młode dziewczyny, studentki - opowiada ksiądz Tyberski. - I nigdy nie wykazywał jakichś anormalnych zachowań w stosunku do tych kobiet. Przeciwnie, był serdeczny, skromny, pamiętał o naszych imieninach, urodzinach. Był troskliwy i opiekuńczy, tak jakby chciał w ten sposób zrekompensować to, co zrobił. Regularnie wychodził na przepustki. Odwiedzał znajomych, nocował u nich, bywał u rodziców. Dopiero kilka lat temu, kiedy ktoś pisał o nim artykuł, zrobiło się wielkie zamieszanie, został przebadany w klinice psychiatrii sądowej i zakazano mu wychodzenia na przepustki.
Ksiądz Tyberski rozmawiał z więźniem o tym, co zdarzyło się w Baranowie. Ma własną wersję praprzyczyny zbrodni.
- Kiedy był w siódmej czy ósmej klasie szkoły podstawowej, był na szkolnej wycieczce. Wychowawczyni w łóżku kolegi znalazła koleżankę z klasy. Zwymyślała ją i w Wiesławie zaczęła dojrzewać myśl, że kobieta to jakiś gorszy gatunek. Niewątpliwy wpływ na to, co zrobił, miało też nieudane życie małżeńskie, zdrady żony - opowiada historię więźnia kapelan.

Prywatne sprawy Wiesława C.

Wiesław C. jest rozwiedziony. Ma dwoje dzieci, jednak sąd, na wniosek żony, zabronił mu kontaktów z potomstwem. Wcześniej pracował jako kierowca. Teraz siedzi w domu rodziców, bo raczej trudno byłoby mu znaleźć pracę. Rodzice są już w podeszłym wieku, załamani sytuacją. Wiesław C. nie ma środków do życia i utrzymują go rodzice. Nie jest ubezpieczony, jedyne co może zrobić, to zgłosić się do opieki społecznej po skromny zasiłek - około 40 zł. Tymczasem porcja leku na zmniejszenie popędu seksualnego kosztuje 600-700 zł. Jeżeli zgłosi się do lekarza, dostanie jedynie receptę na lek, a za coś trzeba go przecież wykupić.
Mieszkańców Ostrołęki ogarnęła psychoza po programie Marcina Wrony "Pod napięciem" w telewizji TVN, w którym przypominał o zbrodniach, jakich dopuścił się przed laty Wiesław C.
- Boję się wyrzucić śmieci, boję się wyjść wieczorem sama po zakupy - mówi kobieta, która mieszka w tym samym bloku, co Wiesław C.
W urzędach, sklepach, biurach "wampir z Baranowa" to był w ciągu ostatnich dni główny temat rozmów w Ostrołęce.
Mało kto wie, jak wygląda Wiesław C. Wiadomo, że dobiega pięćdziesiątki, to taki "zwykły starszy pan".
- Przeciętniak - mówią policjanci. - Ale tacy zazwyczaj są mordercy, nie rzucają się w oczy.
- Otrzymaliśmy informację z Zakładu Karnego w Iławie, że Wiesław C. wychodzi na wolność i zamierza mieszkać u rodziców w Ostrołęce - mówi podinsp. Mirosław Dąbkowski, komendant miejski policji w Ostrołęce. - Obserwujemy sytuację, jednak nie mamy podstaw do zdecydowanych działań, bo on przecież niczego nie zrobił.
W świetle prawa Wiesław C. odsiedział karę i ma teraz "czystą kartę".
Wiesław C. przebywa w Ostrołęce już ponad miesiąc i rzeczywiście w tym czasie nic się nie wydarzyło z jego udziałem. Policja nie miała żadnych sygnałów związanych z C. Wokół bloku, w którym mieszka, widać często policjantów, znacznie częściej niż dotychczas. Nasze obserwacje potwierdzili mieszkańcy tychże wieżowców.
- Nie wiedziałem, że taki człowiek zamieszkał w Ostrołęce, dowiedziałem się z telewizji - mówi prezydent Ryszard Załuska. - Nie jestem tym zachwycony, ale nic nie mogę zrobić.
Podobnie Straż Miejska.
- Możemy sprawdzać miejsca uznawane za niebezpieczne: park, skwery, łąkę na Gorbatowa - mówi Piotr Liżewski, komendant Straży Miejskiej w Ostrołęce. - Nic więcej nie możemy zrobić, nie możemy nachodzić człowieka, który nic teraz nie zrobił.
A na pytanie: czy zrobi w przyszłości? nikt nie potrafi odpowiedzieć.
- W więzieniu dostawał leki na obniżenie popędu seksualnego - wyraźnie unika rozmowy na temat byłego więźnia C., ppłk Gerhard Drapiewski, zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Iławie. - Nie mogę mówić, jaki był, co robił, czy był agresywny. Ten człowiek wyszedł już z więzienia i ja nie mam prawa niczego komentować. Obowiązuje mnie ustawa o ochronie danych osobowych. To są już teraz jego prywatne sprawy.
Ppłk Drapiewski nie zaprzecza jednak, że Wiesław C. był jeszcze w więzieniu badany przez psychiatrę. Jak nam powiedział, w opinii lekarza Wiesław C. może ponownie popełnić przestępstwa, których dopuścił się wcześniej.
Psychiatrzy jednak zdecydowanie zaprzeczają, że C. jest człowiekiem psychicznie chorym. Podobnie jak biegły psychiatra, który podczas procesu C., odrzucił wersję ograniczenia poczytalności mordercy.
- To przestępca seksualny - mówi lekarz psychiatra z Instytutu Psychiatrii w Pruszkowie. - A to rodzaj pewnych anomalii zachowań człowieka, ale nie choroba.
- Prasa ma swój scenariusz i chce postępować według niego - mówi ksiądz Kazimierz Tyberski. - A ten człowiek tak naprawdę to nie wie, co ze sobą zrobić. Proszę zwrócić uwagę, że obecna rzeczywistość jest dla niego zupełnie nowa. Jest skazany sam na siebie, nie wie, co ma robić. Chce się leczyć, ale nie pójdzie do lekarza, nie pójdzie na terapię, bo się boi wyjść z domu. I jeżeli wytrwa w swojej wierze, to znaczy, że wygrał. Ale może być też tak, że zostanie zniszczony, załamie się. I wtedy albo zaatakuje znowu, żeby wrócić do więzienia, bo tam czuje się bezpieczny, albo wyjedzie na Grenlandię, bo tam media go może nie znajdą.
Opinia księdza Tyberskiego najprawdopodobniej niewielu jednak przekona. Ludzie się boją, czemu nie można się dziwić.
- Zagrożenia nie można lekceważyć, ale Wiesław idealnie spisywał się w więzieniu - opowiada ksiądz Tyberski. - On miał wiele czasu, żeby to wszystko przemyśleć. Współwięźniowie z Grupy Oddziaływania Duszpasterskiego lubili go, choć początkowo nie chcieli go w grupie. Potem się jednak do niego przekonali. W więzieniu wykonywał wiele prac stolarskich, był solidny, sumienny i dokładny. Hodował chomika, rybki, lubił kwiaty. Trzeba dać mu szansę.
Zdaniem kapelana Tyberskiego najlepiej byłoby, gdyby udało się umieścić C. w ośrodku rekolekcyjnym. Najchętniej sam by taki otworzył (ma to zresztą w planach), ale na to na razie nie ma pieniędzy.
- Nawet, gdyby ten psychol stał się święty, to zawsze będzie psycholem - opinia ostrołęczan nie pozostawia złudzeń. - Sądzicie, że pozwoliłbym córce albo żonie z takim się spotkać?

*

Policja, władze miasta, lekarze postępują zgodnie z obowiązującym prawem, tylko że to prawo jest niedoskonałe. Wiesław C. odpokutował i nie można go kontrolować. Nie może być tak, że miasto boi się jednego człowieka. Niech nasz poseł złoży inicjatywę ustawodawczą, a władze miasta niech nawet na granicy prawa zainteresują się losem Wiesława C., jeśli chcą zadbać o spokój ostrołęczan.

W Baranowie się nie boją, chcą zapomnieć

Baranowo koło Mrągowa
(fot. A. Wołosz)

Ludzie w Baranowie wiedzą, że Wiesław C. wyszedł na wolność. Jednak nie panikują, chcą raczej zapomnieć o tragedii jaka wydarzyła się tu przeszło ćwierć wieku temu. Unikają rozmów, bo - jak mówią - po co rozgrzebywać stare rany. - Lepiej zła nie przywoływać.
Baranowo. Malowniczo położona miejscowość między Mrągowem a Mikołajkami.
O miejscowości zrobiło się głośno kilka tygodni temu, kiedy media dowiedziały się, że czterokrotny morderca, niegdyś mieszkaniec tejże wsi, wychodzi na wolność. Na początku chętnie opowiadali dziennikarzom o brutalnych mordach, których dopuścił się Wiesław C.
- Teraz media na nas żerują, a my chcemy normalnie żyć - mówi nam pierwsza kobieta, którą spotkaliśmy w Baranowie w ostatnią sobotę 24 stycznia. - Rozgłos to by się przydał, żeby w jakimś dobrym sensie nas wypromować, a nie w takich sprawach. Jak komuś mówię, że jestem z Baranowa, to zaraz jest zaskoczenie i pytanie, czy z TEGO Baranowa. Myślicie, że tylko tu dochodzi do przestępstw?
Tu jednak 15 grudnia 1978 roku okazało się, że mordercą czterech młodych kobiet jest mieszkaniec wsi, 25-letni Wiesław C. Ojciec i mąż. Uczynny sąsiad, dobry kolega. Kiedy we wsi zaczęły ginąć dziewczyny, pomagał ich szukać. Współczuł rodzinom.

Pociąg śmierci

Przez wieś przebiegają tory kolejowe. Pociągiem najłatwiej i najszybciej było dostać się do szkoły do Mrągowa. Wiesław C. swoje ofiary wypatrywał w pociągu, albo kiedy wracały ze stacji do domów.
- Mordował je parę metrów od ich domów - opowiada spotkany na miejscowym cmentarzu mężczyzna. - Moją córkę też by złapał, ale mu się wyrwała. Z rok ją musiałem odprowadzać na stację i z powrotem do domu, tak się bała.
Na cmentarzu nie ma grobów dziewcząt zabitych przez Wiesława C. Kiedy doszło do mordów, nie było w Baranowie jeszcze cmentarza. Pochowane są w Mrągowie, Działdowie...
- Ludzie się boją, bo nawet córek po mleko nie puszczają - opowiada dalej mężczyzna. Pamięta dobrze zdarzenia sprzed lat. - Ciała zakopywał parę metrów pod ziemią. Jeszcze na wierzch to mech kładł, albo nawet drzewko przesadzał, żeby nikt nie znalazł. A potem, po paru dniach odkopywał i znowu gwałcił. Takiego sk... to ja nie wiem. Powiesić i zabić to za mało, miesiąc pomordować!
We wsi niemal doszło do samosądu.
- Jak robili wizję lokalną, mróz był wtedy, ale tyle tu milicji rzucili, że ja nigdy tylu samochodów w jednym miejscu nie widziałem. Bali się pewnie, że go ludzie zabiją, zresztą szykowali się na niego, ale obstawili to pole z każdej strony i dostać się tam nie było można - wspomina nasz rozmówca wydarzenia sprzed ponad ćwierć wieku.
Jedno z ciał ukrył kilka metrów od swojego domu. Spotkany we wsi stary mężczyzna wskazuje drewnianą chałupę, gdzie mieszkał C. Z żoną i teściami.
- Tam jest obok taki słup - pokazuje palcem. - Tam pod nim ją zakopał.
Córkę Teresy Lenda, zaledwie wówczas siedemnastoletnią, zabił pomiędzy domem Lendów a chałupą sąsiadów.
- Nie chcę tego wspominać - mówi kobieta. Na twarzy nie ma już łez, bo czas powoli zaciera rany. - Zabił ją w listopadzie, a ciało znaleźli w styczniu.
Wiedziała, kiedy Wiesław C. wychodzi z więzienia.
- A czego mam się bać? - mówi. - Mnie starej nie ruszy, a córki już nie mam, więc mi nic nie zrobi. Niech się inni o swoje córki boją.

To wina systemu

Ludzie znają historię C. z telewizji i prasy. A dziennikarzy było w ostatnim czasie we wsi bardzo dużo.
- To normalna nagonka - tłumaczą.
Każdy zna historię sprzed 26 lat, nawet jeżeli nie pamięta jej, to ma obraz zdarzeń z telewizji.
- Co innego pisali, niż my mówiliśmy - macha ręką kobieta.
Ludzie nie zastanawiają się, dlaczego Wiesław C. popełnił zbrodnię. Wiedzą, że mieszka w tej chwili w Ostrołęce.
- No to co, że mieszka w Ostrołęce - mówią nam kobiety w miejscowym sklepie. - Gdzieś musi przecież żyć. A takie ciągłe pisanie i jego pokazywanie to nie jest dla niego dobre. Nie ma spokoju.
- W zachodnich krajach to tacy, co wyjdą z więzienia, mają jakąś opiekę - mówi starszy mężczyzna.
- A co on ma zrobić? - dodaje inna. - Tak samo jak ja bym była na jego miejscu: na leczenie mnie nie stać i co? Po co komu taki system?
- Albo do końca życia zamknąć, albo leczyć!
- Boi się pani? - pytamy.
- Trochę się boję - odpowiada spotkana kobieta.
Okazuje się, że nie wie, jak Wiesław C. wygląda.

Ocalić od zapomnienia

We wsi nie mówi się o żadnej zemście na Wiesławie C. Ludzie raczej wolą o nim nie mówić, wykreślić go z pamięci.
- Córki mi to nie zwróci - mówi Lendowa.
W miejscach, gdzie C. zakopywał swoje ofiary, nie ma krzyży, nie stoją tam świeczki. Pozostał krzyż jedynie za torami, na małej górce, gdzie zabił jedną z dziewczyn. Jednak, mimo że mieszkańcy wsi dali wyraźne wskazówki, gdzie krzyż znajdziemy, szukamy go przez długi czas.
Krzyż stoi lekko przechylony, płotek, który go otaczał spróchniał, sztuczne kwiaty dawno straciły swoje kolory. Miejsce idzie w zapomnienie. Być może gdyby nie programy telewizyjne i artykuły w gazetach, wielu by już o mordzie nie pamiętało. Nie dlatego, że pamięć zawodzi, ale żeby normalnie żyć.

Boję się człowieka-widma

Kobiety w Ostrołęce nie bardzo chcą opowiadać o swoim strachu do gazety, podając imię i nazwisko.

Kobieta mieszkająca w bloku obok bloku Wiesława C.: - O wampirze dowiedziałam się od przyjaciela z innego miasta. Nie mam TVN-u więc programu nie widziałam. On zaniepokoił się o mnie i zadzwonił, powiedział mi, że w Ostrołęce jest morderca, o którym psychiatrzy mówią, że nie rokuje nadziei na wyzdrowienie. Na drugi dzień poszłam do pracy, a tu koleżanki mi mówią, że on mieszka obok mojego bloku. Nie powiem, żeby ta wiadomość nie zrobiła na mnie wrażenia. Koleżanka widziała go, jak chodzi wokół bloku i potrząsa rękami. Tak dziwnie się zachowuje, opowiadała. Przestałam wychodzić sama wieczorem, a jak muszę dokądś pójść, to biorę taksówkę. Uważam, że jeśli psychiatrzy wydali opinię, że on nigdy nie będzie normalny, powinien być zamknięty w specjalnym zakładzie. Skoro jego ojciec mówi, że może go nie upilnować, to jest się chyba czego bać! Uważam, że powinna być pokazana jego twarz. Boję się człowieka-widma. Boję się otwierać drzwi, ale zauważyłam też, że pod naszym blokiem co i raz pojawia się policja. A przedtem tego nie było. Przy okazji zrobi się porządek, bo tu zawsze bywało niespokojnie, jeszcze przed powrotem tego człowieka z więzienia.

Kobieta mieszkająca przy ul. 11 Listopada: - Bałam się i bez tego wampira w Ostrołęce. Zawsze się boję. Od dawna sama nie schodzę do piwnicy, bo mogę wejść na pijanego czy bezdomnego. Sama nie wychodzę z domu wieczorem. Kiedyś takiego problemu nie było, człowiek wychodził wieczorem na spacer i nie myślał, że go ktoś napadnie, wyrwie mu torebkę, czy zabierze komórkę.

Kobieta mieszkająca na Centrum: - Chodzę sama wieczorem do pracy w okolice tamtych wieżowców, a co mam robić, brać taksówki? Nie stać mnie na to. Boję się, ale nie mam wyjścia.

Kobieta mieszkająca w śródmieściu: - Nie rzucam się w oczy, to może mnie nie zauważy.

Anna Linczerska. Wolontariuszka z Iławy, należy do wspólnoty religijnej, którą tworzą głównie osadzeni w iławskim więzieniu. - Na początku nie wiedziałam dokładnie, co Wiesław C. zrobił. Ale on miał w sobie tyle pokory i chęci do zmiany, że zdobył nasz szacunek i zaufanie. Wiesław się zmienił. Przyjmował sakramenty, pilnował modlitwy, innych zachęcał i namawiał. I mówił mi, że tak chce żyć. Wiesław zdobył zaufanie strażników więziennych. Zawsze potrafił załatwić na nasze spotkanie bombonierkę, jeżeli ktoś miał imieniny, nawet raz szampana czy jakieś wino. I oni musieli mu ufać, skoro to dla niego kupowali i przemycali. Wiesław dopuścił się zbrodni, ale przeżył nawrócenie. A przecież jest to możliwe, ilu znamy w Piśmie Świętym grzeszników, którzy nawrócenia doświadczyli? Wiesław na długo przed wyjściem z więzienia mówił o swoich obawach. Ale on bał się raczej strony materialnej życia. Chyba nie przypuszczał, że najciężej będzie mu zmierzyć się z niechęcią i nienawiścią, i przetrzymać to wewnętrznie.

Prawo nie przewidziało strachu

Mirosław Dąbkowski, komendant miejski policji w Ostrołęce: - Nie należy demonizować zagrożenia, ponieważ od tych zdarzeń minęło 25 lat, a ludzie się zmieniają. Oczywiście bierzemy pod uwagę istniejące w związku z C. zagrożenie i dlatego obserwujemy sytuację, nie mamy jednak podstaw do konkretnych, zdecydowanych działań. Z punktu widzenia prawa jest on osobą, której niczego nie można zarzucić. Na pewno jednak jest to osoba nieprzystosowana do życia w obecnej sytuacji - do więzienia poszedł przecież w latach 70., taka osoba powinna być objęta jakąś opieką, a nie ma do tego przewidzianych instytucji. Moim prywatnym zdaniem, właściwą karą za czterokrotne zabójstwo i wielokrotne usiłowanie zabójstw powinna być kara śmierci lub czterokrotne dożywocie, tak jak jest to praktykowane w USA.

Ryszard Załuska, prezydent Ostrołęki: - Nie jest to dobra wiadomość, że człowiek, który dokonał czterech morderstw mieszka w Ostrołęce. Zdaję sobie sprawę, że panika ogarnia przede wszystkim kobiety i dzieci. Tego rodzaju ludzie jak Wiesław C. powinni być leczeni. Rozmawiałem z policją oraz Strażą Miejską i jedyne, co możemy zrobić, to uczulić funkcjonariuszy, żeby zwracali uwagę na miejsce, gdzie ten człowiek mieszka i niebezpieczne okolice.
Adam Kolbus, prokurator okręgowy w Ostrołęce: - Prokuratura nie otrzymała informacji, że ten mężczyzna w Ostrołęce zamierza mieszkać. Nie ma w Polsce, niestety, przepisów prawa, które zobligowałyby jakiekolwiek instytucje do opieki nad tym człowiekiem. Nikt też nie pokazał w sposób bezsporny, że ma on problemy ze zdrowiem, a do leczenia nie można w Polsce nikogo zmusić. Konstytucja gwarantuje mu wolność, a on jest przecież wolnym człowiekiem.

Marzena Ksel, naczelny lekarz więziennictwa: - Każdy człowiek podlega leczeniu, dotyczy to także osób przebywających w więzieniu. W przypadku tych, którzy popełniają tzw. ciężkie przestępstwa, należy na początku zanalizować, dlaczego do nich doszło i wtedy można określić, czy są to dewiacje, czy np. przestępstwo jest formą realizowania popędu seksualnego. W przypadku groźnych przestępców (seksualnych - przyp. red.) to może być wynik zaburzeń dewiacyjnych albo choroby psychicznej. Jeden i drugi przypadek wymaga leczenia przez całe życie. Nie można zakładać, że tego rodzaju przestępca po wyjściu na wolność jest automatycznie wyleczony. Jeżeli ktoś nie chce się leczyć to można go do tego zmusić jedynie wyrokiem sądu, kiedy z takim wnioskiem wystąpi rodzina. A trudno jest wyegzekwować nawet leczenie gruźlicy, więc co tu mówić o zaburzeniach seksualnych. Osoba, która po odbyciu kary wychodzi z więzienia jest pozostawiana sama sobie, a przecież wiadomo, że musi się leczyć. W naszej rzeczywistości, w sytuacji tak dużej dezorganizacji w służbie zdrowia trudno liczyć na jakiekolwiek działania w tym kierunku. Pracujemy nad tym, przed nami jednak długa droga.

Marek Bohdziewicz, ordynator oddziału psychosomatycznego szpitala w Ostrołęce: - Jeżeli chodzi o pomoc Wiesławowi C. w naszych warunkach to jest ona niemożliwa z prostego powodu, że w Ostrołęce nie zajmujemy się przypadkami dewiacji seksualnych. A nie można ich określać terminem choroby psychicznej, bo jest to po prostu brak kontroli nad swoją seksualnością. Można tu mówić o terapii farmakologicznej, ale tym przypadkiem musi zająć się seksuolog, nie psychiatra. Chociaż niewiele można powiedzieć nie badając przypadku.

Ksiądz Kazimierz Tyberski: - Dziennikarze krzyczą, co Wiesław zrobi ze swoimi skłonnościami. Nikt nie może dać gwarancji, że zbrodni nie popełni, to wie tylko on sam. Ale to na pewno zależy od ludzi dookoła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki